OK, rozpoczynająca film scena bitwy jest perfekcyjna, ale, ludzie kochani! kto wam wmówił, że dobre są tu sceny walki? Wszystko pokazywane w dużym przybliżeniu, coś tam majta, coś bluzga, coś zgrzyta - to ma być walka? Na dodatek wszystkie kontury i kolory są obrzydliwie wyraźne - jak w starych scenach bijatyk i pościgów samochodowych, nagrywanych wolno, a puszczanych dwa razy szybciej.
Wątek główny (Maximus) jest też OK, ale bredzenia Kommodusa doprowadzają do rozpaczy. Jest dobra scena, gdy słucha senatora i kręci mieczem, a potem długo, długo nic - tylko gadanie, gadanie, gadanie...
Warto pochwalić za oddanie realiów Rzymu - walki gladiatorów rzeczywiście były inscenizowane na wiele sposobów, Rzymianki uważały, że kontakt z gladiatorami odmładza, a ich pot to najlepsza perfuma. Gladiatorzy byli idolami i nie można było ich tak po prostu zgładzić, bo niczego cezarowie nie bali sie tak, jak rzymskiego tłumu. To też jest OK.
Za takie pieniądze można było jednak film lepiej dopracować. Jest przegadany, patetyczny i wygląda jak kiepska sztuka, do której dodano genialne efekty. Zazdroszczę wszystkim, którzy bez bólu tyłka dotrwali do końca. Ja uważam, że dwa półdupki to za mało na pół godziny kina i dwie godziny nudy.