Wiem, że narażę się wielu osobom, ale co mi tam. Tak już rola recenzenta filmowego. Śmieszy mnie po raz kolejny średnia ocen filmów, które są dość ciężkie i nazbyt inteligentne. "Gra dla dwojga jest tego świetnym przykładem (ale nie tylko, bo naprzykład poprzedni film Gilroya" Michael Clayton taże nie święci tutaj tryumfów). Ogólnie jest tak, że ten film nie jest dla 3/4 FilmWebowego społeczeństwa. Kto do jakiej grupy należy sam wie, bo inteligentny człowiek nie będzie się bawił w takie zaliczanie do grup, a ci mniej rozgarnięci, będą uważać, że należą nie do tej 3/4 grupy tylko do tej 1/4.
Drugi film Gilroya (chyba pierwszy reżyser, którego obejrzałem dosłownie każdy film :) to obraz lżejszy w formie od "Michaela Claytona", ale scenariusz ma tak samo zawiły i inteligentny. Akcja biegnie kilkoma torami. Jednym głównym, dziejącym się w czasie rzeczywistym, oraz takim, który wraca w przeszłość i stopniowo dołącza do tego czasu teraźniejszego. Mało wyrafinowany widz, zgubi się już na początku filmu przez co straci zainteresowanie (jak ma to miejsce w przypadku tych 3/4 społeczeństwa). Kto jednak przebrnie dalej i wytrzyma tę świetną gimnastykę dla umysłu, dostanie dobrze zagrany i wciągający obraz, z dobrym pomysłem na siebie. Film w wielu momentach może kojarzyć się z filmami o Dannym Oceanie z "Ocean's Eleven" itd.
Aha uważajcie, aby nie dać się wykiwać, bo w tym filmie każdy chce przechytrzyć każdego, i każdy myśli, że przechytrza drugiego. Recenzja zawiła jak sam film, ale warto się z nim zapoznać, bo w dzisiejszych czasach, mało jużjest filmów z takimi scenariszami.
dziwne ze takie niskie oceny, mi tez calkiem sie podobal, oczekiwalem jakiegos sredniaka a tu sie calkiem wciagnalem.
...
Po namysle stwierdzam ze niska ocena wynika z braku wybuchów, mordobicia i trupow :)
balarizaaf słaba ocena nie wynika z braku wybuchów, mordobicia....... itp...film jest poprostu słabiutkim średniakiem...i jeszcze te ciągłe przed 8 miesiącami ,przed 2 itd ,itp drażniło mnie to bardzo. Film mi się nie podoba 4/10 to maxxxxxxxxx !!!! dałem rady dociągnąć do końca za 4 razem.
Nie zgodziłbym się, że ten film jest "słabiutkim średniakiem". Ukazywanie relacji miedzy głównymi bohaterami w postaci retrospekcji jest ciekawym zabiegiem reżysera, nadaje im jakby tajemniczości, jednak wszystko to jest zbyt nachalnie i w prost, nie zmuszając widza do głębszego zastanowienia i refleksji nas samymi bohaterami. Jednak fabuła jest interesująca, ciągłe kłamstwa, podstępy, szpiegowanie i brak zaufania, sprawiają, że chce się obejrzeć ten film do końca i zobaczyć kto wygra w tej grze. Ogólnie 7/10
Jest wiele filmów sensacyjnych/kryminałów które są do siebie podobne i właściwie można obejrzeć jeden żeby wiedzieć jak przebiega akcja w innych ale "Gra dla dwojga" się do nich nie zalicza. Obejrzałem ten film z myślą o rozerwaniu się w piątkowy wieczór ale byłem bardzo miło zaskoczony już po 10 min bo zapowiadało się naprawdę dobre kino. W filmie akcja dzieje się szybko trzeba nadążyć za kilkoma wątkami dziejącymi się na różnych płaszczyznach czasowych. Widz nie nudzi się podczas oglądania bo jego mózg jest zmuszony do ciągłej uwagi. W filmie ludzie są przedstawieni tacy jacy są rzeczywistości. Nie ma tu tanich bohaterów ani żadnego "ciuciu-ruciu" tylko każdy chce obrobić drugiemu tyłek. Tak jak powiedział założyciel tematu, film podobny do trylogii Ocean's z tym że tam było więcej specyficznych scen jak ja to nazywam które tworzą niesamowity klimat. Ale zarówno "Ocean's" jak i "Gra dla dwojga" są filmami które mógłbym oglądać w nieskończoność bo mimo swojej zawiłości są lekkie i przyjemne oraz posiadają parę "perełkowych" scen ;)
