Gdy Barbara była dzieckiem, miała wizję. W jej pokoju, tuż pod oknem pojawił się wysoki, ciemnowłosy strażak. Dziewczynka zaczęła krzyczeć, lecz gdy tylko przybiegł jej ojciec, tajemniczy gość zniknął. Od tego momentu jednak Barbarę prześladowała potrzeba doznania jeszcze raz wrażeń jakie przyniosło widmo. Będąc nastolatką bawi się z przyjaciółmi w przebieranki za mundurowych, a gdy dochodzi między nimi do konfliktu powraca w rodzinne strony, do pokoju w którym miało miejsce zajście w dzieciństwie. Obserwując okolicę zauważa w pobliżu jednostkę strażacka... A zwłaszcza wysokiego bruneta, który tam pracuje.
"Flammes" to w pewnym sensie poprawna obyczajówka o problemach dorastającej dziewczyny. Zobaczymy jej życie rodzinne oraz skomplikowane relacje rówieśnicze. Jednak cały motyw "strażacki" dodaje dziełu awangardowego charakteru. Główna bohaterka zdaje się wyznawać kult mundurów, nieustająco zaprzątający jej głowę i wpływający na całe otoczenie. Pomysł wyjściowy sprawia iż codzienne sytuacje z jakimi borykają się postaci, nabierają kształt sennych wizji. Zwłaszcza w momentach gdy dialogi utają, a Barbara obserwuje pełnym fascynacji spojrzeniem swoje okno, czekając aż w końcu ktoś się w nim pojawi.
Całość kończy się tak tandetnie że aż oczy bolą i sugeruje że wcale nie zobaczyliśmy intrygującego, surrealistycznego kina, a jedynie banał o poszukiwaniu drogi życiowej. Gdyby Adolfo Arrieta rozwinął swój obraz, zamiast na siłę go tłumaczyć, pewnie powstało by dzieło godne zapamiętania. A tak nie dziwota że widownie stanowią jedynie rodzina twórcy oraz Lucky Luke z portalu filmweb :D