żałosna jest niedojrzałość niektórych oceniających, chyba trzeba mieć jednak te parę lat więcej i jakiś małżeński staż, żeby docenić tę produkcję; jest trochę jak szwedzki "Turysta" Östlunda, tyle że po estońsku, cała prawda o rodzinie: że jednak każda kobieta pragnie dziecka i decyzyjnego faceta, a drugie małżeństwo jest tylko PROJEKCJĄ tych pragnień, spojrzenie w kamerę (na widza) najpierw jego, potem na końcu jej, genialny zabieg reżyserski! chodzi o moment tego spojrzenia, dla mnie (gdybym nie widziała "Turysty" wcześniej) arcydzieło dramatu psychologicznego