To stanowczo jeden z najgorszych filmów, które widziałam. Historia byłaby może nie najgorsza, gdyby nie patos na patosie. W tym filmie wszystko jest przerysowane: emocje, gra aktorska, zbyt nachalne narzucanie tkliwego motywu muzycznego. Na pokazie w jednej z najsmutniejszych scen sala wybuchnęła śmiechem. Film miał prawdopodobnie grać na emocjach, ale jest karykaturą samego siebie. Telenowele czasem prezentują wyższy poziom. Po prostu za dużo środków wyrazu, które zabiły i historię i ambitne (niewątpliwie w założeniu) przesłanie.
Zgadzam się w 100%. Film jest naprawdę pomyłką.. do 30 minuty wierzyłem, że "telenowelowy styl" jest celowym zabiegiem reżysera, teraz mam poważne wątpliwości... nie mniej daję jeden z serduszkiem... Czas spędzony w kinie sprawił, że poczułem się jak w czasie odwiedzin w rodzinnym domu - zawsze oglądam jakąś telenowelę z mamą.
Mam te same odczucia co Wy. Niestety ale filmografia Rolanda Joffe zaczyna przypominać równię pochyłą w dół. Zaczęło się od świetnych filmów "Pola śmierci" i "Misja", przez dobre "Szkarłatną literę", "Projekt Manhattan" i "Vatel", aż po bardzo niski poziom tj. "Sadysta" i "Gdy budzą się demony".
Wracając do filmu - dialogi sztuczne, jak i cała gra aktorska, wszechobecna pompatyczna muzyka, ckliwość kapiąca z ekranu. Jedyne co w filmie było na dobrym poziomie to zdjęcia i montaż....dobre nasycenie barw, niezłe sceny batalistyczne.
Duże rozczarowanie.
Też zwróciłem uwagę na ten wybuch śmiechu podczas jednego z - chyba - ważniejszych momentów filmie. Zastanawiam się, jak czuł się ten reżyser... :P Ten film był po prostu straszny. Nawet ciężko powiedzieć o nim coś konkretnego... źle, źle, źle! A ta rycząca muzyka przez CAŁY czas?! Porażka...
Reżyser wyszedł ponoć chwilę po rozpoczęciu filmu.
A propos filmu, to dodam jeszcze, że dialogi rodem z Paulo Coelho, soundtrack naprawdę oryginalny (!), a do pełnego obrazu telenoweli brakowało tylko języka hiszpańskiego. Ale najważniejsze elementy: miłość, zazdrość, zdrada, ciąża (w tak nieoczekiwanym momencie!) i dobry ksiądz były. Brawo Joffe! Dawno się tak nie ubawiłam.
Film dla fanów "Bitwy warszawskiej", tylko troszeczkę gorszy. Nie mogę szydzić z niego z czystym sumieniem, bo po którymś wybuchu śmiechu musiałem już wyjść, żeby nie robić przykrości. Ale nadrobię to kiedyś, oj nadrobię.
Patos w tym filmie bierze się stąd, że ów film jest hagiografią założyciela organizacji katolickiej Opus Dei, więc od strony artystycznej można go uznać nawet za uzasadniony. Dla mnie problemem jest właśnie założenie ideologiczne - dobry kościół i faszyści, co jest nową europejską narracją, jaką usiłuje się sprzedać światu (produkcja w języku angielskim, a nie hiszpańskim)... W dodatku republikanie to nie demokracji tylko komuniści, co jest już obrzydliwym przekłamaniem historii. Dlatego ten film uznaję nie za pomyłkę (artystyczną), a za świadomą propagandę opcji prawicowej, skierowaną do ludzi lubujących się ckliwych schematach rzeczywistości, a co jest po prostu skandaliczne!
Problem w tym, że hagiografi JME tu nie ma. Jedyny problem, że ten człowiek taki był.. To co zrobił i wspomnienia ludzi o nim tez to mówia, ale to było w dalszej części filmu na wszelki wypadek przez wszystkowiedzących nie obejrzany...
Film o Matce Teresie z tego punktu widzenia tez byłby nudny i "niedpuszczalny"...?
Cóż skoro typowe podszywanie się komunistów pod wszystko co prowadzi do władzy jest "obrzydliwym przekłamaniem historii" to tu sie gra na inaczej "strojonych" fortepianach...
Spocznij!