Na początku była walka i krew. W środku była krew. Na koniec była walka. Takie są główne elementy filmu "Gladiator", okrzyczanego hitem lata. Rzymski generał Maximus (Crowe), człowiek dzielny i szlachetny nie chce przejść na stronę tchórzliwego i złego cezara Kommodusa (rewelacyjny Phoenix). Ten z zemsty zabija jego rodzinę. Generał pełen bólu, ale i determinacji postanawia także się zemścić "w tym życiu bądź następnym"...
Niby schematyczne, ale ma coś w sobie. Minusem są oczywiście hektolitry krwi i latające wszędzie różne, odcięte części ciała, ale cóż takie były czasy.
Film zwraca uwagę nie tylko mnogością efektów specjalnych i reklamowym szumem, ale i wspaniałą grą. Reed jako Marek Aureliusz jest niezwykle przekonujący i wzruszający. Crowe imponuje przede wszystkim mimiką- wspaniale widać jak jego twarz zmienia się z biegiem czasu i wydarzeń.
I niesamowity Phoenix, jako opętany żądzą władzy, pełen kompleksów ("ojciec mnie nigdy nie kochał"), szukający miłości, cezar, który przez konflikty zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne, znalazł się na krawędzi szlaleństwa...
Ten film trzeba zobaczyć nie tylko dla lwów, tygrysów, makiety Koloseum i całego Rzymu, ale i dla historii tak okrutnej i starej jak świat, ale jakże prawdziwej....