PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=671050}

Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Star Wars: The Rise of Skywalker
2019
5,8 90 tys. ocen
5,8 10 1 90498
4,2 82 krytyków
Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Zanim ktokolwiek z fanów epizodów 7-9 przypulta się i zacznie pluć jadem - chciałbym żeby jedno było jasne. Nie jestem hejterem. Nie cisnę po tych filmach bo chcę być palantem wobec kogolwiek. Na poparcie swoich zarzutów mam argumenty, będą one niżej. Pewnie się rozpiszę. Jeśli komuś aż tak się nudzi by to czytać - zapraszam do dyskusji. Niezależnie czy się ze mną zgadza czy nie. Ale niech ma argumenty a nie "film jest świetny bo mi się podoba". To żaden argument. G*wno też może się komuś podobać i nie czyni go to arcydziełem. To, że ta trylogia podoba się części widzów nie czyni jej to wartościową. To, że nie podoba się mi czy komukolwiek innemu nie czyni jej też zbędną czy fatalną. Zbędną i fatalną czynią je elementy które wymieniać właśnie zacznę:P

Po pierwsze Lucas Film (pod "światłym" przywództwem Katlin Kenedy) przystąpił do tworzenia tej trylogii bezmyślnie. Mieli mnóstwo czasu by przygotować dopiętą na ostatni guzik porywającą historię w trzech niezapomnianych aktach. Nic nie stało na przeszkodzie by ta nowa trylogia była najlepszym fragmentem serii. Oprócz niekompetencji ludzi którzy się za nią wzięli. Jar Jar Abrams nakręcił część pierwszą totalnie po swojemu - o jej grzechach więcej potem. Nie miał żadnej wizji tego jak ta opowieść się skończy. Ruin Johnson kompletnie olał nieliczne iskierki potencjału jakie zostawił poprzednik i zrobił z tyłka drugą część totalnie po swojemu - o tej zbrodni na kinematografii rozpiszę się potem. I teraz JJ Abrams wraca na trzecią część, ale nie kontynuuje pracy z pierwszej. Bo ktoś po drugiej zostawił spaloną ziemię. Więc musi na siłę kombinować jak uratować ten zdechnięty cykl ostatnim filmem. I mam świadomość, że Nowa Nadzieja nie była tworzona jako początek trylogii, była samodzielnym filmem. Ale udało się połączyć oryginalną trylogię w niesamowitą, dopieszczoną, spójną całość. Miała swoje wady - zwłaszcza powrót Jedi gdzie Lucas miał najwięcej do powiedzenia (i stąd np. pełno Ewoków żeby promować zabawki), ale tak czy inaczej nawet z tymi wadami jest to wspaniała przygoda z bohaterami którym życzymy sukcesów i śledzimy ich przygody - wzloty i upadki (bo nie są bogami i czasem zdarza im się przegrać) - z zapartym tchem.

Przebudzenie Mocy. Zacznijmy od tego, że było zbędne - zakończenie powrotu Jedi było epickie i nie trzeba było tam mieszać. Trudno byłoby coś zrobić lepiej a jak się okazało - aż zbyt łatwo coś zrypać. Oryginalna Trylogia jest jak Władca Pierścieni - piękna opowieść, świetne filmy, tylko tam nikomu nie przyszło do głowy robić na siłę filmu o tym co działo się 30 lat po Powrocie Króla. Gwiezdne Wojny nie miały tego szczęścia. Ale tak jak zaznaczyłem wyżej gdzieś... mimo, że ten film był zbędny to mógł być wielki. Ale nie jest. Po pierwsze autor scenariusza nie próbował nawet napisać czegoś ciekawego. Po prostu wziął Nową Nadzieję i pozmieniał parę detali robiąc drugi raz ten sam film. Sęk w tym, że te zmienione detale zrujnowały ten film i całą trylogię.

Powrót Jedi kończy się zniszczeniem drugiej Gwiazdy Śmierci, śmiercią Imperatora i Vadera, nasi bohaterowie a wraz z nimi rebelia triumfowali, odbudowali republikę i żyli długo i szczęśliwie. Tak? Nie. Bo przyszło przebudzenie mocy i okazało się, że nasi bohaterowie to niekompetentne pajace które pozwoliły by republika popadła w ruinę i była bezradna i bezużyteczna. I dała się gwałcić jakiejś jednej organizacji zrzeszającej niedobitki imperium - first order (polska nazwa jest jeszcze głupsza). Walczy z nim głównie zbrojne ramię republiki - Resistance (dosłownie - ruch oporu). Już to jest idiotyczne. Jar Jar Abrams chciał by ta nowa trylogia zaczęła się jak poprzednia gdzie bohaterowie byli garstką dzielnych ludzi walczących przeciw przeważającym siłom wroga. Ale w starej trylogii miało to sens bo tam rebelia walczyła z wszechpotężnym imperium. Tutaj Republika walczy z buntownikami imperialnymi i to ona powinna mieć przewagę. Jakim cudem first order ma więcej zasobów, technologii i siły niż ma republika czy miało imperium? ZBUDOWALI BROŃ PRZY KTÓREJ GWIAZDA ŚMIERCI WYGLĄDA JAK KAJAK PRZY TITANICU. Skąd kasa, ludzie, surowce i technologia i jak niekompetentna jest republika, że niczego o tym projekcie nie wie? I czemu resistance to resistance, przecież to armia prorepublikańska walcząca po stronie republiki w galaktyce kontrolowanej przez republikę. Chcieli mieć odpowiednik rebelii z dawnej trylogii i nie pomyśleli, że to idiotyczny pomysł. Mało tego, czasami odruchowo odnoszą się do resistance jako rebelii (w last jedi nie pamiętam każdego momentu ale nawet Finn mówi o sobie "rebel scum" do fazmy zamiast "resistance scum"). Dlaczego mnie to boli? Bo odbudowa Republiki to dorobek oryginalnej trylogii. Świat pokazany w ep. 7 nasrał na ten dorobek pokazując republikę taką jaką pokazał a Leię, Hana i Luka jako starych zmęczonych nudnych przegranych frajerów.

