7,0 331  ocen
7,0 10 1 331
Gehenna
powrót do forum filmu Gehenna

Gehenna

ocenił(a) film na 6

świetny film, aż dziw, że nie ma tematu...
teraz idę spać (:-)), może kiedyś skrobnę coś na temat tej produkcji... ;-).

ocenił(a) film na 6
spiwi

Minął rok, a ja nic, no cóż... ;p


xssssssssssssssssssssssssssssss

spiwi

Pozwól, że Cię wyręczę:).

Film znakomity. Gra aktorska do pozazdroszczenia i za granicą: kapitalny Bogusław Samborski i Ina Benita, troszkę gorsza Lidia Wysocka, chociaż w zasadzie realizująca "program" Mniszkówny jeśli chodzi o główne bohaterki jej powieści. Bardzo przystojny, choć też odgrywający dość typową rolę "mniszkowego" amanta Witold Zacharewicz. Po prostu cudowna Stanisława Wysocka, kiedy widziałam ją przy trumnie księcia Andrzeja... serce się kraje. Antoni Fertner i Mieczysława Ćwiklińska... chyba nie muszę nic pisać: klasa sama w sobie.

Tematyka dość tendencyjna: piękna anioł-nie-kobieta, przystojny amant i zły stryj-a-może-diabeł-wcielony.

/SPOJLER/ Ania, którą umierająca matka oddała w opiekę stryjowi, zakochuje się z wzajemnością w księciu Andrzeju. Jej stryj, Teodor Kościesza, jest jednak chorobliwie zazdrosny i kocha Anię kazirodczą miłością. Nasyła więc na Andrzeja mordercę. Fabuła w dużym skrócie i pominęłam inne wątki, ale w zasadzie główny nurt - jest. /SPOJLER/
Całość jest jednak ładnie i sympatycznie poprowadzona, tak że film nie kuje w oczy tendencyjnością.

Film ładny i estetyczny, znakomita gra aktorska, POLECAM.

użytkownik usunięty
littlelotte52996

Podpisuję się pod tym ^.
Samborski rzeczywiście kapitalny, zwłaszcza robi wrażenie jego ostatnia scena, niestety zepsuta w kulminacyjnym momencie (skąd się wzięły te gliny?).

Lubię ten styl gry. Ma swój urok i magię. Od "Gehenny" wolę starą "Trędowatą", moim zdaniem świetny film (a Barszczewska na głowę biję Starostecką, grającą z werwą drewnianego blatu). Stara wersja zrobiona jest z poczuciem humoru (pierwsza rozmowa Stefci z Lucią, pierwsze spotkanie Waldemara ze Stefcią). Jestem zdania, że ten ilm przebił powieść Mniszkówny.

użytkownik usunięty
littlelotte52996

"Trędowatą" mam na wishliście do zobaczenia (tak w ogóle to jest remake wersji z 1929 ze Smosarską, niestety niezachowanej). Powstał też sequel z duchem Stefci :-).
Dawny styl gry, nieróżniący się w zasadzie niczym od gry w teatrze, ma swój urok, choć czasami efekt może być komiczny tam, gdzie komizmu nie miało być w żadnym razie. Wiele zależy od talentu i osobowości aktora. W "Gehennie" na szczęście nikt nie położył roli.
BTW, Samborski bardzo mi tutaj przypominał Geoffrey'a Rusha z "Elizabeth". Tylko był bardziej demoniczny ;)

Sequel z duchem Stefci? W "Ordynacie Michorowskim" faktycznie pojawia się duch Stefci, ale tylko raz, bodajże na końcu, widzi go Waldemar. To nie tak, że on łazi i straszy wszystkich po nocach. Co do sequeli, to przeczytaj "Stefanię" Anny Rohóczanki. I przygotuj się na dość wczonsajonce zwroty akcji. Włącznie ze złą siostrą bliźniaczką, wampirzycą (!), samotnym pustelnikiem, księdzem opowiadającym historię życia w blasku piorunów i tym podobne genialne rozwiązania akcji. Skoro to sequel, który na dodatek ma genialny podtytuł "Szczęśliwy powrót trędowatej" nie jest żadnym zaskoczeniem, co dzieje się na końcu, ale rozrywka jest niezła. W sam raz na poprawę humoru. I ten genialny język... "Nigdy jej tak nie całował. Tak żarłocznie" - cytat autentyczny.
Nie jestem przekonana, czy wtedy istniało słowo remake:) Poza tym nie powiedziałabym, że jest to remake wersji ze Smosarską. Raczej ponowna ekranizacja bardzo popularnej powieści. A film ze Smosarską jest z 1926, nie 1929.
Mnie scena z "Kłamstwa Krystyny", kiedy tytułowa bohaterka chce popełnić samobójstwo przejęła bardziej niż wiele tego typu współczesnych. A Junosza-Stępowski w roli diabła w "Panu Twardowskim" był 100 razy bardziej... demoniczny niż wszystkie Pattinsony i produkty pattinsonopodobne tego świata.

