Usiadłem sobie w drugim rzędzie w kinie, które ma największy ekran w Polsce. To nieprawda, że od tego bolą oczy, ja zawsze tak siadam ;) Jedyne co mnie ewentualnie rozbolało, to żuchwa - przez większość filmu doznawałem permanentnego opadu szczęki z wrażenia - te wszystkie walki, bitwy, zdjęcia, muzyka... Arcydzieło. Byłem pod nieustającym wrażeniem, tak samo za pierwszym jak i za czwartym razem.
Bezpośrednio przed Gladiatorem obejrzałem sobie "Opętanie". Podobno horror. Ale to Gladiator śnił mi się nad ranem... :) Dziesiątka [3/4 czerwca 2000, Bałtyk, Łódź]
A pół roku później obejrzałem Tytusa Andronikusa, zadziwiony jak to sprytnie Ridley Scott sciągnął motyw z Shakespeare'a. Maximus to przecież taki młodszy, przystojniejszy Tytus, z wytłumionymi (na szczęście nie do końca) cechami negatywnymi, żeby mógł się spodobać popcornowej publice. No i mnie przynajmniej się spodobał - ale Shakespeare i tak górą ;)