Troszkę za bardzo się rozpisałem. Rei - żal mi aktorki która ją gra. Wydaje mi się, że mogła być świetną protagonistką, bohaterką nowego pokolenia fanów. Ale tak jak nikt nie pomyślał, że świat powinien być sensownie napisany, fabułę też olano i jej postać (jak i wszystkie inne) też spaprano. Pilotką jest lepszą niż Han, naprawia jego własny statek lepiej niż on chociaż nigdy nie opuściła swojego pseudo Tatooine. Już w pierwszym filmie pokonała na miecze świetlne głównego złego. Odebrali jej najważniejszy w trylogii element postaci. Możliwość rozwoju. Drogę jaką przebył Luke - od skromnej sieroty, przez kompetentnego żołnierza po wielkiego rycerza Jedi.

Ostatni Jedi - To co Ruin zdrobił z postacią Luka woła o pomstę do nieba. Tak się bali, że jego postać przysłoni Rei i wszystkie nowe jeśli będzie zbyt ważna, że kompletnie go wykastrowali. Zrobili z niego starego oszołoma czekającego na śmierć. (Pomimo, że sam zostawił mapę do siebie jakby był potrzebny i ruszył szukać sposobu na zwycięstwo - jeszcze jeden detal który drugi reżyser postanowił ukatrupić bo miał w d*pie wizję poprzednika). Ten film jest tak głupi, że mógłbym pisać o nim godzinę a i tak rozpisałem się w cholerę, więc po krótce:

- w poprzedniej części "imperium" straciło jeszcze większą gwiazdę śmierci a z nią ogromną armię. Mimo to w tej części republika i resistance są nadal bezużyteczne a first order ma ogromną flote a na niej legiony wojska i nawet małą armię AT-ATów!

- bombowce resistance to shit... ogromne powolne bezbronne cele które padają jak muchy i które nie powinny działać bo w kosmosie ich ładunek by nie spadł tylko dlatego, że został odczepiony - na Ziemi samoloty działają tak właśnie dzięki ziemskiej grawitacji

- Leia Popins (nim film trafił do kin wiedzieli, że Katie Fisher nie żyje, mogli dać jej postaci umrzeć z godnością...)

- fioletowłosa admirał której Poe (bohater republiki) nigdy nie poznał choć resistance to kilka statków i pareset osób - logika. Wątek "czy mamy plan?" "po co ci plan" to temat na osobną książkę - zwyczajne tanie g*wniane sztuczki by scenariusz popchnąć w stronę gdzie się go chce

- cały motyw z paliwem którym dotąd się nie przejmowano w filmach by dodać "dramaturgii". Przy okazji Ruin kolejny raz (jak przy bombowcach i Lei Popins) udowadnia, że z fizyki miał gałę i nie powinien pisać scenariuszy sci-fi.... statki rebelii zwalniają by oszczędzać paliwo (a jakoś nikt ich nie dogania)... W PRZESTRZENI KOSMICZNEJ JEŚLI WPRAWISZ OBIEKT W RUCH TO NIGDY SIĘ NIE ZATRZYMA BO NIE DZIAŁA NA NIEGO ŻADNA SIŁA KTÓRA BY GO DO TEGO ZMUSZAŁA. Dlatego komety od miliardów lat przecinają kosmos choć nie mają silników^^ Na Ziemi odpalisz silnik w aucie i zgasisz to zatrzyma się jak wytraci pęd od tarcia kół o drogę i oporu powietrza. W kosmosie nie ma drogi i nie ma powietrza - jest próżnia!

- motyw wietnamki i finna w kasynie... sztuczne wydłużenie czasu filmu i pchanie na siłę sloganów dla SJW: zniewalanie zwierząt jest złe, kapitalizm zły, bogaci ludzie źli, wojna zła, niewolnictwo złe (swoją drogą te 2 pustaki uwolniły zwierzęta a zostawiły w niewoli ludzi i odleciały dumne z siebie...)

- Luke... co oni Ci zrobili:( Rei oczywiście włada nadludzkimi mocami a jak się później okaże niestraszny jej cały pokój elitarnych gwardzistów imperatora bo raz trenowała mieczem świetllnym - to nie czyni jej ciekawą, przeciwnie. To normalne błądzić i przegrywać. Chyba, że twoja szefora to feministka i piszesz główną bohaterkę jako heroskę bez skazy która nigdy nie ulegnie w żadnej sytuacji żeby tejże szefowej się podlizać...

