Zafascynowany filmem "Not Quite Hollywood" postanowiłem sięgnąć po któryś z erotyków rekomendowanych przez australijskich ekspertów. Wybór padł na "Fantasm" przez wzgląd na osobę reżysera, Richarda Franklina, będącego jedną z najważniejszych postaci ozploitation. I choć nie był on na tyle dumny z owej produkcji, by umieścić w czołówce swoje nazwisko, dał widowni to czego potrzebowała: cycki, penisy i obleśny humor.
Ten film to zbiór 10 nowelek, a motywem przewodnim są ukryte pragnienia płci pięknej. Osobą wprowadzającą nas w kolejne pikantne historyjki jest Jurgen Noetafreud, seksuolog ubarwiający każdą jakimś naukowym bredzeniem. Nie ma ono większego znaczenia, bo celem i tak jest przemycenie coraz bardziej śmiałych scen erotycznych. Przy tym twórcy stawiają na różnorodność ukazanych epizodów i jedne mają melodramatyczny posmak, a inne to chore dziwactwa na bank przyprawiające o ból głowy cenzorów.
Z ciekawszych odcinków broni się choćby pojedynek pokerowy, prowadzący do wielkiej orgii, gwałt na ringu bokserskim, podwodny seks (z udziałem gwiazdy porno, Johna Holmesa) oraz wieńcząca dzieło, czarna msza.
Nie jest to kino w dobrym guście, a zarazem nie ma co ukrywać, operuje prostackimi gagami. Jednak nie mogę zaprzeczyć- coś w tym jest. Jako pozbawiony reguł zbiór soft-corowych scenek spełnia swoje podstawowe zadanie, manifestując pogardę dla ograniczeń obyczajowy. Osoby ciekawe na pewno nie ominą okazji by przyjrzeć się bliżej w jaki dokładnie sposób.