Czego można było się spodziewać po sequelu tak wielkiego i
jedynego w swoim rodzaju ''MiB''? Tego, że dorówna
pierwowzorowi? Tego, że odważy się i będzie lepszy od
jedynki?! No raczej tego nie, ale żeby tak to spartolić...
Ja spodziewałem się równie zakręconego i maniakalnego
kina, gdzie sf miesza się umiejętnie ze specyficznym
humorem. Niestety nie dostałem nawet minimum, jeżeli
chodzi o samą historię, bo prawda jest taka, że II część to
zwykłe lustrzane odbicie wielkiego hitu. Uświadamia mnie to
jeszcze bardziej w przekonaniu, że film ten został spłodzony
bez konkretnego pomysłu, tylko i wyłącznie dla kokosów.
Scenariusz dwójki w większości jest na prawdę powielony, a
twórcy raptem postarali się o małe korekty i zamianę ról
głównych bohaterów. Zapakowali w złą skórę tym razem
piękną Larę Flynn Boyle (dawno jej już nie widziałem),
wyposażyli ją w setki pełzających odnóg, a zamiast ''kociej''
galaktyki, dali nam równie ogromny ''magiczny płomień''.
Wystarczyło pozamieniać role, tu coś wyciąć, a tam wkleić,
doszlifować parę drobiazgów w postaci efektów, dorzucić psa
gadułę, który może bardziej irytować niż bawić, tu pochuchać,
tam podmuchać, aby ... był kolejny hit kinowy? Nie tym razem
się mi zdaje. Nie sądzę, aby wielbiciele ''MiB'' byli, aż tak
bardzo usatysfakcjonowani dwójką. Podejrzewam, że
niejedna osoba poczuła niemałe rozczarowanie na seansie,
siedząc w kinie.
Poza skopiowanym tym i owym, jest niestety również mniej
zabawnie, a raptem te parę tekstów czy scen, na palcach
jednej ręki można wymienić i to też takich na siłę zrobionych
bardziej. Dla przykładu - ''Używałeś tej maszyny? Tak do
prażenie kukurydzy'' czy ''Robale bywają nieznośni. Chodziłam
z gorszymi'' lub ''jajobrody'' koleś czy wjazd po broń na chatę.
Nawet shorty i podkolanówy ''pocztyliona'' K nie zmienią tu
wiele. A więc poziom śmiechu ledwo co wykraczający poza
poziom zerowy. Czyli tym razem, aż tak zabawnie nie było.
Za to jeden tekst był trafny jak żaden inny.
- ''Typowe dla nowojorczyków. Nic ich nie interesuje i
wszystko wiedzą najlepiej''. Zamiast nowojorczyków
przytoczyłbym ogólnie amerykanów. Pasuje jak ulał :)
Kilka razy sceny są przesadnie przeciągane, co wiąże się z
delikatnym przynudzaniem.
Oczywiście zabawki agentów są jeszcze bardziej wymyślne i
niesamowite, a pomysłowość twórców akurat w tej dziedzinie,
jak widać nie zna granic. Poza tym efekciarsko znów film stoi
na dobrym poziomie, a te kilka błędów czy przegięć, które
zalatują absurdem czy głupotą, można śmiało tu wybaczyć.
Ogromny plus za charakteryzację!
Niestety nawet kawałek Willa Smitha jest słabszy niż ten z 97
roku, który był takim samym strzałem w dychę jak pomysł na
''Facetów w czerni''.
Ta część jako typowy odgrzewany kotlet, który i tak nie
przyniósł takich zysków na jakie zapewne liczono, otrzymuje
ode mnie tylko 4/10. Nie wiem czy czekać z wytęsknieniem na
najnowszą produkcję w 3D.
Pozdrawiam