- samobójczy atak fioletowowłosej kretonki. Zrujnował Gwiezdne Wojny. Nadprzestrzeń tak nie działa. To skok do innego wymiaru - w dużym uproszczeniu. A nie "bardzo szybki lot". Bo galaktyka jest ogromna. Gdybyś pokonał miliony lat świetlnych w ciągu paru sekund, nie wiem czy przeżyłbyś podróż nawet w nic nie uderzając. Gdyby uderzyć w cel kilogramowym pociskiem z 80% prędkości światła miałoby się energię kinetyczną dużej bomby atomowej. To jeśli Holdo walnęła pociskiem warzącym z 1000 ton w cel przy prędkości biliardy razy szybszej od światła... czy z galaktyki coś by zostało?^^ Ale nawet gdybyśmy uznali, że uderzyła z prędkością światła lub mniejszą i zabiła tylko wrogów pokazanych w filmie i tak rujnuje to gwiezdne wojny. Bo odtąd żadna bitwa kosmiczna nie ma sensu. Jeden statek na autopilocie i nadprzestrzenny samobójczy nalot i po wrogach. Gwiazda śmierci? klik i nie ma jej.

- solna planeta. Pomijam, że to równie sensowne jak księżyc z sera. Co robią na niej zimowi żołnierze imperium?^^ wiem, że chcecie sprzedawać zabawki, ale na litość boską.... ludzie biegali po niej w rozpiętych kurteczkach a wy wysyłacie snowtrooperów bo powierzchnia jest biała jak na Hoth?


Nie wymieniłem wszystkich problemów - los Snoke'a. duch Yody rzucający błyskawice... Myślałem, że da się napisać o wszystkim, ale nie doceniłem jak bardzo głupie są te filmy i w jak wielu miejscach. Mimo to mam nadzieję, że udowodniłem, że nie czepiałem się tak po prostu - te filmy mają swoje zalety, ale głównie takie które można kupić jak fajne efekty specjalne a Disney ma nieskończenie wielkie zasoby finansowe. Ale wszystko inne jest słabe albo wręcz tragiczne.

Uważam, że choć ta trylogia ma swoich fanów powinna zostać usunięta z kanonu. Tak po prostu. Ostatni Jedi podzielił fanów, wielu z nich odwróciło się od Lucas Film i disneya za to jak sami zostali potraktowani (oskarżenia o rasizm i szowinizm bo nie podoba ci się film...), za to jak potraktowano cykl i jego bohaterów. Ep9 może być arcydziełem, ale cała trylogia i tak będzie kałem. Ale biorąc pod uwagę desperackie chwyty by przyciągnąć fanów do finału (skywalker w tytule, lando i śmiech imperatora w trailerze) myślę, że to kolejny kiepski film w cyklu 3 kiepskich i bardzo szkodlowych filmów. Szkodliwych także dla disneya - bo wielu ludzi którzy w normalnych warunkach na SW chodziliby po kilka razy (gdyby filmy były choć dobre) nie pójdzie na epizod 10 bo nie obchodzi ich nic co wydarzyło się po epizodzie 8.



Tak już kończąc żeby nie było, że tylko krytykuję a sam bym nie umiał wybrnąć na miejscu twórców. Nie trudno było napisać historię która dużo lepiej komponowałaby się ze światem z oryginalnej trylogii:

Minęło 30 lat od upadku Imperium, Republika rozkwita (choć ma swoje problemy jak każdy kraj^^). Ale w cieniu czai się zagrożenie. Niedobitki Sithów i imperialnych szych cały ten czas działają w ukryciu. Pozyskują zwolenników, porywają dzieci i indoktrynują na imperialnych patriotów. Te dzieci dorastają i przy pomocy wpływów dawnego imperium zdobywają coraz większe wpływy w szeregach republiki. Są asystentami senatorów, oficerami w armii itp.

Część pierwsza skupiałaby się na pokazaniu świata - republiki i zagrożenia kryjącego się w jej wnętrzu. Gdzieś w tym wszystkim byliby nasi bohaterowie. Starzy - wpływowi choć w stanie spoczynku. Leia i Han wychowują wnuki. Luke cieszy się spokojem po odtworzeniu akademii Jedi i wytrenowaniu kilkorga mistrzów nowego zakonu. Drogi jego i Rei mogłyby się skrzyżować. Czy byłaby jego sekretnym dzieckiem którego los śledził z ukrycia jak Obi Wan jego samego kiedyś, czy dzieckiem kogoś innego ważnego - bezpiecznym tylko dopóki nikt nie wie kim naprawdę jest, czy może przypadkową osobą którą napotkał zwiedzając galaktykę na emeryturze i dostrzegł w niej potencjał. Nie plótłby jak w last jedi o tym, że nigdy nie spotkał nikogo z takim potencjałem. Może mimo to wcale nie chciał jej trenować. Ale właśnie wtedy - pod koniec filmu - działający w ukryciu fanatycy imperium (a niech się tam nazywają first order nawet) wykonali ruch. Dokonali zamachów na senat republiki, bazy floty, akademię jedi - najważniejsze cele w galaktyce (mogło to być tym łatwiejsze, że wśród senatorów, oficerów czy nawet Jedi mogli być agenci first order udający przykładnych skromnych republikan). Republika pogrąża się w chaosie, niektóre planety wykorzystują okazje by ogłosić secesję a first order z całą swą potęgą wychodzi z ukrycia. Myślałem o tym 5 minut więc nie skupiałem się na detalach więc powiedzmy, że wiedzieli kim jest Rei i zaatakowali ją a Luke był w pobliżu, uratował ją i wziął ze sobą by ją chronić. Albo zaatakowali jego a ona rzuciła się na pomoc nie wiedząc, że to największy kozak w galaktyce i zabrał ją ze sobą wzruszony jej gestem. W każdym razie tu zacząłby się jej trening ale taki na zasadzie karate kid - czyli uczyłby ją tak, że początkowo nie wiedziałaby, że ją uczy i wkurzałaby się, że jest wobec niej surowy, wymagający i wredny. Część pierwsza mogłaby się skończyć niedługo po tym ataku na republikę i połączeniu Luka z Rei.