Mnie też się podobał. 7/10. Trochę zawiły, więc trzeba uważać, ale zakończenie zaskakujące. I to pozytywnie :)))
Hmm, nie wziąłeś pod uwagę jednej rzeczy - mianowicie są osoby, które oglądają film dla czystej rozrywki i przyjemności - dlatego swoje wywody o inteligencji fanów tego filmu jak i też jej braku w przypadku tych drugich mógłbyś sobie darwać drogi recenzencie. Co się zdarzy w filmie można było przewidzieć po 5minutach (poza końcówką - tu spotkało mnie i pewnie nie tylko mnie zaskoczenie, miłe zaskoczenie) więc nie wydaje mi się aby to "zawiłość" tego filmu była powodem jego niskiej oceny.
"Akcja biegnie kilkoma torami. Jednym głównym, dziejącym się w czasie rzeczywistym, oraz takim, który wraca w przeszłość i stopniowo dołącza do tego czasu teraźniejszego. Mało wyrafinowany widz, zgubi się już na początku filmu..."
bez przesady, wszystkie retrospekcje były podpisane mega-wielkimi literami np. Rzym 2 lata wcześniej; Clevland dajmy na to 6 miesięcy wcześniej - to już chyba tylko idiota nie umiałby sobie stworzyć do tego chronologii....
Film a i owszem opiera się na ciekawym pomyśle, ale co z tego skoro widz niemiłosiernie nudzi się podczas jego oglądania. A to oznacza, że film ten b. dobrym nazwany być nie może - bo jak można nazwać tak film na którym widz się nudzi?? Podkreślę jeszcze raz, nie nudzi się przez to, że nie rozumie o co tu we wszystkim chodzi ale przez formę w jakiej mu to wszystko jest przedstawaiane.
Ode mnie 6/10 (było by 5/10 ale +1 za fajną końcówkę)
pozdrawaiam
A to dopiero. Film po prostu był najgorszym filmem, jaki widziałam w tym roku. A może i nawet jednym z najgorszych w moim życiu. Nie wiem, jak np. Julia Roberts mogła w nim zagrać... A recenzent-intelektualista ma się za naszego mędrca, który jest ponad prostymi ludźmi, którzy dali "wspaniałemu" filmowi złe oceny. Twoje wywody są niczym wymuszone filozofie Paulo Coehlo. Może niektórzy się nabrali.
Z tym że film nie wnosi do kina nic nowego, dłuży się, zamiast zaskakiwać po prostu śmieszy... Było parę momentów, które niby miały trzymać w napięciu, ale czuło się tylko zażenowanie tymi nieudanymi próbami. I pomimo tego że śmieszyły mnie niektóre żałosne momenty, śmiać się jakoś nie mogłam, bo doprawdy... czułam, że nawet tego film nie jest wart.
Za to naprawdę rozbawił mnie pierwszy post. Pozdrowienia dla autora.
krotko i na temat glowni bohaterowie zostali wykiwani a rzadko sie to zdarza w filmach o ile wcale ocena 6 niezly ani wiecej ani mniej ...
a jezeli chodzi o michael clayton to byl o wiele ciekawszy i bardziej wciagajacy
dokladnie, nie powinno sie porownywac tych dwoch filmow. ten nie byl zly, ale lekko bzdurny. "Michael Clayton"- bardzo dobry, trzymajacy w napieciu
Ja osobiście żałuję, że Roberts w tym zagrała. I oczywiście znowu zrobili z niej piękność... okej, może jest dobrą aktorką, ale to nie zmienia faktu, że wygląda jak transwestyta. A wracając do filmu - imaginary__ ten film nie miał Cię trzymać w napięciu tylko zaskakiwać. A jeśli Cię nie zaskoczył, to znaczy, że oglądałeś go bardzo pobieżnie i nie zrozumiałaś wogóle, co było w nim zaskakującego.
