PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=32581}

Fanny i Aleksander

Fanny och Alexander
1982
8,0 15 tys. ocen
8,0 10 1 15384
7,9 31 krytyków
Fanny i Aleksander
powrót do forum filmu Fanny i Aleksander

Z ciekawości przejrzałem sobie opinie na forum dotyczące tego filmu. Widziałem różne interpretacje, ludzie bardzo często doszukiwali się symboliki, przede wszystkim w postaci Ismaela, który był uosobieniem fantazji młodego Alexandra.
Natomiast nigdzie nie znalazłem opinii, która byłaby punktem zaczepienia do mojej interpretacji.

Do rzeczy.

Od początku obserwujemy kilka wątków, które zdawałoby się nie łączą się w jedną całość. Jest temat rodziny, ukazany z perspektywy życia seniorki a także jej trzech synów i ich rodzin. Co jest wg mnie spoiwem łączącym te wszystkie historie? Mężczyźni. A dokładniej ich sposób postrzegania przez pryzmat władzy, żądzy, dóbr materialnych. Mamy ojca Aleksandra podupadającego na zdrowiu, dyrektora teatru, głowę rodziny. Wydawałoby się najbardziej rozsądną, stateczną i ciepłą osobę w tym całym rodzinnym rozgardiaszu. Ojciec umiera, pozostawiając po sobie pustkę i żal matki z dwojgiem dzieci, która usilnie próbuje zapewnić im ojcowską opiekę, co z kolei pcha ją w ręce apodyktycznego, surowego i zimnego pastora. Przenieśmy się na chwilę do jego domostwa. Co widzimy? Kto go otacza? Same kobiety. Poczynając od jego szorstkiej matki i dwóch sióstr (jednej ciężko chorej a drugiej z sadystycznymi skłonnościami) a kończąc na trzech służących. Zastanówmy się przez chwilę co je łączy?

Wiernopoddańczość wobec pastora. Wszystkie mu usługują i nie dyskutują z jego decyzjami. To on jest "mózgiem" tego domu, to on o wszystkim decyduje i to on bezdyskusyjnie pociąga za wszystkie sznurki. Jego autorytet możemy chociażby zaobserwować w scenie kłótni jego żony z siostrą, podczas której jedna wyrywa drugiej klucz do piwnicy w której umieścił Alexandra. Siostra jest autentycznie przerażona zaistniałą sytuacją, ma wręcz łzy w oczach w momencie wyrwania jej klucza przez Emilię, tak bardzo nie chce zawieść autorytetu swojego brata. Następna scena: spowiedź Alexandra ze swojej wizji jednej ze służących, która (mimo, że dość chłodna) wzbudza nasze zaufanie i jednocześnie "kupuje" tym samym młodego chłopca, który się przed nią otwiera. Wydawałoby się, że po zawiązaniu tej nici porozumienia z dziećmi, zachowa dla siebie wynurzenia Alexandra. Nic bardziej mylnego, już przy pierwszym kontakcie z pastorem zdradza jego tajemnicę, przez co później chłopiec zostaje wychłostany. I choć w trakcie wykonywania kary cielesnej ta sama służąca wydaje z siebie jęk zawodu widząc, jak chłopieć cierpi to - przewidując jaki będzie finał tej całej sytuacji - nie powstrzymała się przed wydaniem go pastorowi.

Przyjrzyjmy się teraz postaci chorej siostry. Uważny widz zauważy, że gra ją dość postawny (i w dodatku obleśny) mężczyzna. To nad nią (nad nim) roztoczony jest kordon ochronny, to jej/jemu usługują wszyscy domownicy. Jest jakby uosobieniem nieporadnego mężczyzny, który nie potrafi zadbać sam o siebie.

Idźmy dalej. Drugi z braci niejaki Gustav to urodzony kobieciarz, gawędziarz i bawidamek. Bez większego wstydu ślini się do jednej z młodych niań. Mało tego, dzieje się to za przyzwoleniem jego małżonki a wręcz przy jej cichej akceptacji. Zna charakter swojego męża i wie, że nie jest w stanie go okiełznać więc daje mu na takie zachowanie ciche przyzwolenie. Nie jest w stanie a być może nawet nie chce się mu przeciwstawiać. Czy to dla dobra swoich dzieci czy może przed strachem, że niewierny od niej odejdzie? Tego możemy się tylko domyślać. Znowu jest pokazany tutaj "władczy" charakter mężczyzny, jego ego stoi na pierwszym miejscu. To w końcu on zapładniając młodą nianię, chce koniecznie pokierować jej dalszą przyszłością, na co ona nie do końca się godzi. Tak bardzo boi się urazić jego dumę, że nie wie, a wręcz boi się mu powiedzieć o swoich planach, widzimy to zresztą w jednej z końcowych scen. I znów dwie wymowne sytuacje: jedna w trakcie igraszek miłosnych Gustava z nianią, podczas której przepisuje na nią cukiernię a jej obojętna reakcja doprowadza do frustracji podstarzałego kochanka. I znów urażona, męska duma, która jest przecież nie do zniesienia dla ego Gustava. Za chwilę mamy scenę w której podłamany bawidamek wraca do swojej żony, świadomej o jego romansie i zaczyna szukać pocieszenia w jej ramionach, na co ta przystaje bez większych oporów. Kuriozalna sytuacja wydawałoby się. Ale nic bardziej mylnego. W tamtych czasach to mężczyzna był tym, dla którego kobiety miały być tylko tłem, dodatkiem, miały mu usługiwać i być na każde zawołanie. To on zawsze stał na pierwszym planie, to jego samcze ego było najważniejsze. Widzimy to aż nazbyt wyraźnie.