Część druga - tu fabuła nieważna, ważni Luke i Rei. Ona już jest powoli prawdziwym Jedi - uczy ją najlepszy z nich prywatnie. Gdzieś pod koniec filmu zostają zaatakowani i nie mając wyjścia Luke staje do walki z głównym złym by dać jej czas uciec i ginie (jest świetny, ale stary). To daje jej motywację by stać się jeszcze silniejszą i go pomścić.

Część trzecia Rei ratuje świat. Tak. To ten moment. Teraz jest bohaterką w sensie statutu w świecie. Wcześniej była bohaterką w kontekście "ważna postać filmu". Mogła dołączyć do oddziału ocalałych Jedi na główną bazę wroga i po śmierci lidera grupy stanąć na jej czele i poprowadzić ją do zwycięstwa. Detale są nie ważne ja nie mam ambicji napisać scenariusz filmowy. Chcę tylko pokazać, że nie było trudne napisać historię w której Rei nie zaczyna jako najpotężniejsza istota w galaktyce tylko jako zagubiona dziewczyna, ale dorasta, dojrzewa, uczy się i osiąga poziom na jaki Katlin Kenedy i jej przydupasy chciały ją widzieć od pierwszej części nowej trylogii. I, że można było napisać historię w której Republika dostaje cios a First Order sięga po władzę (może nawet mu się udaje w drugiej części a w trzeciej przegrywa ostatecznie) bez plucia na finał powrotu jedi napisami początkowymi "Luke zaginął a republika ssie bo jest bezużyteczna i przeciw niepokonanemu first orderowi walczą tylko jakieś cieniasy zwące się nie wiadomo czemu resistance" (choć współpracują z rządem a ruch oporu przeciw rządowi to first order)

Pozdrawiam - nie chciałem nikogo urazić, próbuję tylko wytłumaczyć, że ta trylogia jest dużo gorsza niż wielu ludzi zdaje sobie sprawę. Nie wiem czemu. Nie oglądają uważnie?^^

ocenił(a) film na 4

Jak to mówią... zaorane :P Zgadzam się. Skomentowałbym szerzej kretynizmy tych filmów, ale zwyczajnie mi się nie chce.

To forum jest poniekąd symbolem upadku tej trylogii. Przed The Last Jedi codziennie przybywało na nim dziesiątki postów z teoriami na temat Snoka i Luka. A teraz? Nikogo tu nie ma, bo wszyscy mają zwyczajnie wywalone na tą historię.

użytkownik usunięty
szymon0018

Dzięki wielkie za miłe słowa, spodziewałem się raczej, że nikt tego nie zauważy (albo nie przeczyta) a jeśli nawet to jedynym efektem będzie g*wnoburza i obrzucanie się chamskimi pociskami bo ktoś lubi nową trylogię a ja jej pojechałem co znaczy, że muszę być głupim chamem.

Niby starałem się pisać sensownie i spójnie, ale po Twoim komentarzu przeczytałem to od nowa i nawet mi się ciężko to czyta. Prawda jest taka, że jak zabieram głos w kwestiach do których podchodzę emocjonalnie (a dobro gwiezdnych wojen nie jest dla mnie nieistotne, dlatego tak mnie wkurza jak okropna jest nowa trylogia i jak niewielu "casualowych" widzów to dostrzega - oni widzą fajne efekty, mają dużo akcji, muzyka jest spoko to nie przejmują się detalami - jeśli te elementy pasują to znaczy, że jest super. Ale dla każdego kto rozumie świat gwiezdnych wojen a jest takich ludzi dużo na świecie, w Polsce też nie mało - myślę, że grzechy tej kaprawej trylogii są zbyt poważne by cieszyć się pozytywnymi stronami tych filmów.

A mogli zrobić filmy w starej republice czyli w universum daleko od filmów a bliżej gier - i te filmy mimo, że wiele by na tym nie zyskały nikogo by nie urażały. To mieszanie do nich oryginalnych filmów i ich bohaterów jest największym problemem w tym wszystkim. Nie możesz rujnować bohaterów kilku pokoleń fanów tylko po to żeby podnieść wartość swoich nowych kaprawych postaci licząc, że ich zabawki zyskają na wartości...

ocenił(a) film na 4

Widzę, że masz podobny do mnie sposób myślenia na temat SW. Również jest to dla mnie kwestia dość emocjonalna - po prostu moje ulubione filmy, które zostały spektakularnie zgnojone przez biznesmenów bez wizji... Smutne.

