"Fightera" obejrzałem z góry właściwie zakładając,że nie będzie to nic nowego ani ciekawego.Tak też się stało, bo film Natashy Arthy niebezpiecznie ociera się momentami o kicz, zalewając z ekranu już od początku efekciarstwem, którego jednak robienie wrażenia jest kwestią wątpliwą.Bliżej temu obrazowi do DOA i Step Up aniżeli czegoś rzeczywiście interesującego.To wszystko już widzieliśmy w niejednym hollywoodzkim produkcie, tym razem Duńczycy postanowili zmierzyć się z szybkim kinem rozrywkowym.Czy im się to udało? Różnic oprócz kwesti językowych czy też narodowych zbytnich nie widzę, podobnie jak zalet sprawiających, iż jest to coś godnego zobaczenia.
dokładnie ale weź pod uwagę że tu mamy enklawę turecką w kopenhadze,,czyli chodzi o inny klimat filmu
A co wlasciwie laczy Fightera z DOA? Bo, szczerze mowiac, nie zauwazylem takich elementow...
mnie się podobał, chociaż zakończenie trochę cienkie... i faktycznie takie 'sztuczne' te jej karate, ale ogólnie rzecz biorąc, to na moje fajny ;]
Mi film się bardzo podobał.
I to nie było karate tak dla ścisłości... i nie chodziło tu o pokazanie walki jako takiej, ale jej wewnętrznej walki ze sobą, jakbyście tego nie załapali.
I kontrasty kulturowe były dobrze zarysowane.
Dla mnie był to film dobry i warty zobaczenia ;)
Pozdr! :)
Przyłączam się do polecających. Jedno z większych zaskoczeń mijającego roku. 9/10.
Już myślałem czytając początek tego tematu, że nikt w tym filmie nie zauważa czegoś więcej niż szybkiego kina... Na szczęście jednak się takowi znaleźli.
Nie zgadzam się z Tobą gdyby to było w stylu Step Up to po pierwsze od razu by się na niego rzuciła, na końcu by wygrała a ojciec znalazł by list i namówił ją na udział, wybaczył jej wszystko, ale jeszcze kazał by jej iść na turniej. Taki zazwyczaj jest schemat amerykańskich opowieści o spełnianiu marzeń a DOA to totalny kit i film kategorii B więc nie ma co porównywać. Oczywiście nie jest to jakiś ambitny projekt ale jednak dobrze opowiedziana historia znacznie odbiegająca od hollywodzkich filmów.