Po kiczowatej parodii „Superhero” i niezłym „Kick-ass” Hollywood uraczyło swoich fanów kolejną produkcją o super bohaterze na wesoło. Tym razem scenarzyści wzięli na ruszt Zielonego Szerszenie autorstwa Frana Strikera i Georgea W. Trendle'a. Po zapowiedziach w postaci trailerów pojawiających się w sieci byłem sceptycznie nastawiony do filmu, w którym Seth Rogen jako zamaskowany heros walczy z przestępczością miasta. Po seansie filmu Gondry’ego moje obawy się ziściły. Obraz trzeba potraktować z przymrużeniem oka i szybko o nim zapomnieć. Wieje nudą niemalże przez cały seans z wyjątkiem początku gdzie przez kilka pierwszych minut na ekranie szaleje James Franco. To jego epizodyczna kreacja jest najzabawniejsza w całym filmie. Końcówka filmu to iście hollywoodzka nawalanka z masą strzelanin i wybuchów. Mimo wszystko z perspektywy całego filmu na ekranie jest nudno niczym na afrykańskiej sawannie w czasie pory suchej. Film zdecydowanie nie wymagający wysiłku intelektualnego z minimalną dozą humoru.