Poziom telenoweli, osadzonej oczywiście w pałacu, w bogactwie, w miłości. Film pozbawiony
jakiejkolwiek ambicji poza zaspokojeniem potrzeb kucharek, bądź sprzątaczek.
Powiedzmy sobie szczerze. Może dla jednych to tandeta, ale dla innych to po prostu piękne kino przedwojenne mające w sobie boski klimat, którego nie da się już powtórzyć. Ja uważam, że filmy W Starym Kinie są piękne. Nie jest to kino może jakiegoś wysokiego lotu i o niesamowicie skomplikowanej psychologicznie fabule, ale do cholery takie ono miało właśnie miało być! Kto nie chce, niech nie ogląda.
Właśnie nie takie miało być. Czołowi reżyserzy jak Ford, Lejtes buntowali się przeciwko robieniu z polskiej sztuki filmowej tandety dla mas, chcąc robić ambitne, nowatorskie kino. Jednak cenzura państwowa, o wiele gorsza niż ta z PRL, zakazywała ambitnych tematów pokazujących nędze społeczną, ważne problemy, czemu przyklasnęła sfera przemysłowców zarabiających na pokojówkach oglądających nędzne romansidła. Przedwojenne kino miało potencjał , niestety zmarnowany na rzecz tandety,która nie jest żadnym pięknym kinem, jest prymitywną manipulacją uciekającą od rzeczywistych problemów.
Może i jest w tym sporo prawdy, co nie zmienia faktu, że te filmy po prostu mają w sobie urok. Szczególnie komedie są piękne. Może i są zdecydowanie za bajkowe i uciekają od rzeczywistych problemów, ale to w końcu były komedie i miały pomóc nam choć na chwilę zapomnieć o tym, co złe i smutne w życiu. Pokrzepiać serca i rozbawiać ludzi, bo po to komedie są na świecie. Co do dramatów to zgadzam się, że wiele z nich jest denne, ale cóż... taki był wtedy styl. Jednak nie zgodzę się, że wszystkie dramaty są do niczego. Ja osobiście kocham prozę Tadeusza Dołęgi-Mostowicza i jego ekranizacje z kina lat 30. Szczególnie "TRZY SERCA" przypadły mi do gustu oraz "DOKTOR MUREK". Jeśli uważasz mnie za miłośnika tandety i te filmy również masz za nic, to proszę bardzo, ale ja pozostanę im oddany.
W Ameryce kino było wtedy na nieporównywalnie wyższym poziomie, ale na terytorium USA nie toczyły się żadne wojny od 1865, nie byli też 123 bez państwa, więc robili co chcieli. U nas ludzie mieli dość niewoli, dramatów itp., woleli pokrzepiające filmy. Czyż nie?
Zrezygnujmy z powstania z kolan, bo jesteśmy na kolanach, to zdaje się Pani mówić. Kultura wysoka jest jednym z najważniejszych argumentów za istnieniem państwa, jakieś zbiorowości, bez jej inicjowania nie bardzo wiem po co ma istnieć taka zbiorowość. Pokrzepiać można masy, ale rezygnacja zupełna z ambitnej kultury to śmierć. Zresztą przedwojenne polskie kino nie służyło żadnemu pokrzepieniu , to była czysta propaganda o charakterze zarówno doczesnym jak i dziejowym. Bardzo skuteczna niestety.
Moim zdaniem gdyby nie było PRL byłoby więcej filmów Heleny Mniszek
Może i Gehenna doczekałaby sie remaków