Niestety, film jest co najwyżej dobry (takie 5/10), a przy takich nakładach złożonych na ręce takiego reżysera powinno być o niebo lepiej. To co się w GNJ broni, to scenografia, muzyka (a przynajmniej główny motyw P.Gabriela oraz 'hands that built america' by u2) oraz, przede wszystkim, kreacja Day-Lewisa. Z innymi aktorami jest różnie - od przeciętnych postaci pierwszoplanowych po naprawdę dobre role drugoplanowe.
Tak więc jest rozmach (przynajmniej w założeniu), jest amerykański patos, opowieść winna skrzyć emocjami. Tymczasem całość się rozłazi a historia się rwie. Odnieść można wrażenie, iż Scorsese był tak ograniczony terminem końca zdjęć, że nie miał kiedy na spokojnie i bez emocji spojrzeć na swe dzieło. Gdyby to zrobił, być może dokonał by zmian i uratował ten obraz. A tak - mimo przepychu bardzo przeciętnie, panie Scorsese, bardzo przeciętnie.