O ile pierwszy "Gatunek" miał spory potencjał i przyzwoitą relację science do fiction, sequel wyrzuca wszystko
co dobre przez okno, zastępując to czystym exploitation. Film ogląda się jak kino klasy B gdzieś z połowy lat
80: słabo sfilmowane kukły, kartonowe postacie (generał bez oka? serio?), koszmarne dialogi, słabe
aktorstwo, idiotyczny scenariusz i masa błędów. Jedynym plusem jest niezłe gore.
Pełna zgoda. Są takie filmy, że wiesz, że będzie słabo, że niski budżet, przymykasz oko itp. A tutaj, nie mam pojęcia, w jakiej konwencji ten film należy oglądać. Tu jakieś cycki, tu coś wychodzi z brzucha, postacie kompletnie nierealistyczne, cała rzeczywistość jest kreowana jak z bajki dla idioty.
UWAGA! SPOILER
A scena po prostu mistrzowska, to gdy przywożą Patricka do tego laboratorium, tajnego, gdzie trzymają sklonowaną kosmitkę. I on tam robi co chce, tuli się do szyby (to oczywiście przeszkoda nie do pokonania), za którą jest Ewa, a potem po prostu sobie ucieka. Albo wcześniej w supermarkecie, ciągnąc opierającą się laskę, jest trzy razy szybszy niż ścigający go Lenox i Gamble. Ooo, Gamble, kosmonauta będący głównym towarzyszem „łowcy skalpów”, aua, co za bzdety. Wystarczy, bo tak można w nieskończoność.