Dalej mamy trzeciego z synów niejakiego Karla. Rozrzutnego nieudacznika nie stroniącego od wysokoprocentowych napojów. I jego usłużną żonę, Niemkę, która - pomimo jego hulaszczego trybu życia - stoi wiernie przy nim i znosi z pokorą jego wszystkie wybryki. Doskonale oddaje to scena w której Karl wyładowuje się psychicznie na swojej małżonce za swoje życiowe niepowodzenia a ta pomimo tego obdarza go wręcz matczyną czułością i zrozumieniem. I znów kobieta, która jest mocno skryta w cieniu małżonka, biorąc na siebie wszystkie jego niepowodzenia i dźwigając ten bardzo ciężki krzyż przy jego boku.

Postać Ismaela na której spora część filmwebowej tłuszczy skupiła się najbardziej gra nie kto inny jak kobieta ucharakteryzowana na mężczyznę (mamy tu odwrotny zabieg do tego z siostrą pastora). To ona jest uosobieniem tego zła, które siedzi w małym chłopcu, to ona kieruje jego żądzą zemsty na swoim ojczymie i to w końcu jej przypada niewdzięczna rola wykonawcy chłopięcych fantazji, które skupiają się wokół chęci rewanżu na pastorze za jego przewinienia. Ta postać jest zdecydowanie dwuznaczna, Ismael pojawia się także w Biblii więc nie jestem do końca pewny jakimi pobudkami kierował się Bergman. Był to z pewnością celowy zabieg, natomiast nie jestem w stanie go do końca rozszyfrować. Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś mądrzejszy ode mnie.

Podsumowując. Cały film traktuję jako pewien manifest feministyczny. Bergman chciał zaznaczyć jaką rolę w tamtym świecie odgrywały kobiety. I za każdym razem widzimy, że ta rola była mało znacząca, wręcz znikoma. Paradoks jest taki, że dzisiejsza Szwecja jest zaprzeczeniem zachowań jakie obserwujemy z początków XX wieku. Role całkowicie się odwróciły, doprowadzając wręcz do absurdalnych sytuacji. Kobiety w krajach skandynawskich (a przede wszystkim właśnie w ojczyźnie Bergmana) stały się wręcz postaciami groteskowymi. Mamy w kościele "biskupki" - lesbijki, mamy jakieś durne parytety, które zamiast pełnić pożyteczną rolę okazały się prostą drogą do dyskryminacji mężczyzn, gdzie facet dużo lepiej wykształcony i zdecydowanie bardziej przydatny firmie musi ustąpić miejsca dużo mniej wykwalifikowanej kobiecie tylko ze względu na jej płeć (oczywiście nie uogólniam tematu, ale takie sytuacje zdarzają się tam nagminnie). Potomkowie wikingów zdziecinnieli, stali się nieporadni, wręcz uzależnieni od kobiet. To one przejęły stery w dziedzinach typowo męskich i tak naprawdę to one dzisiaj w Szwecji są płcią silniejszą. Zainteresowanych tematem odsyłam do filmu "Turysta" z 2014 r. - doskonale oddaje dzisiejszą rolę mężczyzny w kraju tak mocno ogłupionym polityczną poprawnością.

Czy właśnie tego chciał Bergman? Czy może podskórnie wyczuwał zbliżającą się rewolucję kulturową dzięki której role mężczyzny i kobiety w Szwecji diametralnie się odwrócą? Tego już się pewnie nie dowiemy. Pozostają nam jedynie domysły, na których bazowała niemalże cała twórczość szwedzkiego reżysera.

P.S. Wcale nie uważam tego filmu za arcydzieło, gdyż mój mały rozum nie jest w stanie go do końca zinterpretować. Podałem tylko jedną z możliwych hipotez, których w filmie jest z pewnością dużo więcej. niemniej uważam swoją teorię za całkiem słuszną, co starałem się w swoim wywodzie odpowiednio uzasadnić. Śmieszą mnie natomiast opinie tutejszych co poniektórych koneserów kina ambitniejszego, którzy nie ugryźli filmu z żadnej strony ale wylewają peany na jego cześć i pieją z zachwytu nad geniuszem reżysera, w końcu to Bergman - więc tak by wypadało ;) Ja ze swoją oceną wstrzymam się do kolejnego seansu - tym razem tego dłuższego - pięciogodzinnego. Zapraszam do komentowania i dzielenia się swoimi spostrzeżeniami, jestem bardzo ciekawy innych opinii, choćby miały się znacząco różnić od mojej interpretacji. Pozdrawiam.