Wydaje mi się, że nie tylko ukochanego... Zabił Frantza, odebrał więc Annie miłość, szczęście, ślub, rodzinę. Przyznając się do zabicia Frantza odebrał Annie swego rodzaju niewinność, spokój i czarno-białe postrzeganie śmierci i życia. Pozwalając, by nawiązała się między nimi więź ostatecznie, niechcący rozkochał w sobie Annę, a więc zabrał też jej serce i.. nie przyjął go, tylko bardzo delikatnie, z trwogą usiłował nie upuścić go i nie zdeptać. Swoim pojawieniem się w Niemczech mimowolnie uruchomił całą serię zdarzeń, która ostatecznie doprowadziła do tego, że Anna poznała trochę inne oblicze Frantza, sama uwikłała się w kłamstwa i ostatecznie jej samotność była może głębsza niż przedtem. Ale z drugiej strony, to wszystko wyrwało ją z letargu, widok Adriena z narzeczoną, jego kalekie wyznania potrzasnęły nią... więc może będzie w stanie żyć wreszcie trochę pełniej. Nie wiadomo, czy pojawienie się Francuza było dobre,czy złe. Teraz Adrien wie, że nie mając złych zamiarów zranił Annę dwakroć... i musi z tym żyć. A może to nie Adrien odebrał coś Annie, ale wojna? Historia? Bezduszna polityka? Adrien chciał naprawić to, co się wydarzyło, ale prawda jest taka, że nic się nie odstanie. Nie ma tu winnych, choć bohaterowie muszą trochę po omacku mierzyć się z konsekwencjami...