Recenzja filmu "Fighter" (2019)
Całkiem niedawno nie mając w domu co robić, postanowiłem obejrzeć film autorstwa Konrada Maximiliana pt "Fighter". Obraz ten powstał w 2019 roku kiedy na ekranach naszych kin pojawił się "Underdog" Macieja Kawulskiego. Pomimo, że jeden i drugi porusza podobną tematykę, niestety, "Fighter" jest filmem złym, rzekłbym nawet, że bardzo złym.
Bo jakby nie patrzeć, ten film kuleje już od u samych podstaw. A za takie podstawy uważam scenariusz, który sam w sobie jest mało spójny i sporo w nim błędów, które rażą w oczy. "Fighter" to nieudolna próba przeniesienia na ekran jakieś tam historii o bokserze ukazanej niby w Polskich realiach, z masą nawiązań do kultury Amerykańskiej.
Film ten wedle tego, co mówił Maximilian, miał być filmem o dorastaniu, a boks miał być tylko tłem do wydarzeń które się w nim dzieją. Tymczasem w mojej opinii otrzymaliśmy tutaj swoisty misz-masz, gdzie tak na prawdę ciężko połapać się o co w tym wszystkim chodzi.
Z jednej strony mamy konflikt na linii zawodnik MMA-bokser a przyczyną tego konfliktu tak na prawdę jest kobieta. Z drugiej strony, pojawia się wątek gangsterski i wplątanie głównego bohatera w nie do końca czyste sprawy. Ja, jako widz czułem się kompletnie zdezorientowany i zadawałem sobie pytanie "o co tutaj chodzi?!".
Brak ukieronkowania tego obrazu na jedną tematykę, to jeden z największych minusów. Ale to nie wszystko.
Powiedzmy sobie szczerze, w "Fighterze" mamy prawdziwe gwiazdy rodzimego kina. Osoby znane praktycznie wszystkim. Wszak obok takich nazwisk jak Piotr Stramowski, Mikołaj Roznerski czy nawet gdzieś tam nieco zapomniana w ostatnich latach Katarzyna Maciąg (znana chyba głównie z nieco zapomnianego i odrealnionego serialu "Teraz albo nigdy!" produkcji TVN) nie można przechodzić obojętnie. Problem jednak tkwi w tym, że tak słaby film pociągnął niczym lawina, także ze sobą grę aktorską która stała na wyjątkowo słabym poziomie. Może za wyjątkiem Maciąg (oraz całkiem dobrej drugoplanowej gry Jarosława Boberka), reszta zaskoczyła mnie na minus i zagrali poniżej swoich możliwości. W tym momencie można zadać sobie jednak pytanie "czy przy tak słabym scenariuszu dało się to zrobić lepiej?". Moim zdaniem nie i na tym wolałbym zakończyć swój wywód, ukazując absolutną nijakość "Fightera".
Film Konrada Maximiliana idzie na straszne skróty. Jest to obraz skierowany także do osób które interesują się sportami walki. Prywatnie, nigdy nie byłem jakimś większym fanem boksu. Zawsze było mi bliżej do MMA czy kickboxingu. Jednak jako świadomy widz, obserwujący światową scenę sportów walki, tylko z politowaniem mogłem oglądać to, co dzieje się w trakcie seansu. I taki też odbiór był wielu innych osób. Sceny walki to nieudolna kalka scen z filmu "Rocky" (które i tak na potrzeby filmu, były do bólu przerysowane). Zrobiono to w rodzimym wydaniu, czyli kicz gonił kicz. Sam koniec filmu, kiedy główny bohater po morderczej walce (leżąc kilka razy na deskach i będąc w takim stanie, że w realnej walce sędzia przerwałby pojedynek), schodzi z ringu o własnych siłach woła o pomstę do sił wyższych. Niestety, takich "baboli" jest w tym filmie cała masa.
Tak jak na wstępie pisałem, "Fighter" pojawił się w momencie mogliśmy oglądać "Underdoga" (czy krótko po nim). Pomimo, że jeden i drugi film są obrazami o sportach walki i pomimo, że film Macieja Kawulskiego to nie jest jakieś arcydzieło, to jednak w ostatecznym rozrachunku, wypada znacznie korzystniej od filmu Maximiliana. Ja osobiście nie polecam tracić na niego czasu.
Ocena: 1/10