Chociaż film Zemeckisa rysuje panoramę dziejów Ameryki ostatnich kilku dziesięcioleci, nikt chyba nie odbiera go jako monumentalnego fresku. Uwaga skupia się bowiem na bohaterze, który pokonuje własną słabość i udowadnia, że wszystko jest możliwe. Amerykański mit, tak ograny, jest tutaj podany wbrew schematom, z niezwykłą ironią, ale podszytą ciepłem. Nie wiem czy nie jest to najpełniejszy film, jaki powstał w latach 90. Arcydzieło.