PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=219933}
7,1 181 tys. ocen
7,1 10 1 180580
7,0 59 krytyków
Grindhouse: Death Proof
powrót do forum filmu Grindhouse: Death Proof

Bałam się tego filmu i moje obawy niestety się sprawdziły. Jestem wielką fanką Tarantino; do ulubionych zaliczam oczywiście "Pulp Fiction", ale również "Wściekłe psy" i "Kill Bill". Podobała mi się jego nowelka w "Czterech pokojach". Porządnym kawałkiem sensacji była "Jackie Brown". "Kill Bill" było pomysłem odważnym, świeżym, było prowokacją i zabawą. Ale - miało też sens fabularny. Poza dziesiątkami nawiązań i świadomych zapożyczeń, poza celową przesadą, była to historia, którą chciało się oglądać i której finał chciało się poznać. Owszem, już w "Kill Bill" Tarantino zdradzał tendencję do skręcania w stronę formalnych zabaw, ale było to nowatorskie i dobrze zrobione. To, czego się obawiałam przy "Death Proof" to właśnie przegięcie, całkowite postawienie na formę i grę. Można, jasne. Tylko po co? Ile jeszcze własnego ogona strawić musi Big Quentin, żeby krytycy się otrząsnęli z bałwochwalczego zachwytu?

Niektórzy recenzenci wskazują na pokłady mądrości, jakie film niesie - 'girls power' w najbardziej ekstremalnym wydaniu, zmierzch męskości rozumianej jako samcza dominacja etc., etc. Inni wskazują na czystą radość z kina jako imitacji rzeczywistości, czyli - popatrzmy sobie na przemoc i krew, lubimy to, a jakże, siedząc bezpiecznie z drugiej strony ekranu, a Quentin nam to daje i jest frajda. Do mnie nie trafia żadna z tych interpretacji. Doszukiwać się kulturowych diagnoz nie mam zamiaru, bo jak król jest nagi, to jest nagi, a nie ubrany w gustowne, nowocześnie szyte i przemyślnie zaprojektowane szaty (zresztą np. dialogi lasek to nie dialogi lasek, tylko męskie wyobrażenia o tym, jak wyglądają dialogi lasek). A frajdy nie miałam, bo jej nigdy nie miewam przy nadmiarze lub bezsensie kinowej przemocy. Wprawdzie uwielbiałam krew i flaki jako dziecko, taki ze mnie straszny dzieciak był, patrzyłam z fascynacją na przecinanie piłą, tudzież inne makabryczne kawałki. Ale wyrosłam. :) Teraz ziewam z nudów.

Owszem, było kilka ciekawych fragmentów i pomysłów, choćby autotematyczne nawiązania, jak Big Kahuna Burger, masowanie stóp czy "gwizdany" dzwonek telefonu. Ale poza tym... dialogi 'ostrych panienek' stają się dość szybko nużące, no bo ileż można słuchać mielenia wciąż o tym samym, czyli głównie o problemach z facetami. Zresztą nawet, gdy panny o mężczyznach nie rozmawiają, tematy ich dyskusji są beznadziejnie płytkie i ani trochę błyskotliwe, a przecież Tarantino potrafił niegdyś między słówka "bitch" i "fucking" wcisnąć świetne teksty. W "Death Proof' "fucking bitch" jest tematem przewodnim i tylko pobieżnie obudowanym innymi frazami. Nużące to wszystko i - mimo widowiskowości - w gruncie rzeczy nijakie i do zapomnienia w 5 minut.

Swoją drogą zaobserwowałam pewne ciekawe zjawisko: mężczyźni uwielbiają filmy o "ostrych laskach" i nader chętnie nazywają je filmami feministycznymi. Jak to jest, że taki feminizm (stojący jawnie w opozycji do męskości) jest dla nich do zaakceptowania, a postfeminizm, realizujący się w społecznym dyskursie o równych prawach, budzi śmiech politowania? Może chodzi o to, że te "ostre laski" spotkać można po drugiej stronie ekranu, pobudzająco działają na męską wyobraźnię, to zjawisko ekscytujące, bo niezagrażające "tu i teraz", a feminizm jako ruch społeczny... o, to zdecydowanie za wiele, a nuż się przyjmie i co wtedy? ;)

ocenił(a) film na 10
Diana

Napiszę krótko, nic nowego - zgodnie z tradycją mam odmienne zdanie ;>
Ale trochę jestem rozczarowany, bo nawet nie poczułem się urażony jako prymitywny widz którego kręcą wulgaryzmy, litry krwi i seksizm, taka całkiem stonowana opinia tym razem Ci wyszła ;>

Mnie dialogi nie znużyły, przez cały film mi się podobały, połączone z aluzjami i odwołaniami do starego kina. Przy tym niespotykana dotąd u Q dawka humoru('-Co kręciliście? / -"Trzy kopnięcia w głowę III"). Dialogi nie były takie kretyńskie na jakie mogły pozornie wyglądać. Trzeba tu ostrzec wszystkich, że nie łatwo było przemycić cały dowcip i tłumaczenie 'ręczne' z internetu bardzo różni się od tego dystrybutora.

