Jeżeli myśl, że już nie raz i nie dwa mieliśmy film traktujący o opętaniu wywołuje u ciebie atak
epilepsji to mogę tylko zaproponować terapię dla nerwowo chorych - twoja filmografia powinna
zakończyć się na latach 70-tych, bo do tego czasu chyba wszystko co można było zobaczyć w
filmie już było.. Jeśli jednak wydaje ci się, że w tym temacie wciąż jest miejsce na coś nowego i
można ugryźć temat z różnych stron jest szansa, że wpadnie ci w ręce ten film.
Oceniłem go na piątkę więc teoretycznie w ogóle nie powinienem był zawracać sobie głowy
pisaniem. A jednak. Uważam, że pierwsza część seansu jest bardzo ciekawie zrobiona. Przede
wszystkim mamy bardzo dobre wejście, w którym śmierć i narodziny są związane w jednaj
scenie, potem dobre zdjęcia, szerokie kadry spokojnie wprowadzające nas we współczesną
historię. A historia choć nie jest nowa jest ciekawa. Obsesyjnie religijna matka broni swojej
psychicznie chorej córce dostępu do opieki medycznej. Jest to dobrze zagrane i pokazane.
Nie rozumiem dlaczego reżyser zdecydował się w którymś momencie porzucić ten dramatyczny
wątek i zmienił nagle konwencję używając chyba wszystkich najbardziej wyświechtanych
chwytów z kina grozy. Im bliżej końca tym gorzej się to ogląda.
Ten film jest debiutem reżyserskim, dlatego kto wie - być może jeszcze czymś nas ten pan
zaskoczy. Może warto zapamiętać nazwisko. Moim zdaniem pierwsza część seansu zdradza, że
warto dać mu drugą szansę.