Ridley zucil sie na temat i scenerie, ktore trudno jest pokazac obecnie w kinie w sposob pociagajacy bez uzycia calego arsenalu efektow specjalnych, i ja to rozumiem.
Jedna sprawa to zrobic film dobry "artystycznie" (cokolwiek to znaczy), druga film "kasowy", a trzecia: "artystyczny i kasowy" rownoczesnie.
Ridley oczywiscie wybral to ostatnie podejscie. Aktorzy nie zawiedli, kolorowe obrazki przyciagaly uwage i czasem lezka zakrecila sie w oku. Poza tym film zmusil do odrobiny przemyslen.
Pare tygodni temu (moze jakis tydzien po obejzeniu "Gladiatora") bylem na M:I2 (Niemozliwa Misja 2). Majac jeszcze gleboko w pamieci ostatnie przezycia z kina spodziewalem sie, ze i teraz wyjde w podobnym nastroju. Po krotkim czasie wiedzialem dlaczego "Gladiator" jest dobry a MI2 nie. Po tej ostatniej papce nie mialem w glowie juz nic oprocz prozni, musialem ten film doslownie "odchorowac". Moze "Gladiator" nalezy do tego rodzaju, ktory sprawia, ze ludzie staja sie troche bardziej wrazliwi? Kto wie.