Zgodę Ci przyznaje co do rzekomego motywu 'girls power', nie należy tak odbierać filmu (podobnie jak 'Volver ;)

Jak wcześniej u Q mamy dużo krwi i maksymalnie zniekształconej, celowo sztucznej przemocy. Tyle, że o wiele więcej humoru, i to bardzo dobry zabieg. Więc jest po prostu konsekwentny w tym co robi, utrzymuje swój własny styl(świetne dialogi to też już standard Q.dla mnie tylko pozornie są o niczym a faktycznie jednak inteligentne i dowcipne).
Mamy też jak wcześniej na maksa wyraziste i 'atrakcyjne' dla widza postaci. Piękne kobiety intrygujący, równie oryginalny 'czarny charakter'.

Wulgarne głupie teksty, wszechobecna krew i seks były przecież do przewidzenia, wskazuje na to tytuł(notabene przed tym filmem prawie nikt nie znał pojęcia 'gridhouse', przy tym te wulgarne teksty były bardzo zabawne, więc wszyscy dobrze się bawili. Więc kto lubi popatrzeć na ładne kobiety i posłuchać wulgarnych, seksistowskich tekstów wiedział, że dobrze robi kupując bilet.

Film niby tandetny, ale przecież z drugiej strony NIKT inny nie robi podobnych filmów. Zatem film jest odwrotnie wręcz, oryginalny, nowatorski, awangardowy a Quentin konsekwentny, trzyma się swojego stylu bez kompromisów.

Miało być krótko, a tu się tak rozpisałem. Wszystkiego dobrego i dużo.

ocenił(a) film na 4
sten44

A gdzieś twierdziłam, żeś prymitywny widz? :)

Hmm, mnie Tarantino zawsze potrafił rozbawić. Tutaj było to niestety tylko skrzywienie ust. To "więcej humoru" wg Ciebie to dla mnie niestrawny potok słów. Wyraziste postacie? No, nie wiem. W sumie wszystkie 8 dziewczyn to wariacje na ten sam temat. :) Tak jak i dialogi zresztą.

Quentin jest konsekwentny, bo robi to, co chce i jak chce, na nic się nie oglądając. I nie razi mnie krew i wulgarność, bo to było i w "Pulp Fiction" i w "Reservoir Dogs". Ja to lubię, jeśli czuję, że oprócz tego, jest jeszcze coś, że to ma sens i jest serwowane jednak z umiarem. Oczywiście można argumentować, że tutaj umiaru miało nie być, bo to stylizacja na rynsztokowe kino etc., etc. Teraz dochodzę do wniosku, że może największą frajdę miały osoby, które takie kino lubią (albo przynajmniej kiedyś lubiły) i oczy zachodzą im sentymentem. Dla takich ludzi zrobił ten film Quentin, w tym dla siebie. No i na zdrowie! :)

ocenił(a) film na 10
Diana

Nie, nigdy mnie takim określeniem nie obraziłaś. Chciałem tylko podkreślić umiar tej opinii, którym mnie zdziwiłaś ;>, bez dziwacznych porównań, bez specjalnego znęcania się nad fabułą i reżyserem, choć miałaś w tym przypadku nie mniejsze pole do popisu niż winnych filmach które mi się podobały.


"[...] największą frajdę miały osoby, które takie kino lubią [...]"
Tego nie wiem, nie wykluczone. Ja i bez tego byłem zupełnie usatysfakcjonowany, pozytywne wrażenie zostały spełnione z nawiązką wobec oczekiwań.

Dialogi to dla Ciebie niestrawny potok, dla mnie największy atut filmu, ale to już wiemy. Pisząc wyraziste postacie może źle mnie zrozumiałaś. Postacie te są wręcz symboliczne, komiksowe, 'czarno-białe', bez żadnej głębi psychologicznej, rysowane grubą kreską, przez to właśnie 'wyraziste'. Oczywiście ten brak głębi to nie niedoróbka tylko celowy zabieg, wpisuje się to w sens i konwencję filmu i ja to kupuję - Ty nie, to też wiemy.

