Poza licznymi, wypunktowanymi przez wielu komentujących już ten film, niedociągnięciami, ma on wadę największą, a jest nią sposób, w jaki została potraktowana postać Credenc'a. W I części jej wątek stanowi jedną z głównych osi filmu. W II części wydaje się być ona jeszcze istotniejsza. W III zaś części nie odgrywa dosłownie żadnej roli i to mimo ględzenia Grindelwalda o tam, jak mu bardzo na niej zależy. Czyli cały szum wokół tej postaci był po nic. W ostatecznym rozrachunku nie przyczynia się ona do absolutnie niczego. Uczestniczy w jednym, indywidualnym pojedynku, którego rezultat jest z góry do przewidzenia, a poza tym nie robi nic i jest bezużyteczna, gdyż słabnie i w ogóle jest jęczącym, płaczącym, cherlawym chłoptasiem. tęskniącym za domem i rodziną. Nie wiem, czy twórcy I części od początku nie mieli pomysłu na tę postać, czy też zostali zastąpieni przez innych, którym nie chciało się tego wątku jakoś rozwinąć. Tak czy inaczej - jest to niesamowicie zmarnowany potencjał i, co tu dużo mówić, oszustwo - jak obietnica, która nie została dotrzymana. Dodatkowo, odnosząc się do wydarzeń z części II, rozumiem, że akurat to właśnie bratanek Dumledora był tym dzieckiem, które podmieniła Leta Lestrange. No jasne, prawdopodobieństwo, jak jeden do miliarda, ale OK, załóżmy, że mogło się to wydarzyć.