Zgodzę się z założycielem tematu - nudzi się widz, który nie rozumie filmu. A żeby film zrozumieć trzeba go obejrzeć w całości. Dlatego drażnią mnie osoby, które piszą, że doobejrzały film do końca za 4. razem - jakby to był jakiś wyczyn. Po prostu większość osób nie jest chętna do wysilania mózgownicy i dostosowania się do wymagań reżysera, a część po rpostu tego nei potrafi. I właśnie ta część ocenia zawiły, głęboki film z zaskakującym zakończeniem na 4/10.
A co do tej słabej średniej...
Ona nie wynika z małej ilości wybuchów i strzelanin, ani z fakt że film jest słaby. Ona wynika z tego, że wszyscy (a przynajmniej większość) nastawiła się na lekką rozgrywkę kryminalną w stylu "Ocean's 11" albo "Jak ugryźć 10 milionów dolarów" lub komedię sensacyjną/romantyczną jak "Rybka zwana Wandą" tudzież "Co z oczu, to z serca".
A dostaliśmy szpiegowski thriller, wsparte wątkiem romantycznym i odrobiną humoru. A wszystko to z naprawdę zawiłą fabułą, mnóstwem wątków pobocznych (a każdy nie mniej ważny) i pokręconą intrygą. Nasz mózg musi cały czas pracować, żeby to wszystko sobie ułożyć. A jeśli już się pogubisz, trudno będzie ci pod koniec wszystko ogarnąć i załapać. To zdecydowanie nie jest film na piątkowe wieczory.
ha. a ja, sam do końca nie wiem czemu, spodziewałem się dość 'ciężkiego' thrillera z kilkoma drobnymi żartami. tymczasem otrzymałem świetną[ale nie zachwycającą] mieszankę gatunkową, w której humoru jest tyle, co napięcia, albo i więcej.
moim zdaniem film jest naprawdę dobry, z rewelacyjnymi rolami na obu planach. między bohaterami pozornie brakuje chemii, ale w kilku scenach aktorzy zdają się ją 'wyczarowywać' na poczekaniu, co znajduje pełne uzasadnienie w scenariuszu i daje dowód na talent Roberts i Owena. na drugim planie wg mnie Giamatti nieco przyćmiewa Wilkinsona. świetnym tłem była także szalenie różnorodna muzyka[choć wydaje mi się, że poza obrazem byłaby dość ciężkostrawna]. intryga jest jedną z tych, które od początku do końca wymagają skupienia, ale widz zostaje ostatnią sceną sowicie wynagrodzony. ogólnie 'czułem' rękę reżysera w niektórych scenach[co nieczęsto się zdarza], takie drobne szczegóły... dla mnie Gilroy jest bardzo obiecującym reżyserem.
a teraz może o minusach;): zakończenie wydaje mi się trochę przekombinowane[choć może jak obejrzę drugi raz, to zmienię zdanie], a postaci odrobinę niedopracowane - główni bohaterowie nadrabiają urokiem aktorów, zaś na drugim planie szefowie korporacji są zbyt przerysowani, zbyt absurdalni, zaś cała reszta postaci jest totalnie pozbawiona wyrazu[poza groteskową pracownicą wydziału transportu;)]. i zastanawiają mnie lokacje -po co ich aż tyle? czemu to miało służyć? uatrakcyjnić wizualną stronę filmu, nawiązać do bondowskich tradycji[wiem, ze to absurdalna teoria:P]? na razie nie znalazłem hardego uzasadnienia, więc dla mnie jest to trochę zbędna otoczka.
hurh, dawno nie spisywałem moich wrażeń z filmu:). finalnie od kumora 7/10.
ps. taki przyjemny detal: w filmie ani na chwilę nie pokazuje się broń:).
