Ja powiem tak: genialny Ridley Scott, genialna gra aktorska i jak zwykle doskonała ścieżka dźwiękowa Hansa Zimmera. Rewelacyjny film wywołujący mieszankę przeróżnych emocji, sprawiający, że przez długi czas albo i wcale nie da się go z głowy wyrzucić.
Wiem co masz na myśli... Widziałam ten film z 300 razy i moge oglądać nadal, a co dziwnego za każdym razem płacze.... xD
Ja mam tak samo... bardzo ciężko jest mi powstrzymać łzy xD po prostu na końcu jestem szczęśliwa razem z bohaterem, że cały ten koszmar się dla niego skończył i wreszcie mógł odejść do żony i syna.
film bardzo mi się podoba, ale według mnie końcówka jest trochę zła, ponieważ uważam, że nie powinno być tego całego srania w stylu: To był nasz wielki dowódca, bla, bla, bla... tylko skończyło się wraz z upadnięciem Maximusa na piasek na arenie i napisy. Jeżeli to byłaby końcówka tego filmu, wg mnie byłby to film stulecia. 10/10
No jak to się mówi, każdemu według gustu ;) Wydaje mi się, że Scott po przez to "bal bla bla" chciał tylko podkreślić prawość Maximusa, jego wartości. To było coś na zasadzie podsumowania, postawienia kropki nad "i". Chociaż gdyby to pominąć raczej też byłoby dobrze. Nie mogę sobie jednak wyobrazić zakończenia tego filmu bez sceny w której przyjaciel Maximusa zakopuje figurki na arenie i bez ujęcia Rzymu w spokojnym świetle zachodzącego słońca bez trwogi i tyrani Kommodusa ;)
Mi zakończenie się podoba i nic bym nie zmieniła... Jak zakopuje te figurki to wspaniała scena. Ale najbardziej podoba mi się gdy po walce z Kommodusem jeszcze stoi ale pokazywana jest scena że już odchodzi do rodziny... wiecie co mam na myśli ;p
o tak, scena zakopywania figurek nie żałuje łez :) jeszcze ten tekst 'jeszcze nie dziś...' obłęd :-) scena, gdy widzi rodzinę też jest wspaniała