PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=843611}

Głęboka woda

Deep Water
2022
5,2 15 tys. ocen
5,2 10 1 14783
4,1 24 krytyków
Głęboka woda
powrót do forum filmu Głęboka woda

Sięgając po ten film miałem nadzieję że to będzie film fajerwerk w typie Zaginionej Dziewczyny.
Mimo iż pozornie ciężko postawić obok siebie te dwie pozycje, to moje wymagania film spełnił i uważam że jakoś bardzo dużo mu nie brakowało żeby ustawić się w podobnym świetle co w/w dzieło.
Przedstawiona historia jest bardzo zgrabna (prawie jak sylwetka Any de Armas), przez to że jest adaptowana z powieści to momentami lekko zwalnia ale po to by widz mógł wyciągnąć z tego filmu to co najlepsze i zarazem najtrudniejsze do odegrania - podtekst.
Gra którą toczą głowni bohaterowie Victor i Melinda wciąga. Równomiernie z poznawaniem ich oraz strzępków prowadzonego przez nich życia scenariusz szybko nabiera rumieńców, do tego stopnia że w pewnym momencie dialogi przerzedzają się i wchodzą na inną płaszczyznę, niewerbalną, dlatego tam gdzie jedni widzowie się nudzą inni będą mieli istną ucztę kinomana.
Główny wątek przeplata się z relacją rodziców z ich córką, która jest bardzo ciekawa, bo potęgująca szok pod koniec historii (o ile ktoś dobrze skojarzy pewne fakty).
Aktorsko jest wysoko, pewnie mogłoby być wyżej, ale niestety kreacja bohaterki wymagała wręcz infantylnych gestów i zachowań co ktoś doceni jak dobrze ułożone puzzle a ktoś inny powie że nie bo za proste, bo odrealnia, odbiera powagę sytuacji.
Śmiem sądzić że na tym chyba właśnie polegał trik już w zamyśle reżysera że właśnie takie miało to być, do tego stopnia że aż momentami mdłe... jak ślimaki
Co do kreacji aktorskiej panu Afleckowi można przyznać że chyba w żadnym filmie nie potrafił zrobić tak posępnej miny oraz że jednak na swoje role ma jakiś patent. Patrzyłem na niego i do głowy cisnęły mi się jako kryterium oceny jego aktorstwa popisy w Zaginionej Dziewczynie czy Księgowym. Im bardziej porównywałem, tym bardziej jego aktorstwo w trakcie seansu zyskiwało na smaku bo jednak było inne.

Charakter Vic'a nijak się ma do wyżej wymienionych ról, jest to zupełnie oddzielny byt, nie ma cech wspólnych z wyżej wymienionymi kreacjami.
Narracja nie jest nachalna ale reżyser prowadzi nas za rękę ściskając ją nam na tyle mocno że przez większość czasu doszukujemy się w głównym bohaterze cech nieudacznika ze względu na sytuację, czy jego reakcję na coraz to nowe zachcianki jego żony, chyba to właśnie przywodzi na myśl automatyczne porównanie do thrillera mistrza Finchera. 
(Teraz będzie tłusto od SPOILERÓW, dlatego polecam wrócić do czytania już po seansie.)

Jednak to nic bardziej mylnego, bo u Lyne’a odgrywana przez Aflecka postać to twardy @$%%#yn , wyrachowany i wypaczony ,choć na pozór dobry tata czy też "super" mąż.
Całość byłaby bardzo dobra, a może nawet wybitna gdyby nie kulminacja akcji… gdzie główny bohater goni na rowerze gościa który ucieka mu samochodem. Wydaje mi się że główny argument jaki obronił wątek samego roweru w scenariuszu to że miało być jak u Czechowa ze strzelbą na ścianie, mianowicie że jak pojawi się w pierwszym akcie to w ostatnim musi wypalić, do tego reżyser chciał pewnie podkreślić jeszcze mocniej determinację Vic'a, który wsiadł na rower w pogoni za samochodem, a wyszło jak wyszło, niestety wręcz komicznie.
Rower jeszcze da się usprawiedliwić poruszanie na nim wygląda zdrowo, wręcz sielankowo, dodatkowo nie hałasuje i nie rzuca się w oczy ale już DM w trakcie ucieczki samochodem po lesie to jakaś kpina. Dlaczego ten uciekający, przenikliwy facet (wyćwiczony w fachu scenarzysty), który odkrył prawdę sięga po telefon w trakcie jazdy i zamiast odpuścić, skupić się na ratowaniu swojego życia, zdecydował się na pisanie w trakcie jazdy wiadomości tekstowej? Nie mogł poczekać żeby zadzwonić jak już złapie zasięg i niezbędne do tego kilometry dzielące go od zagrożenia? Zabrakło instynktu przetrwania.
Długo zastanawiałem się czy film został oskalpowany przez producentów na tym późnym etapie przez jakieś wątki eco czy reklamy.
Na szczęście postanowiłem wrócić do początku i odkryć jak mi się zdaje prawdziwy motyw reżysera.
Zastosowanie roweru pokryło czy może bardziej zmiksowało koniec z początkiem (również warstwa muzyczną) dając wrażenie powtarzanej pętli. Zdałem sobie sprawę z tego że to tylko urywek ich życia, że koniec wygląda prawie jak początek, tylko już bez efektu sielanki (ukrytej za rowerowym wypadem), bo ta historia się powtarza. 
Twórca daje nam do zrozumienia że nie był to jednorazowy wybryk głównego bohatera na skraju szaleństwa, tylko chory rytuał, a może nawet już rutyna szaleńca na rozwiązłe apetyty jego żony dające mu pole do działania w tym co sam lubi robić.
Jak już dostrzegamy tę samo nakręcającą się spiralę (znowu kojarzy się ślimak ze swoją muszlą) to nagle widzimy że psychopatów na ekranie jest więcej niż nam się wcześniej wydawało i pod słodką infantylną maską Melindy kryje się dużo więcej zła, ale przede wszystkim świadomego zła niż nam się mogło wcześniej wydawać. 

Wspominałem wyżej o szoku związanym z dzieckiem, ów szok przyniosło mi proste porównanie, że skoro ktoś zauważył i rozpoznał swoim już dojrzałym okiem z dużo większej odległości ludzkie zwłoki to dziecko z dużo mniejszego dystansu miało by mieć z tym problem przebywając w pobliżu x razy więcej czasu ?

Deep Water ma swoje wady ale mimo to wyrasta na jeden z lepszych filmów w historii kina o chorej obustronnej toksycznie fermentującej miłości która pod płaszczykiem pozorów pożera wszystkich uczestniczących, łącznie z jej jeszcze niedojrzałym ale już nie tak niewinnym owocem o twarzy cherubinka.

ocenił(a) film na 2
BadaBing

'Deep Water ma swoje wady ale mimo to wyrasta na jeden z lepszych filmów w historii kina o chorej obustronnej toksycznie fermentującej miłości' - WOOOW!!! Po zmarnowaniu 2 godzin liczyłem, że lektura FW dostarczy mi wreszcie jakichś wrażeń. No i nie zawiodłem się. Dzięki :)