Lucas już w latach 80 miał pomysł na prequele. Wiedział, co i w jaki sposób chce w nich pokazać. Kiedy kilkanaście lat później pojawiły się możliwości, nakręcił całą trylogię. Na podstawie wcześniej ustalonego planu, pewnej wizji. Disney natomiast (co Kennedy sama przyznała!) nakręcił epizod VII nie mając pojęcia, co się wydarzy w kontynuacjach. To jest niepoważne... Nie wiedzieli, jaką historię chcą pokazać. Wiedzieli tylko tyle, że chcą nakręcić film, który się ludziom spodoba/sprzeda. A to co innego!

Prequele są spójne i w sposób logiczny ukazują konflikt militarny wewnątrz Republiki, który prowadzi do transformacji państwa w totalitarne Imperium. Motywy ekonomiczno-polityczne są wyraźne widoczne i mają sens. W starciach zbrojnych również istnieje pewna logika i doza ziemskiego realizmu, tylko na większą, galaktyczną skalę. Intryga Palpatina jest czymś, co chyba najbardziej mi się podoba w Gwiezdnych Wojnach jako takich - mistrzowsko rozegrane :) Prequele bardzo ładnie dopasowały się do starej trylogii, a krytyka wiąże się zazwyczaj z błędami reżyserskimi i kilkoma zmarnowanymi/słabymi scenami. Jednak jako WIZJA i zamysł twórczy ma to sens i jest po prostu wielkie.

W przypadku epizodów VII i VIII czuję natomiast, jakby ktoś mi napluł w twarz i potraktował jak idiotę. Albo przynajmniej jak dziecko. Galaktyczna wojna jest tu tak bardzo nielogiczna, trywialna i infantylna, że po prostu szlag mnie trafia jak na to patrzę. Nie chcę po tobie powtarzać... ale to wygląda mniej więcej tak: resztki Imperium, dysponujące potężną armią (skąd?) i bronią masowej zagłady (Imperium budowało pierwszą Death Star 20 lat z wieloma problemami!) rozwala Republikę, a zwalczaniem ich zajmuje się bieda-Resistance, dysponujący kilkunastoma X-wingami. Whaaaat?! Wybatożyć tego, kto to wymyślił. Zamysł jest taki: nowe-Imperium ma walczyć z nową-Rebelią. A że to nie ma sensu? A kogo to obchodzi... widza można traktować jak idiotę (albo jak dziecko).

Zupełnie załamała się skala tych filmów. Z wielkich produkcji, wielkich światów, ogromnych armii pozostał jakiś bieda-prowincjonalny filmik w stylu retro, z lesistymi/śnieżnym/pustynnymi planetami bez żadnych cywilizacji. Można się popłakać jak się na to patrzy. Gdzie jest Coruscant ja się pytam?

Zupełnie nic mi się w tej fabule nie podoba. Bo ten konflikt jest nudny, banalny, źli walczą z dobrymi i tyle. Dziecinada. Ja oczekiwałem jakiegoś złożonego konfliktu jak w prequelach :( Opisany przez ciebie pomysł terrorystycznych działań post-imperialnych radykałów byłby ciekawy. Podobnie sobie wyobrażałem kontynuacje prawdę mówiąc. Nie spodziewałem się, że można napisać historię tak fatalnie.

Aaaa szkoda gadać, pisałem dziesiątki takich postów na tym forum i już mi się nie chce. Z wielkiego kina zrobiono banalną rozrywkę dla prostego ludu, który obejrzy raz w kinie i zapomni... a ja chciałem mieć filmy, do których wracam co roku, tak jak do starych części :(

użytkownik usunięty
szymon0018

Ja prequele oceniałem bardzo krytycznie pod względem jakości. Były zwyczajnie nudne i nijakie. Ale nigdy nie powiedziałem sobie "szkoda, że powstały" albo gdy je tworzono, że "niepotrzebnie je robią" Bo znaliśmy finał historii, wiedzieliśmy, że wiele ważnego działo się wcześniej i było ok zostawić to w sferze wyobraźni i niepewności, ale też nie było złym pomysłem próbować opowiedzieć początek tej historii - czyli jak szlachetny Anakin został Vaderem. To fascynująca opowieść (w teorii bo w praktyce wyszło inaczej) i nie można mieć pretensji, że Lucas chciał się nią podzielić z widzami.

