Jakiś romans, jakieś rozterki życiowe, Ben Kingsley wgapiający się w okno...
Trochę to za mało, żeby film uznać za ponad przeciętny. Były momenty do tego stopnia nudne, że zastanawiałem się czy nie zrobić sobie w tym czasie kolacji. Niezbyt raczej dobrze świadczy to o produkcji.
Spodziewałem się dokładnie takiej riposty :)
Nie błysnąłeś, zupełnie jak twórcy tego filmu.
Zawsze bawiły mnie wycieczki osobiste na Filmwebie, szczególnie jeśli adwersarz nie ma rzeczowych kontrargumentów tylko ocenia subiektywną opinię innego widza :)
No cóż, niektórzy nie dorośli do dyskusji.
Zawsze bawiły mnie tego typu teksty jako odpowiedzi na różnego typu "ataki". "Dzieciaczysz", i obawiam się, że nieświadomie. Oceniam subiektywną opinię (przynajmniej tego jesteś świadomy), bo co mam innego robić? Na tym to polega. Oceniamy. Najlepsze jest to, że z góry skreślasz możliwość, jakobym miał owe "rzeczowe kontrargumenty", a sam żadnych rzeczowych argumentów nie przedstawiłeś, Maksiu. Jest to twoja subiektywna opinia, która jest do tego stopnia mierna, że nie mogłem powstrzymać się od takiego właśnie "dzieciakowania". Ale jeśli nawet zachce ci się (o ile potrafisz) przedstawić swoją ocenę rzeczowo, to ci najwyżej beknę w monitor.
Widzę jednak subtelną różnicę. Ja wyraziłem opinię o filmie (nie krytykując osób, którzy zachwycili się produkcją, bo każdy może swoje odmienne zdanie) a Ty wykazałeś się klasyczną niedojrzałością oceniając mnie na podstawie jednej notki. Żeby chociaż to była jakaś głęboka psychoanaliza a nie foch na poziomie gimnazjum :))
Wracając do filmu, nie zamierzam Cie przekonywać że "Elegia" była nudna. Bo takie jest moje odczucie względem tego wątpliwych lotów dzieła. Nie musisz się z tym zgadzać i w przeciwieństwie do Ciebie niezależnie od tego jak oceniasz produkcje do głowy by mi nie przyszło by zasugerować że z takiego powodu możesz być "głupi".
No ale to już kwestia wychowania (poczytaj o tym jeśli się tego jeszcze nie nauczyłeś).
Skoro widzisz te subtelne różnice, to mógłbyś też zauważyć, że bawię się takimi Maksiami, którzy często (za często) sami dokładnie nie wiedzą, czego chcą, ale oceniają. Oceniają jeszcze tak ogólnikowo, że język boli. Ba, gardzę nimi, bo wciąż wyrażają się w jednakowy sposób: później dodają, że to subiektywna opinia, która nie miała zamiaru nikogo dotknąć, poruszyć, obrazić. Ale zastanów się, czy tak faktycznie być może. Tak czy inaczej chyba nie zrozumiałeś mojej poprzedniej wypowiedzi, która świadczyła m.in. o tym, że nie może być tu mowy o jakimś fochu z mojej strony. Piszesz też o głębokiej psychoanalizie, ale ze swojej strony pokazałeś jak dotąd banały, powierzchowność, takie ecie pecie, dlatego nie dziw się, że nie zasłużyłeś na merytoryczną rozmowę względem filmu i twojej opinii, ale jedynie na pośmiewisko i zażenowanie. "No ale to już kwestia wychowania(...)" - hmm... coś wspominałeś o gimnazjum...?