Gdy zacząłem oglądać to myślałem, że to jest ten gringo z Gibsonem, a tu się w filmie nie
pojawiał i nie pojawiał heh Film na pewno bardziej przypadł mi do gustu od np. "Maczety"
jedynie końcowa scena z rozdawaniem pieniędzy mnie rozczarowała. Mała rzeź na ekranie
nie wymagający zbytniego myślenia i wgłębiania się w szczegóły. Jeśli ktoś lubi
rozpierdalanki to powinien przypaść mu do gustu. I nie wiem jak was, ale mnie strasznie
irytowała ta wstawka jak on mówił o Acapulco. To akurat było bezsensu.