Ale sequeli tak nie można usprawiedliwić. Historia miała koniec. Epicki. Legendarny. A Disney dla garści srebrników rozkopał grób oryginalnej trylogii i sponiewierał zwłoki jej samej i jej bohaterów żeby spróbować na siłę wciskać swoje niepotrzebne nikomu dodatkowe zakończenie które dla nikogo o zdrowych zmysłach nigdy nie zastąpi oryginalnego. Episod 9 może dostać 9 oskarów i zarobić 9 miliardów, ale nie zmieni to faktu, że trzecia trylogia to cyniczne pazerne dojenie kasy niepotrzebną fanowską fikcją napisaną przez debili którzy powinni za to co zrobili zostać zbanowani w holywood.

ocenił(a) film na 4

Właśnie o tym wyżej wspominałem - problemy prequeli to zwykle decyzje reżysera i zwykła filmowa jakość. Czyli np. kiepskie sceny dialogowe w wątku miłosnym, nie do końca dobry montaż itp. Jednak ich krytyka powiązana jest z wykonaniem, a nie zamysłem i historią jako taką. Można wyciąć Jara Jara, można poprawić dialogi i efekty, ale całej historii wywracać do góry nogami nie trzeba - jest po prostu dobra. Natomiast sequele, które może mają mniej tego typu technicznych błędów, na poziomie zupełnie fundamentalnym, czyli fabularnym, leżą i są nie do uratowania. Należałoby je nakręcić od nowa z zupełnie inną fabułą... A najlepiej, tak jak piszesz, nie ruszać w ogóle. Bo czy Władcę Pierścieni należałoby kontynuować? Nie! SW to podobna skala, klasyk absolutny z powszechnie znanym zakończeniem.

użytkownik usunięty
szymon0018

Właśnie a propos prequeli zapomniałem o jednej ważnej sprawie w kwestii sequeli. Mianowicie Force Awakens kopiuje bezczelnie Nową Nadzieję. A powinno kopiować Mroczne Widmo. To nie żart. Z punktu widzenia historii tu tkwił problem. Chcieli mieć opowieść o Rebelii walczącej z Imperium - a to nie miało sensu w kontunuacji oryginalnej trylogii. Powinna być opowieść (o czym pisałem choć tak tego nie określiłem) o republice nie spodziewającej się zagrożenia która zostaje od środka zaatakowana przez dążących do przejęcia władzy Sithów.

PS: czy wyrzucić Jar Jara i kiepskie miłosne dialogi a reszta może być nie wiem czy sie zgodzę. Zapoznałem się bliżej z absurdalnie (początkowo) brzmiącą teorią o Darth Jar Jarze i to mogło uratować tą trylogię trochę, ale tak wsiedli na Lucasa o tą postać, że wycofał się z tego rozwiązania a Jar Jara z tyłka zastąpił nagle Duku. Uważam, że błędem było robienie pierwszej części o dzieciństwie Anakina. Troszkę przegięli z biografią tej postaci, choć może nawet nie aż tak jak skrzywdzili Hana Solo w jego filmie^^ Jak o mnie chodzi trylogia prequelowa może być jak jest, ale jeśli coś bym zmieniał to albo chciałbym oryginalny pomysł Lucasa (DARTH JAR JAR!) albo kompletny reset z kompletną zmianą fabuły każdej części - nie róbcie filmu o tym jak Anakin ma 8 lat i poznaje Amidale gdy ta jest ze 2x starsza bo to troszkę dziwne z punktu widzenia ich romansu później. Nie potrzebujemy filmu o tym, że niby zbudował c3po (żeby pomóc mamie... czy c3po kiedykolwiek wykonał jakąkolwiek czynność sugerującą, że nadawał by się do fizycznej pracy albo chociaż gotowania) i ogólnie o jego przedszkolnych przygodach.

Trylogia Prequelowa powinna być o Anakinie jako młodym Jedi walczącym z... no właśnie nie wiem z czym. Wątek Anakin/rada jedi/palpetine akurat był dopracowany całkiem, jedi zachowywali się nieświadomie mocno podejrzanie (z punktu widzenia Anakina a nie widzów) a Palpituś budził zaufanie. Ja jako przykład dobrej historii pod anakina widzę Arthasa z Warcraft 3. Szlachetny wojownik ruszył na wojnę z wielkim złem, ale stopniowo podejmuje coraz mniej zgodne z honorem decyzje bo wie, że sercem i honorem nie pokona wrogów - musi być zdecydowany i bezwzględny co ostatecznie zmienia go w potwora - Arthasa kusi przeklęty miecz który miał mu dać ogromną moc a wypaczył duszę, Anakina mogłaby skusić mroczna strona po prostu. Albo historia Revana z Kotora. Wojna klonów zagraża republice, Jedi nie chcą do niej dołączyć bo wolą unikać konfliktów więc Anakin poważany przez młodych rycerzy zbiera ochotników rusza na wojnę wbrew woli rady i gdzieś po drodze oddala się od światła i wraca jako Sith by zniszczyć zakon który uważa za bezużyteczny (republika krwawi a oni radzą zamiast działać).

Przy okazji zmieniłbym jeszcze jedno. Podobno rycerze Jedi oryginalnie mieli być na wzór średniowiecznych - wojownikami zakutymi w zbroje. Ale ludzie zobaczyli Obiego w nowej nadziei i utożsamiali jego łachmany z ubraniem Jedi. Stąd w prequelach jedi noszą szaty a nie pancerze. W grach pancerze fajnie na Jedi/Sithah się prezentują. Może Jedi pokroju Jody (growi consularowie - odpowiednik maga z fantasy) walczyliby w szatach bo zbroja utrudniałaby używanie potężniejszych mocy, ale rycerze Jedi w pancerzach... mogłoby wyglądać kozacko. Niekonieczna zmiana ale chciałbym to zobaczyć choć na próbę czy by się przyjęło.

