W sobotę po oglądnięciu filmu udałem się na wyprawę po krakowskich klubach.Było grubo! W niedzielę po wyleczeniu kaca i dojściu do siebie byłem na Reymonta i oglądałem wraz z 21tys. kibicami mecz Wisełki z Legią.Dziś miałem zobaczyć koncert Roisin Murphy,ale biedaczka złapała kontuzję i nie dotarła do Krakowa.
Po tylu atrakcjach tego weekendu w głowie dalej huczy,ale nie od drumów, czy scratchów ani nawet nie od wrzasków kibiców,nawet nie jestem wkurwiony,że Roisin dała ciała,tylko ciągle przeżywam sobotnie spotkanie z "Gadjo dilo".Ciągle słyszę te niebiańskie pieśni,ciągle w głowie widzę tą historyjkę opowiedzianą przez Gatlifa.
Po prostu zakochałem się w tym filmie.