Nie zakochałem sie w tym filmie od pierwszego wejrzenia gdyz nie ma w nim tego co było najwartościowsze w "Braveheart" (nie da się uniknąć porównań). Brak tutaj wzruszeń, nie obchodzi mnie zanadto los Maximusa, choć przyznam że Russel zagrał swietnie. Świat jest czarno-biały, dobro wygrywa, bohater ginie, republika jest... Na plus można zaliczyć muzykę, zdjęcia i w ogóle sprawność techniczna twórców. Film jest dobry, ale nie na tyle, żeby nie pośądzać go o schematy typowe dla Hollywoodu i aby dać mu tyle Oscarów [o zgrozo! za najlepszy film...]