Skoro wszystko to już wiemy mam dla Ciebie coś innego, może jeszcze nie widziałaś:
1. Werewolf Women Of The S.S.
http://www.youtube.com/watch?search=&mode=related&v=XQifXaOboMU

2. Thanksgiving
http://www.youtube.com/watch?v=S-zhb_6G988

3. Machete
http://www.youtube.com/watch?v=qx6J39lYu5s

4. Hobo With a Shotgun
http://www.youtube.com/watch?v=1LlazPgxKrA

5. Don't
http://www.youtube.com/watch?v=dY8TZlxnHdc&mode=related&search=

Fikcyjne trailery spomiędzy Death Proof i Planet Terror w USA, w kolejności od najlepszego według mnie.

Pozdrawiam serdecznie ;)

ocenił(a) film na 4
sten44

Dzięki za linki, będę mogła je przejrzeć dopiero w weekend, ale nie omieszkam podzielić się wrażeniami. :)

Nad fabułą i reżyserem się nie znęcałam, bo Tarantino po prostu niczego nie ukrywał i niczego nie udawał. Chciał nakręcić film, nawiązujący do kiczowatych produkcji, w których się lubował i zrobił to. Mnie wprawdzie nie przekonuje ani zamysł, ani wykonanie (bo stawiam dolary przeciw orzeszkom, że gdyby "Death proof" firmowało inne nazwisko, pies z kulawą nogą by go nie powąchał), ale sama mam do Quentina słabość i przynajmniej wiadomo czarno na białym o co chodzi. Poza tym jestem wielką miłośniczką "Kill Bill" i moim zdaniem konwencję gatunkowego miszmaszu i pastiszu Quentin doprowadził tam do perfekcji z jednej strony, a do granicy swojej inwencji z drugiej. W "Death proof" nie dość, że się powtarza poprzez kręcenie kolejnych intertekstualnych obrazków, to jeszcze robi to na znacznie niższym poziomie. Ja tylko jestem niezmiernie ciekawa jego kolejnych projektów i co na nie krytycy. :D

"Chciałem tylko podkreślić umiar tej opinii, którym mnie zdziwiłaś ;>, bez dziwacznych porównań (...)"

No, ale tutaj to przesadziłeś! ;) Udowodnij! :P "Dziwaczne porównania". Phi! Też mi coś! ;)

ocenił(a) film na 10
Diana

Mam nadzieję, że Cię to nie uraziło, to moja subiektywna tylko opinia. Poniższe porównania uważam za dziwaczne dlatego, że dla mnie nie miały nic wspólnego z tematem.

Volver: "Oto cudowny portret kobiecej psychiki". Co to, u licha, jest ta kobieca psychika, bo poza pierwszo- i drugorzędowymi cechami płciowymi nie widzę między przedstawicielkami mojej płci zgoła żadnych generalnych podobieństw. Różnię się od mojej koleżanki z biura w sposób diametralny, a za to wiele podobieństw osobowościowych odnajduję w moim koledze.

Infiltracja: "(...) nie mógł wygrać tak nietypowy obraz jak Mała Miss, zbyt 'prosty' i mało atrakcyjny dla mas". A cóż to za argument? Innymi słowy - film dobry, ambitny, ale za mało komercyjny? (zupełnie jakbym słyszała mojego szefa parę lat temu, gdy argumentował dlaczego nie może dać mi podwyżki: "No tak, jesteś bardzo kompetentna, dużo pracujesz, rozwijasz się, ale... za młoda jesteś"

Pozdrawiam słonecznie.

ocenił(a) film na 4
sten44

Przypadek "Volver" - argumentowałam, że nijak nie zgadzam się z tezą Almodovara, bo szwankują założenia.

Przypadek "Infiltracji" - chodziło o wykazanie, że jeśli doceniamy film/osobę za pewne atrybuty, to nie powinno się sięgać po argumenty dotyczące cech neutralnych i takich, które nie powinny mieć na ocenę filmu/osoby wpływu.

Analogie jak najbardziej adekwatne, tyle że niefilmowe. :)

ocenił(a) film na 10
Diana

Wiem o co chodziło i to, że przedstawiasz bliżej swoją osobę jeszcze raz podkreślę DLA MNIE i całkiem SUBIEKTYWNIE było tu niecelowe. EOT.