Fabuła nawet trzyma poziom. W tym sensie, że samą historię można przeżyć, a doprawienie tego super efektami również posiada swój urok, ale...
Wstawki wprost z kina familijnego, to coś co zabija większość emocji. Jak jestem w stanie zrozumieć wątek małej dziewczynki, która komunikuje się z Kongiem, to w jakim celu jest tam "drużyna" Millie Bobby Brown? Po to żeby rzucać niby śmieszne zwroty wymyślone przez scenarzystów? Żeby jeszcze bardziej pokazać GIRL POWER, którego i tak jest cała masa?
Do tego wszystko jest tak spłycane, wyprane z jakichkolwiek większych emocji odnośnie prawdziwego świata i życia. Jedyne czym widz ma się przejmować i zachwycać jest rozwałka.