użytkownik usunięty
littlelotte52996

Aha, "Stefania" z wampirzycą na tle piorunów etc. Brzmi obiecująco. Kojarzy mi się ze współczesną wersją powieści Jane Austen pt. "Duma i uprzedzenie i zombie". I jeszcze coś w podobny deseń, "Opowieść zombilijna". Dodawanie zombie do powieści z myszką staje się chyba modne ostatnio. "Ordynat Michorowski i zombie" brzmiałoby całkiem nieźle, choć "Szczęśliwy powrót trędowatej" też niczegowaty. I trochę sugeruje Stefcię-zombie, mszczącą się na niegodziwych krewnych Waldemara za te podłe listy. Zawsze byłby to mocniejszy efekt niż dyskretny, zwiewny duch.
Jestem przekonana, że słowo remake wtedy nie istniało na pewno, po prostu używam współczesnego słowa dla własnej wygody. Racja, ze Smosarską był w 26, pomerdały mi się cyferki.
Moja whishlista właśnie się wydłużyła o Krystynę i pana Twardowskiego. Książka też - btw ten autentyczny cytat ma w sobie tyle dramatycznej mocy, że spokojnie mogłaby go napisać sama Mniszkówna :-)

Oglądasz "W Iluzjonie"?

użytkownik usunięty
littlelotte52996

Nie mam tv. Wszystkie state filmy i materiały o starych filmach oglądam na youtube, chyba że puszczają akurat coś w plenerze - wczoraj byłam na "Generale" z Busterem Keatonem (cudo!).
Junosza-Stępowski rzeczywiście był wspaniałym diabłem, "Pattinsony i produkty pattinsonopodobne tego świata" nie mają do niego startu. Chociaż to akurat nie jest zbyt dobry przykład do robienia porównań ze Stępowskim - współczynnik demonizmu Boskiego Edzia wynosi zero koma zero :)

Nie zgadzam się. Wspłółczynnik demoniczności Przeboskiego Edłorda wynosi jakieś minus nieskończoność.
Co do dobrych, przedwojennych filmów, obejrzyj jeszcze "Piętro wyżej" ("Umówiłem się z nią na dziewiątą..."), "Pięśniarza Warszawy" ("Już taki jestem zimny drań..."), "Każdemu wolno kochać" albo "Wrzos". Jeszcze jeden film pamiętam, ale jak on się nazywał... już wiem, "Wyrok życia". Wiedziałam, że coś z sądem.
Jak coś jeszcze mi się przypomni, to Ci napiszę:)

"Barbara Radziwiłłówna" - oczywiście ze Smosarską, nie z Dymną, "Młody las" - jako relikt przeszłości właściwie, dzisiaj się takich na wskroś patriotycznych filmów już nie kręci, lekko oparte na "Syzyfowych pracach", ale ogląda się przyjemnie - zasługa Witolda Zacharewicza.

użytkownik usunięty
littlelotte52996

Spoko, lata 30. oglądam na bieżąco - większość, które wymieniłaś, już widziałam, "Piętro wyżej" nawet dwa razy (Mae West wymiata :); ze swojej strony polecam szczególnie "Zapomnianą melodię", "Ja tu rządzę", a także lwowskie klimaty "Włóczęgów", których właśnie obejrzałam :)

Kino przedwojenne pokochałam właśnie dzięku panu Janickiemu, to jest naprawdę niesamowity człowiek, nawet najnudniejsza informację potrafi przekazać tak, jakby to było arcydzieło na miarę Nobla. A jego program ma w sobie to coś, czego wszystkim prowadzonym przez tych "młodych" brakuje. A jak ten człowiek zna temat! Mam wrażenie, że byłby w stanie odpowiedzieć na każde pytanie z dziedziny przedwojennej polskiej kinematografii.
A propos Junoszy-Stępowskiego: szkoda, że tak głupio skończył. Genialny to był aktor.

użytkownik usunięty
littlelotte52996

Ja zaczęłam oglądać te filmy dzięki naszemu poczciwemu Filmwebowi - miałam "Piętro wyżej" w rekomendacjach. Myślę sobie: oesu, na pewno jakiś niestrawny nudny staroć, no ale obejrzę, coś tam z tej prehistorii wypada poznać. Półtorej godziny później: leżę na podłodze i leję ze śmiechu. Tak się zaczęło ok. 3 miesięcy temu i trwa do tej pory :).
Jeśli chodzi o Janickiego, to pamiętam jego program "W starym kinie", nadawany przed laty, kiedy byłam dzieckiem (o wiele dawniej, niż bym chciała). Parę filmów musiałam wtedy obejrzeć, bo kiedy oglądam teraz, przypominają mi się niektóre sceny, np. z "Dodka na froncie". W każdym razie teraz dopiero mogę docenić jego słynne wstępy do filmów - tak dobrze mu wychodzą dzięki temu, że czuje się w nim autentyczną pasję tym tematem.
Czy Junosza-Stępowski skończył głupio... raczej powiedziałabym, że zginął i tragicznie, i niepotrzebnie, jak wielu ówczesnych aktorów (jak choćby Józef Orwid). Okoliczności akurat tej śmierci są wręcz szekspirowskie, i można powiedzieć, że pasują jak ulał do człowieka teatru.