PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=411063}

Elegia

Elegy
7,1 27 202
oceny
7,1 10 1 27202
7,0 9
ocen krytyków
Elegia
powrót do forum filmu Elegia

„Elegia” z 2008 roku to formalnie film amerykański, ale – jak to coraz częściej bywa – zrealizowała go ekipa międzynarodowa, z dużym udziałem Europejczyków. Warto przyjrzeć się im bliżej, gdyż w mojej ocenie ich wkład stanowi ogromny atut filmu. Zacznijmy od pani reżyser. Isabel Coixet to Hiszpanka, autorka filmów, które znalazły widzów także poza Półwyspem Iberyjskim. „Moje życie beze mnie” z 2003 roku czy dwa lata późniejsze „Życie ukryte w słowach” to egzystencjalne dramaty nie pozbawione komercyjnego potencjału. Zatem dla kogoś takiego jak Coixet Hollywood to miejsce jak najbardziej właściwe, gdzie wzorem wielu innych europejskich reżyserów mogła wykorzystać potencjał amerykańskiej „Fabryki Snów” do tworzenia prawdziwej sztuki.

Aby taki zamysł mógł się powieść potrzebni byli odpowiedni współpracownicy. Odtwórca głównej roli Ben Kingsley spisał się nadzwyczajnie. Ten angielsko-hinduski brzydal wcielił się w postać uwodzicielskiego, charyzmatycznego, żydowskiego intelektualisty w sposób perfekcyjny. Do tej pory kojarzony głównie z oscarową rolą Gandhiego sprzed lat, teraz jest dla mnie przede wszystkim Davidem Kepeshem z „Elegii”. Reszta obsady również zasługuje na uwagę. Obiekt obsesyjnej miłości Kepesha to Consuela Castillo, kubańska piękność, zagrana przez niezawodną Penelope Cruz. Etatowy schwarzcharakter Dennis Hopper tym razem gra rozwiązłego poetę. Natomiast jego żonę – Deborah (Debbie) Harry. Oprócz aktorów czołową rolę odgrywa w tym filmie muzyka, będąca dziełem wybitnego kompozytora z Estonii Arvo Pärta.

Film jest ekranizacją powieści Philipa Rotha „Konające zwierzę”. Ta niewielka książka wydaje się bardzo trudna do sfilmowania. Jej konstrukcja jest dość luźna, większą część zajmują dość abstrakcyjne rozważania narratora na temat życia, seksu, starzenia się i śmierci. Fabuła odgrywa rolę raczej drugorzędną: oto 65 letni wykładowca, cieszący się pewną sławną medialną, prowadzi życie singla po przejściach. Wywiera intelektualny wpływ na studentki, uzyskując seksualne korzyści gdy te kończą edukację. Ten bezproblemowy cykl ulega jednak zakłóceniu, gdy na horyzoncie pojawia się piękna Consuela, kubańska arystokratka o hiszpańskich korzeniach. Wówczas niezaangażowany podziw zamienia się w obsesję, a seksualna przyjemność – w uzależnienie.

Przed obejrzeniem filmu zastanawiałem się, jak też zostanie potraktowana ta mniej filmowa warstwa książki Rotha, składająca się głównie z rozważań narratora – Davida Kepesha. Gdzież indziej niż u Rotha moglibyśmy na przykład przeczytać, że „typowe małżeństwo jest – z punktu widzenia potrzeb seksualnych – nie mniej tłamszące dla temperamentnego heteroseksualisty niż dla geja czy lesbijki”. Czy krócej: „z seksem nie wygrasz”. Reżyserka na szczęście nie zrezygnowała z co celniejszych stwierdzeń autora; słyszymy je w postaci głosu z offu – to chwyt formalny rzadko stosowany, ale w tym przypadku jak najbardziej trafny i uzasadniony.

Jak wspomniałem, Ben Kingsley, grając niejako wbrew warunkom fizycznym, jest jednak jak najbardziej przekonujący. Jego intensywne spojrzenie plus uśmiech z pewnością mogą robić wrażenie na kobietach, o których sam aktor, czterokrotnie żonaty, wie z pewnością niemało. W mniejszym stopniu przekonała mnie Penelope. Roth opisuje Consuelę jako kobietę „dorodną”, z fascynującym biustem, na dodatek tajemniczą. Niestety niewiele z tych cech posiada muza Almodovara. Dumna ze swych 44 kilogramów wagi, biuścik ma w porządku, ale wcale nie uzasadniający metafizycznego uniesienia. Co do tajemniczości to Penelope w moim odczuciu stanowi raczej typ „pokojówki” niż „księżniczki”. Bardzo mimiczna twarz, wyraziste emocje. Dlatego była tak doskonała jako namiętna wariatka w „Vicky, Cristina, Barcelona” Allena. Tutaj, jako obiekt fantazji Kepescha, widziałbym raczej aktorkę w takim typie jak Monica Bellucci: rzeczywiście „dorodną”, z naprawdę powalającym biustem, stawiającą bardziej na mowę ciała niż na słowa.

Ostatni akapit tego tekstu należy się Debbie Harry. Liderka zespołu „Blondie”, dawna muza Andy Warhola i króliczek „Playboya” najwyraźniej znalazła wspólny język z intelektualistką z Hiszpanii, gdyż jest to ich drugi wspólny film. Oglądając dawne zdjęcia Debbie Harry (rocznik 1945) - w zestawieniu z jej obecnym, filmowym wizerunkiem, muszę się zgodzić ze zdaniem jednego z krytyków filmowych, który stwierdził, że „starzenie się pięknych kobiet to jeden z najgorszych pomysłów Pana Boga”. W jednej z końcowych sekwencji filmu umierający przyjaciel głównego bohatera namiętnie całuje swoją zaniedbywaną od lat żonę. Później ta kwituje to słowami: „ciekawe o kim myślał w tej chwili”. Przypuszczam, że wypowiadanie takiej kwestii było niewdzięcznym zadaniem dla Debbie Harry – doskonale świadomej faktu, że kilka dekad wcześniej miliony mężczyzn uwięzionych w małżeńskiej rutynie myślały przecież właśnie o niej.

Zapraszam na moją stronę: http://www.rekomendacje.npx.pl

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones