Kilka tygodni temu syn operatora kamery, który współpracował z Roizmanem przy pierwszej części filmu, na pytanie co sądzi o sequelu, napisał mi krótko na Instagram, że: "Jest kiepski" :-) ale wiedząc, że on ocenia tak (w większości niesłusznie) wszystkie kontynuacje, przy których nie pracował jego tata (3-5 sezon "Miami Vice" chociażby) i znając oryginał od wielu lat, postanowiłem dopiero całkiem niedawno obejrzeć "dwójkę" i jestem zachwycony, bo Frankenheimer nie zawiódł. Świetny Bernard Fresson (ależ ten Barthelemy cierpliwy, inny Francuz-choleryk sprzedałby Popeyowi
z miejsca - mówiąc nieładnie - plaskacza lub nawet kilka), fantastyczny Hackman (cudownie realistyczna scena zejścia z heroiny, chyba jeszcze lepsza niż w "Trainspotting" czy "The Panic in Needle Park"), cudowna muzyka Ellisa a filmowa Marsylia to smród i bród większy niż w Nowym Jorku z tamtej epoki (czy to w ogóle możliwe?).
I cóż za satysfakcja, że ten przeklęty Charnier został w końcu "zdjęty" haha :-)