Zielony Szerszeń? Serio? W 3D? Kolejny skok na kasę naiwnych widzów, którzy zachęceni efektami specjalnymi i jednym z bardziej eksploatowanych obecnie tematów do ekranizacji (tzn. komiks o superbohaterze) wybiorą się na ten „twór” do kina. Ale zaraz – reżyserem jest Michel Gondry? Ten sam człowiek, który stworzył obrazy „Zakochany bez pamięci” z Jimem Carreyem oraz „Be kind rewind” z Jackiem Blackiem? Dwóch świetnych komików, dwa całkiem przyzwoite obrazy… Że niby gra tu Seth Rogen? Ten pulchny, kudłaty, lekko niezdarny Seth Rogen, którego znamy z „Boskiego Chilloutu”, albo „Wpadki”? I jeszcze schudł do roli? Dobra, macie mnie – Christopher Waltz w obsadzie nie jest mi już do szczęścia potrzebny. Słucham? On też tam gra? … To kiedy idziemy do kina?
GREEN B
Tak mniej więcej wyglądała moja reakcja na najnowszy projekt Gondry’ego – reżysera, który w swoich filmach potrafi połączyć niecodzienną stylistykę rodem z krainy snów z pozornie zwyczajną, żeby nie powiedzieć „średnio atrakcyjną na pierwszy rzut oka” historią. Bądźmy szczerzy – kto z was w ogóle słyszał o Zielonym Szerszeniu? Zieloną Latarnię może znacie, ale Szerszenia? Kolejny pechowy naukowiec, którego podczas pikniku w Czarnobylu użądliła radioaktywna pszczoła? Otóż, niezupełnie. „Green Hornet” to seria radiowych opowiadań sprzed ponad pół wieku, z czasem rozbudowanych do dwóch seriali i komiksu – w naszym kraju praktycznie nieznanych, lecz w rodzimych Stanach cieszących się swego czasu olbrzymią popularnością. Była to świetna alternatywa dla osób, które uważały komiks za zbyt dziecinne medium, ale nie mogły oprzeć się urokowi werbalnych opowiadań kryminalnych (przypomnę tylko, że to właśnie w radiu debiutował genialny Orson Welles, którego szanujący się kinofile powinni skądinąd kojarzyć). Miło jest powspominać sobie czasy, gdy po włączeniu odbiornika radiowego słyszało się coś innego, niż „baby, baby, oh-oh-oh”.
BONKERS
Bohaterem owych opowieści był syn właściciela jednej z najbardziej wpływowych gazet w Los Angeles – James Reid. Kiedy dziecko idzie w ślady swych odpowiedzialnych, uzdolnionych rodziców, wtedy jest niemal pewne, że osiągnie w swym życiu podobny sukces. Gorzej natomiast, gdy zamiast ruszyć ambitną pupinę i zabrać się za rozwijające zajęcie (właśnie zauważyłem dwuznaczność tej wypowiedzi, pardonsik) preferują roboty organizacyjno-produkcyjne. Organizowanie hucznych imprez i produkcja sporej ilości wymiotów złożonych głównie z niezdrowego żarcia i egzotycznych alkoholi wymieszanych w rytm electro. Takim właśnie „bonkersem” jest potomek pracowitego pana Reida, Brit, którego podejście do życia opisać można prostym powiedzeniem „hulaj dusza, piekła nie ma”. Cóż, żeby człowiek zmienił się na lepsze czasem potrzebny jest mocny kuksaniec w tył głowy – a śmierć bliskiej osoby to już chyba ostateczna oznaka od losu, że coś w naszym życiu jest nie tak. Gdy staruszek Brita umiera wskutek alergicznej reakcji na pszczeli jad, ten zaczyna wreszcie rozumieć, że jego tato był najprawdziwszym… dupkiem, i razem ze swoim mechanikiem opracowuje genialny plan na całkowite obalenie legendy ojca.
BUG OFF!
Fabuła „Zielonego Szerszenia” nie należy może do wybitnych, ale nie drażni i nie przeszkadza w odbiorze tego najeżonego przyjemnymi efektami specjalnymi obrazu. 3D momentami jest może nieco za bardzo rozmyte, ale nie męczy oczu i nie zostawia u widza nieprzyjemnego wrażenia niedosytu (a napisy końcowe chyba jeszcze nigdy nie były tak absorbujące). Jak ujął to mój współseansista – „ten film był zbyt śmieszny, by być poważnym i zbyt poważnym, by uznać go za śmieszny”. Cóż, ale takie właśnie są produkcje Gondry’ego, czyż nie? Nie oznacza to jednak powtórki z „Defendora” (dramat o ułomnym, samozwańczym superbohaterze). To bardziej alternatywa dla pełnoprawnych komiksowych blockbusterów, typu „Thor”, czy „Kapitan Ameryka” – coś pomiędzy efekciarskim „Iron Manem”, a jajcarskim „Kick-Assem”. Ja bawiłem się na nim przednio, a na samo wspomnienie o scence z pistoletem na gaz chichram się pod nosem. No i ten Christopher Waltz, który załapał się do obsady przypadkiem, zastępując niezdecydowanego Nicolasa Cage’a (słuszne posunięcie producentów, bo Chris spisał się wyśmienicie). Moje nastawienie do „Zielonego Szerszenia” bardzo się poprawiło po seansie, więc jeśli lubisz komiksową stylistykę, ten kinematograficzny produkt jest właśnie dla Ciebie.
-------------------------------------------------------------------------------- ----------------------------
+ humor, aktorstwo, naprawdę fajnie się ogląda, napisy końcowe :P
- niespecjany scenariusz (nic nowego), Cameron Diaz była ładna... w 94
Ocena: 74/100
========================
http://cinemacabra.blog.onet.pl/123-Green-Hornet,2,ID420865858,n