Obejrzałem dziś obydwie części Grindhouse'a, szczerze powiedziawszy spodziewałem się czegoś nieco lepszego, no niestety może moje oczekiwania są zbyt wygórowane. Obydwa filmy są zrobione w stylu, który bardzo mi się podoba, mówię tu a efekcie starej taśmy, przerywnikach, czy traileru Maczety na początku Planet Terror, za co obydwa filmy dostają wielki plus. Death Proof podobał mi się trochę bardziej niż Planet Terror, mimo licznych minusów typu dziewczyn, które piją całą noc, a potem trzeźwe wracają nad jezioro. Scena wypadku pokazana kilka razy z różych ujęć była przekozacka. Kurt Russel świetnie zagrał twardziela, który jest twardzielem w sytuacji, gdy staje na przeciwko kobiet, chociaż jak się w końcu okazały nawet wtedy nie jest takim twardzielem i zamienia się w beczące dziecko. Wiem, że te filmy z założenia miały być i są kiczowate.
Planet Terror obejrzałem przed chwilą, początkowo naprawdę mnie wciągnał. Są momenty śmieszne, obrzydliwe do bólu, smutne no i jest Bruce Willis, który zabił Bin Ladena, "2 kulki w serce i jedna w procesor". :) Ciała zombie rozpadały się jak figury woskowe, co momentami było śmiesznie-efektowne, no i Cherry która "strzelała nogą" chyba nie wymaga komentarza. Warto wspomnieć o muzyce, która była świetna, klimatyczne kawałki w teksańskim stylu. Są to filmy, które nie wymagają żadnego myślenia i skupiania się przy ich oglądaniu, po prostu oglądasz. Lubię styl Rodrigueza i Tarantina i w tych filmach pokazali to co potrafią, jednak wiem, że stać ich na dużo więcej.
Moje ogólne oceny to:
1) Death Proof - 7.0
2) Planet Terror - 5.0
EOT, Pavlo