Piękny film. Nie rozumiem, jak można zarzucić mu przekombinowanie i przeintelektualizowanie? Historia prosta, konsekwentna, prawdziwa. Powiadacie nudna? Czy na prawdę musi paść 10 trupów byśmy powiedzieli, że coś się dzieje? W Euforii chodzi o emocje, a te wzbierają jak burza w tle. Emocje podane są nam jak na talerzu i czujemy je tym silniej, że rozgrywają się w przestrzeni pustej, okolonej horyzontem. To nie tylko ładny pejzaż, ale przede wszystkim pustka w której żyją bohaterowie i która ich wypełnia od wewnątrz i od zewnątrz. W tej pustce pojawia się pożądanie, zazdrość, tak wyraźne na tle horyzontu. Czego chcieć więcej?