wcześniejszy film studenta Łudzikej filmówki "Flower Island" średnio wpadł w moje gusta, może dla tego ze był pro feministyczny ^^. Natomiast GIT miło mnie zaskoczył, film klasuje sie w nurcie "naturalnych wolnych opowieści", plus za to że nie jest za długi, mimo powolnej akcji ani trochę nie nuży, co wcale nie jest takie proste do osiągnięcia w tym rodzaju filmu. Nie ma tu popisów aktorstwa, nie ma wielkich emocji, nie ma wyrafinowanej formy, nie ma końca, wszystko jest podporządkowane naturalności.