ocenił(a) film na 2

Świetne podsumowanie. Największe zarzuty do nowej trylogii to: zniszczenie wizerunku klasycznych bohaterów sagi, niekonsekwencja w budowaniu charakterów i umiejętności nowych bohaterów, tragicznie napisana główna protagonistka, zły dobór aktorów. Największym i jednych z nielicznych plusów powstania tej trylogii jest fakt, że druga trylogia Lucasa (części I - III) zostanie bardziej doceniona. To co Disney zrobił z tą serią to jest tragedia. Gdyby nie dzisiejszy news o Gwiezdnych Wojnach, to bym nie pamiętał, że w tym roku, w grudniu wychodzi część IX. Czyli część, na którą powinienem czekać od dwóch lat i patrzeć kiedy przedpremiera. Brak słów na poziom niekompetencji i zwykłego zidiocenia zarządzających tą franczyzą. Jedyne co ich broni, to wynik finansowy, chociaż potężny spadek o 35% wpływów z pokazów części VIII w porównaniu do VII, jest wg mnie świetnym wyrażeniem uczuć wielkiej części fanów.

ocenił(a) film na 1

Uważaj, bo zaraz przyleci tu ktoś z "Beka z hejtu...", zrobi screenshota jakiegoś specjalnie wyselekcjonowanego zdania, a potem będzie sączyć o tym na fejsie poklepując się po pupkach z kolegami/koleżankami jakie to "XDDD, zaorane, ale jaja z typa, nienawiść, brak logiki"

ocenił(a) film na 1

Zgadzam się ze wszystkim. Ta trylogia to ogromny ciężar dla pięknej sagi. Masakra.... Dodam tylko, że w powrocie Jedi Lucas chciał planetę Kashyyyk, ale budżet by się już nie dopiął na kolejne sto 2-metrowych futrzanych kostiumów, dlatego wymyślono Endor i tańsze w produkcji kostiumy Ewoków.

użytkownik usunięty
sznapsiarz

Z tymi wookimi słyszałem teorię, że byli rozważani, ale stanęło na Ewokach bo po Chewim towarzyszącym Hanowi George uznał, że są oni troszkę zbyt nowocześni a chce prymitywniejszą kulturę. Osobiście nigdy w to nie wierzyłem i nie uwierzę, że postawił na Ewoków bo mniej kosztowali. Nie oszukujmy się Ewokowie w last Jedi pojawili się z tego samego co kapitan Fazma w nowej trylogii czy saltrooperzy na solnej planecie, czy porgi ogólnie - żeby sprzedawać zabawki.
Lucas miał obsesję żeby zarobić jak najwięcej na zabawkach i ludzie pracujący nad powrotem Jedi żalili się na to (Harison Ford prosił Lucasa żeby uśmiercił Hana by dodać wagi ostatniej części, odpowiedź Georga brzmiała "zabawki trupa nie będą się sprzedawały tak samo dobrze").

George Lucas miał swoje wady, ale mimo wszystko kochał tą sagę więc jestem w stanie mu to wszystko wybaczyć. Prequele, Ewoków, Jar Jara. Kiedyś byłem dla niego bardziej surowy. Nadal widzę te błędy, nadal uważam, że jest marnym reżyserem i pisarzem (większość baboków w dialogach/fabule to jego decyzje) ale i tak zawdzięczamy mu gwiezdne wojny i chwała mu za to.

Jemu można i trzeba wybaczyć wszystko bo choć popełniał błędy nigdy nie wątpiłem, że wszystko co robi robi z miłości do cyklu - nawet jeśli chce na tej miłości zarobić to ma do tego prawo. Ale Disneyowi tego co robi nie daruję. Bo tu nie ma miłości. Jest pazerność. Co rok z taśmy produkcyjnej zjeżdża kolejny gówniany film. Jedne są oceniane lepiej inne gorzej, jedne zarobią więcej inne mniej, ale żaden nie był nam potrzebny. Nawet spinn offy które niby mniej wkurzają ludzi to próba wyłudzenia kasy na nostalgii. Opowieść o kradzieży planów gwiazdy śmierci była dużo mniej fascynująca niż niepewność tego jak przebiegła operacja - podawanie na tacy odpowiedzi (napisanych na kolanie na szybko przez jakiegoś patałacha z łapanki) odarły ten moment z pewnego mistycyzmu. A jedyna dobra scena tego filmu który miał dać się wykazać nowym bohaterom to jak Vader spuszcza łomot rebeliantom^^ Han? "Nazwisko" "Ja nie mam nazwiska bo akurat sam jestem" "Aha to będziesz solo"... ffs...

