Film powstał w 1938 roku. Prawdopodobnie gdyby nie zmiana stosunku do Niemiec i rychły wybuch wojny, a potem komuna, film zyskałby miano jednego z niezłych polskich filmów tamtego czasu. Niestety film przedstawia Niemców stosunkowo pozytywnie, a Moskali jak najmniej, nie mówiąc o bolszewikach. Powieść Rodziewiczówny "Florian z Wielkiej Hłuszy" nie należy do najlepszych w jej twórczości. Na szczęście scenariusz został trochę podkręcony przez Fedkego i Niemirskiego (dodany wątek kryminalny i trochę strzelaniny), a reżyser Buczkowski to marka sama w sobie (wszak Zakazane piosenki). Historia jest mniej skomplikowana niż w książce, postacie jednak głębsze. A temat to sama klasyka - losy polskiego dworu na Kresach w czasie epickim, I WŚ i wojna polsko-bolszewicka, miłość przystojnego arystokraty do pięknej szlachcianki. Piękne plenery, prawdziwe Polesie z kopami siana i obłokami, jak z obrazów Fałata. Scena orki pola przez Bronkę i dziadka po prostu porusza. Jeziora i mokradła poleskie, kresowe miasteczko. Owszem jest patriotyzm, ale i akcja, i wszystko w wyważonych proporcjach. I może są braki, postacie szablonowe, temat nieoryginalny... ale za to aktorzy z pierwszej ligi - Junosza-Stępowski jako archetypiczny dziadek z dworu i Węgrzyn jako dostojny i kulturalny niemiecki generał (para ze Znachora), przystojny Pichelski, fajne dziewczyny Engelówna i Grossówna jak te lale, no i przede wszystkim wyśmienity młodziutki i energiczny Fijewski... Film zapewne miał krzepić serca i jakoś przygotowywać do nadchodzącej wojny, gdy nie wiadomo było jeszcze, z której strony nadejdzie atak. Jednak nie ma tu tępej propagandy, raczej zachęta: będzie ciężko, ale dacie radę, chowajcie kozę w szafie przed Niemcami a dzwon w lesie przed Ruskimi. Szkoda tylko, że zakończenie nie bylo tak szczęśliwe... Polecam i film i książkę. Marna kopia na youtube, ale dla aktorów, plenerów i muzyki z Chopinem, Schuberta. I trzeba przyznać, że film proponuje jednak inną jakość niż standardowe komedie z Ćwiklińską i Żabczyńskim.