Po średnim "Locie świerkowej gęsi" oraz monotonnym "Więźniu Rio" Lech Majewski w końcu nakręcił udany film. Jego zamiarem było uwspółcześnienie Ewangelii, tak by językiem mydlanej opery opowiedzieć o przesłaniu zawartym w Piśmie Świętym. Swój obraz "namalował" łącząc świadomy kicz z poezją, dzieląc dzieło na 9 rozdziałów, każdy odpowiadający innej części Biblii. Za miejsce zdjęć posłużył wydmowy krajobraz nad Łebą, zaś w opowieści odzwierciedla on Amerykę. W roli głównej pojawił się Viggo Mortensen, przyszła gwiazda "Władcy pierścieni", którą Majewski poznał na castingu "Lotu świerkowej gęsi". To tak w ramach ciekawostek...
"Ewangelia według Harry'ego" jest tworem bardzo teatralnym. Świadczy o tym choćby ograniczony plan zdjęciowy, czyli pustynia na której mieszka młode małżeństwo. W ich życiu zdaje się czegoś brakować. Mają telewizję, uprawiają sport, czytają prasę i wciąż liczą finanse. A jednak miłość wisi na włosku, mimo że zarówno Wes jak i Selma chcieliby być szczęśliwi...
Realizacja robi wrażenie. Są tu piękne zdjęcia ukazujące pustynne krajobrazy, skromna acz przykuwająca oko scenografia oraz pełna emocji muzyka Jana Kaczmarka. Niestety gdy już obraz zderza się z próbą interpretacji, zdaje się trudniejszy w rozgryzieniu. Ciężko tu bowiem połączyć ze sobą dzieje biblijne i ekranowe. Majewski nie zastosował nawet żadnej konsekwencji w doborze nazw rozdziałów, bo prócz pięcioksięgu Mojżeszowego, pojawiają się tu również inne fragmenty Starego i Nowego Testamentu, w wybiórczej kolejności. Mimo uprzedniego przeczytania ich streszczeń, nie widzę wyraźniej korelacji z treścią. Reżyser skupił się na estetyce swego dzieła, bo zilustrowane wydarzenia zdają się chaotycznie rozrzuconymi epizodami. Jest tu ukrzyżowanie oraz wniebowstąpienie, lecz ciężko je połączyć z Chrystusem (wszystko toczy się inaczej). Księga liczb natomiast zostaje zaadaptowana bardziej z nazwy- autor po prostu podkreśla jak współcześnie jesteśmy zdominowani przez pieniądze, statystyki, numery polis itd. Czasami nie wiedziałem czy motywy biblijne nie zostały dopinane "na siłę".
Niewątpliwie jest to progres względem dwóch poprzednich produkcji oraz powrót do "poważnego" kina, lecz nie na miarę debiutu Majewskiego, czyli "Rycerza". Tamto dzieło było zdecydowanie lepiej skrojone. Ewangelię według Harry'ego" ogląda się dobrze, docenia zaangażowanie twórców, lecz po seansie nie zostaje jej wiele w głowie.
Ps. Polecam wydanie DVD. W komentarzu reżyserskim, Majewski mówi nie tylko o samym filmie, a również o podróży po Stanach w poszukiwaniu plenerów odpowiednich dla historii. Ta wycieczka skończyła się fiskiem dla produkcji, ale była niezwykle ważnym przeżyciem dla samego autora :)