„Fahrenheit 9/11” ma wyraźnie dwa aspekty: filmowy i pozafilmowy. Ten drugi wyraźnie wysuwa się na pierwszy plan, kiedy mówi się, rozmawia się o tym filmie. I dzieje się tak na wyraźne życzenie samego Moore’a.
Ten pozafilmowy aspekt dotyczy oczywiście wymowy filmu, jego „przesłania”. Zanim jednak odniosę się do tego, najpierw ogólna uwaga. Z nie do końca dla mnie jasnych przyczyn istnieje pewna ogólnie przyjęta „na wiarę” opinia, że film dokumentalny jest w jakimś sensie bardziej prawdziwy od fabuły. Bzdura! Owszem, dokument zbudowany jest z faktów, rzeczy które się naprawdę zdarzyły, które nie zostały zagrane. Jednak ułożenie tych faktów w narrację, stworzenie kontekstu, a w konsekwencji interpretacja jest jak najbardziej subiektywna i zależy od twórcy. Film dokumentalny jest jednym z mediów, poprzez które twórca stara się pokazać obraz rzeczywistości takim, jakim go sam widzi. I Moore to czyni w sposób perfekcyjnie zaplanowany. Wszystko, co w tym filmie Moore mówi jest faktem. Czy jest jednak prawdą? Nie. Moore wybiera fakty, splata jej w taki a nie inny kontekst sytuacyjny, sugeruje takie a nie inne interpretacje. Widać to wyraźnie chociażby w sekwencji ewakuacji Bin Ladenów. Moore w filmie mówi, że wylecieli oni z kraju po 13 września. Przemilczał jednak fakt, że po 13 września niebo na Ameryką zostało ponownie otwarte.
Można się zżymać na wybiórczą pamięć Moora. Moim zdaniem jednak takie podejście było potrzebne jako przeciwwaga dla propagandy administracji Busha, która w takim sam sposób manipulowała prawdą. Oglądałem na żywo transmisję, kiedy Colin Powell z dumą prezentowała zdjęcia ciężarówek mających być ruchomymi laboratoriami chemicznymi i budynki, gdzie składowano ową broń masowej zagłady. W rzeczywistości Powell pokazał tylko zdjęcia ciężarówek i zdjęcia budynków – reszta to już była jego interpretacja (fałszywa, jak się okazało po wszystkim). Jednak kiedy Powell pokazywał te zdjęcia wszyscy to kupowali, nikt nie kwestionował, nie zarzucał manipulacji. Kiedy to samo czyni Moore, nagle wielka burza we wszystkich mediach (Co mnie nie dziwi, media leciały za Bushem jak wierne pieski salonowe i wszystko co o wojnie mówiono przyjmowały bez mrugnięcia oka. Teraz, kiedy okazało się, że wiele z tego było zwykłym koloryzowaniem, a media dały się na to nabrać, nie bardzo chcą, by im to przypominano.)
A sam film. No cóż, „Fahrenheit 9/11” to z całą pewnością film dobry. Jest w nim wszystko, co powinien mieć przebój: akcję, zagadkę, śmiech i łzy. Moore serwuje nam smaczne i lekkie danie. Rozrywka jest przednia. Bardzo jednak wątpię, czy był to najlepszy film w konkursie Cannes. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że chociażby „2046” nie prezentowało wyższego poziomu. Film Moore’a to znakomita rozrywka, ale tylko tyle.