Gangi Nowego Jorku

Gangs of New York
2002
7,1 149 tys. ocen
7,1 10 1 149492
6,2 42 krytyków
Gangi Nowego Jorku
powrót do forum filmu Gangi Nowego Jorku

Do każdego filmu Scorsese podchodzę z konkretnymi oczekiwaniami - spodziewam się dobrego, przeważnie "mocnego" kina. I tak się też zaczęło: krwawa jatka na początku, dobra muzyka, niezłe zdjęcia. W ogóle technicznie film mi się podobał. Gra aktorów (szczególnie trójki odrywającej główne role) też niezgorsza. Mimo wszystko, nie oglądałem tego z zapartym tchem, miejscami wręcz znudzony byłem. Wczesna historia Stanów Zjednoczonych, choć mgliście mi znana (a może właśnie dlatego), opowiedziana przez Wilekiego Reżysera, jakoś mnie nie zainteresowała. Przyznać trzeba że krwawa to historia jest. Nie jest to film, do którego będę chciał wrócić po latach. Brak Oscara za reżyserię jakoś wielce mnie nie dziwi.

ocenił(a) film na 7
Atom

American Dirt
Do mnie również film Scorsese zupełnie nie przemówił i nie wywarł ospodziewanego wrażenia. Wybierając się na 'Gangi' oczekiwałam wielkiej, fascynującej i epickiej historii opowiadającej o niezbyt mi znanej i zdecydowanie mało chwalebnej historii Ameryki, którą dzięki filmowi chciałam poznać i odkryć. Ameryki brudnej, wrogiej i obcej, w której jedyną szansą na przetrwanie i ocalenie od niechybnej śmierci jest przynależność do gangu i umiejętność okradania innych.

Pierwsza scena zapowiadała że tak właśnie się stanie, wspaniały klimat grozy, wielkie napięcie oczekiwania na mającą się wydarzyć walkę gangów, rozmach inscenizacyjny i świetna oprawa muzyczna sprawiły, że byłam przygotowana na dzieło jeśli nie wielkie, to przynajmniej wciągające i wzbudzającego silne emocje. Jednak każda kolejna minuta rozwiewała moje 'wielkie nadzieje' na zobaczenie prawdziwie porywającej historii o walce, zemście, honorze, poświęceniu i miłości. Zamiast wciągać, Gangi balansują na granicy znudzenia i braku zainteresowania dziejącymi się na ekranie wydarzeniami, które po pewnym czasie po prostu przestają wciągać, wzbudzając tylko zniecierpliwienie i zniechęcenie pojawiającymi się na ekranie obrazami.

I tylko i wyłącznie gdyby nie niesamowita, pełna niuansów, wzbudzająca prawdziwy postrach oraz dogłębną fascynację kreacja Daniela Day-Lewisa jako idealnie okrutnego Billa 'Rzeźnika' film Scorsese nie miałby szansy się obronić i w jakikolwiek sposób mnie poruszyć. Bo kiedy tylko pojawiał się na ekranie wszyscy inny aktorzy przestawali dla mnie zupełnie istnieć, bez reszty przykuwając całą moją uwagę oraz wzbudzając prawdziwy postrach, przerażenie, jak również śmiech dzięki jego gawędziarskiemu stylowi opowieści, którym nie mógł się oprzeć nawet sam głęboko go nienawidzący Amsterdam. I tylko jego właśnie perfekcyjnie skonstruowana i odegrana rola, jak również ostatnia scena filmu pokazująca ogromne przeobrażenie Nowego Jorku była w stanie w 100% procentach przykuć moją uwagę i wzbudzić większe emocje. A to zdecydowanie za mało, by film Scorsese mógł stać się prawdziwym, wzbudzającym mocne wrażenia eposem i dziełem głęboko zapadającym w pamięć. Reszta jest milczeniem...