Ciekwe tylko kto by uwierzyl w to ze formula miesci sie na jednej kartce a na dodatek nie jest opatentowana ci agenci na prawde musieli by byc glupi, a takze dyrektor tej drugiej korporacji ktoremu nawet nie przyszlo do glowy sprawdzic ta formule. Na koniec, zgadzam sie z opinia kolegi ktory napisal ze fabula byla przedstawiona poprostu w nudny sposob i wiekszosci widzow nie wciagnela. Mimo wszystko uwazam ze film mozna obejrzec i dalem mu 6/10
Może narażę się samozwańczemu recenzentowi filmowemu, ale taka już rola człowieka, który nie szuka drugiego dna tam, gdzie go nie ma. Jeśli jest pan rzeczywiście recenzentem filmowym i recenzje pana ukazują się drukiem, to zaiste świat schodzi nie tylko na psy, ale i pchły. W pana "recenzji" rzeczywiście zauważyć można pewną zawiłość. Jednak stwierdzić muszę, że zawiłość ta wiąże się jedynie z językiem ojczystym i trudnością, jaką sprawia on walczącemu z resztą świata opiniotwórcy. Błędy logiczne gonią braki w słownictwie. Wstyd dla człowieka obwieszczającego już w pierwszym akapicie swej recenzji, iż jest on niezrozumianym przez świat twórcą opinii o obrazach ruchomych, że nie zna słowa "retrospekcja" i musi miast niego wyłuszczać całą jego definicję, do tego nieudolnie. Żeby poprzeć dodatkowo swój zarzut pozwolę sobie wspomnieć ów obraz, który ma doby pomysł na siebie. A to nie jedyne niezręczności, których się pan dopuścił.
Co do samego filmu i pana opinii o nim: zarzuca pan widzom, że nie podołali intelektualnie temu niezwykle zawiłemu i gimnastykującemu umysł testowi, jakim jest w pana oczach film "Gra dla dwojga". Może to moje indywidualne odczucia, lecz film ten intrygującym i ćwiczącym korę mózgową byl jedynie w zamierzeniu jego twórców. Zamiar się nie powiódł, bo film jest przewidywalny prawie od samego początku i kolejne zabiegi reżysera, by wprowadzić widza w stan konsternacji wydają się jedynie śmieszne. Moje odczucia mógłbym porównać do tych, które za młodu miewałem, gdy znajdowałem schowany przez rodziców prezent gwiazdkowy. Udawałem przed nimi, że nie wiem co dostanę, a gdy rozpakowywałem prezent krzyczałem "Łał!", jakby była to wielka niespodzianka. Nie byla, bo od początku wiedziałem, co dostanę. Przed rodzicami mogłem udawać, bo mi na nich zależy, ale czemu miałbym się tak męczyć dla reżysera, z którym nic mnie nie łączy?
Swoją drogą reżyser musiał wiedzieć, że coś nie poszło tak, jakby tego sobie życzył, bo sięgną po trochę przejedzony już zabieg z odwracaniem kota do góry ogonem na sam koniec filmu. W moim odczuciu nawet to nie uratowało filmu. No cóż, są to tylko moje odczucia, a ja nie jestem recenzentem, nawet samozwańczym, więc się pewnie nie znam.
film damsko-męski. mi się podobał, wciągająca rozrywka w leniwą niedzielę. to, że wzbudza skrajne opinie i spory, jest według mnie dużym atutem.
dla mnie ten film ma tylko pare atutow.
dobre zdjecia, swietna gra plejady aktorow. jednakze minusy sa zbyt razace by dac mu wyzsza ocene niz 6/10!
mysle, ze film mialby wyzsza ocene, gdyby nie to, ze widzialem juz mase podobnych filmow! juz w pierwszych scenach mozna byl sie domyslec "intrygi" gl. bohaterow jak i bossow korporacji.
wiecej nie trzeba pisac w temacie, bo juz to zrobil emikaebrat!