Witam wszystkich,
to mój pierwszy post na filmweb'ie. Na wstępie zaznaczę, że nie skończyłem filmoznawstwa, nie widziałem wszystkich filmów świata, a jeśli już jakiś oceniam - robię to na podstawie własnych wrażeń i odczuć, a nie mody. I tak na przykład na 1/10 ocenię połowę filmów Allena - zupełnie nic w nich nie widze, mimo że reżyser powszechnie jest uznany.
Przechodząc do meritum i filmu "Granice zła" - nie rozumiem, skąd tak niska ocena. Film ogląda się z przyjemnościa, czas upływa szybko. Można zobaczyć naprawdę fajne widoki, które odwiedzi jedynie garstka z nas.
Czy film trzyma w napięciu? Fakt, mamy tylko jednego frustrata. Ktoś w innym temacie napisał "jeden bandyta, reszta nie potrafiła się ruszyć" (to nie był cytat). Odpowiem na to tak - idźcie na siłownię, na halę bokserską, stańcie przed gościem o 2 głowy wyższym i 2 razy potężniejszym od Was i wtedy z nim walczcie. Szanse? Żadne. Czemu więc się dziwicie, że 3 facetów nie dało rady? I tu kolejna uwaga - nie, nie jestem ani fujarą, ani mały, ani wątły. Podchodzę do tego realnie.
Kolejny użyty przez niektórych argument - pisaliście, że Bull zlał innego surfera za to, że zajął jego falę. To takie dziwne? Niestety nie. Podkreślam - NIESTETY, dziś jest wiele sytuacji, gdzie niewinna osoba dostała za samą obecność.
Dalej - mówicie że film przewidywalny - a który film nie jest przewidywalny? Jeśli nie jesteście w stanie przewidzieć zakończenia 3/4 filmów... to jest z Wami źle. Tak naprawdę garstka reżyserów postarała się i zrobiła zakończenie, którego nikt by się nie spodziewał. Przewidywalność to nie wada tego filmu.

No i już na koniec mojego monologu - film polecam. Nie będzie tu tyle krwi co w Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną, czy tyle efektów specjalnych co w Matrixie, bo i po co? Film - świetne widoki, ciekawa fabuła. Dla mnie 9/10.

PS: i bardzo proszę, żeby nikt nie obrażał mnie za moje spostrzeżenia, jak to miało miejsce w stosnku do autorów kilku wcześniejszych tematów