Nad nową trylogią się napastwiłem dość. Najlepsze, że odkąd założyłem ten wątek przeczytałem swoje wypociny kilkarazy i odkryłem, że pominąłem przynajmniej połowę absurdów które tkwią mi w głowie i skreślają te filmy. Jedna wielka żenada. Kilka fajnych scen akcji, kilka fajnych rozmów, fajne efekty. A 99% tych filmów to strata czasu. Najgorsze Last Jedi - wątek ucieczki przed first orderem na resztkach paliwa to sztuczne wydłużanie filmu i sztuczne wytwarzanie napięcia, to samo spór Poe z tamtą idiotką, to samo cały wątek fina i rose. Początkowa i finałowa bitwa to też 2x kiepsko napisane nudziarstwo gdzie może przy pierwszym podejściu jak jeszcze nie wiesz jakie to wszystko glupie jakąś emocję przeżyjesz z przyzwyczajenia bo bitwa^^ A przecież bez tych momentów co zostaje? Wizyta u Snoke'a która też jest żenująca i przygody Rei z Lukiem które działają momentami pozytywnie na widza tylko przypadkiem i przy maksimum dobrej woli jak się nie myśli o tym jak zarżnięto jego postać? Zrobiono z niego tchórza i nieudacznika który chciał zamordować syna własnej siostry i najlepszego przyjaciela bo wiało od niego sandałem? Człowiek który zbawił duszę Dartha Vadera? "Ojej mój siostrzeniec wszedł w fazę buntu, pora na spóźnioną aborcję"?

ocenił(a) film na 1

Akurat stara trylogia zawsze miała problem z hajsiwem. Filmy kręcono po najmniejszej linii kosztów, gdzie 3/4 "kosmicznych" lokacji ( Bespin albo lądowisko na Endorze ) były malowane na szkle czy plekli-glass'ie i nakladane w trakcie montażu. Z Ewokami też był taki problem. Więc Lucas hajsami rzucał na prawo i lewo dopiero od prequeli.

To że Lucas uznał że można zrobić futrzaki po taniości i jeszcze zgarnąć dzieciarnie do kin to swoją drogą. Skoro można zarobić dwukrotnie czyli zaoszczędzić i przyciągnąć małą widownię to wiadomo że uznał to za korzystne rozwiązanie XD I tak dlatego Solo przeżył ep. VI żeby sprzedać zabawki.

użytkownik usunięty
sznapsiarz

Malowanie lokacji na szkle, używanie makiet i inne takie chwyty filmowe nie wiem czy wynikały z oszczędności ale nigdy nie widziałem w oryginalnej trylogii żadnej sceny którą uważałbym za tanią i robioną po kosztach by zaoszczędzić.

Właśnie odwrotnie niż w prequelach. Pewnie miały większy budżet i więcej efektów komputerowych (jar jar!) ale to wszystko odbiło się na fakcie, że większość scen kręcono na jakichś greenscreenach, plenery nie urywają tyłka na tle starych części a większość scen to postać a i postać b siedzące w jakimś pomieszczeniu i ględzące bez sensu. Ciężko mi to wyrazić słowami, zwłaszcza, że nie jestem ekspertem od sztuki filmowej więc nie znam wszystkich technicznych sztuczek, ale w skrócie jest tak jak mówiłem - prequele są jednocześnie droższe i wyglądają na tańsze niż stara trylogia. W nowej trylogii nie mogę się przyczepić technicznych kwestii i to nie tylko dlatego, że się na tym nie znam, ale z tego co widzę tam akurat się spisali. No ale wlasnie stać ich bylo na najlepsze scenografie, efekty, kostiumy i fachowcow od tych elementow z najwyzszej polki - wiec nie jest zaskoczeniem, że nowe star warsy wyglądają rewelacyjnie. Ale pod tą cieniutką warstwą pozłocenia nie kryje się nic wartościowego, okazało się, że pozłocili kawałek gówna. Wszystko czego nie mogli zwyczajnie kupić leży. Historia, bohaterowie, klimat, emocje - cała dusza filmu i sagi to co najważniejsze ssie. Wolałbym gwiezdne wojny z super scenariuszem (co nie znaczy, że ze skomplikowanym - oryginalna trylogia to nie dramat obyczajowy - to stosunkowo prosta opowieść przygodowa, ale nie ważne jak jest skomplikowana tylko jak genialna w prostocie) ale słabymi efektami niż mega efekciarskie ale płytka jak kałuża szczochów na podłodze publicznego kibla.

ocenił(a) film na 1

No widzisz, to trafiłeś na osobę która zajmuje się technikami designu nie tylko hobbystycznie ale i zawodowo.


Skoro już zahaczyłeś o OT, to i ja się do niej odniosę. Stare gwiezdne wojny to produkcje na przełomie lat 70-ych i 80-ych. "Nowa Nadzieja" to film z 1977 roku. Budżet tego wówczas B-klasowca był tak mierny, że zaczęto od sceny wysadzenia Gwiazdy Śmierci w obawie, że jeśli zrobią to później, to może nie styknąć hajsu. Strój Vadera zrobiono z odpadów, konsolę na klacie grała podstawka od miksera, a w landspeeder Luke'a wcielił się... but. XD W epizodzie V było już lepiej, zrobiono zbroję Vadera od zera, ale.... NO WŁAŚNIE. ALE. Ale cały czas mamy tu do czynienia z filmem zrobionym wieki temu! Wiesz jak wyglądała stara trylogia w dniu premiery..? Obiektywnie rzecz mówiąc, kiepsko w porównaniu z możliwościami dzisiejszej technologii. Wszystko było kartonowe i pudłowate, bo takie były czasy. Technicy od efektów wizualnych i dźwiękowych czy kostiumów stawali na rzęsach żeby osiągnąć niesamowity na tamten czas efekt, ale w pewnym momencie rozbijali się o mur jaki ich ostro hamował. Tym murem były ograniczenia raczkujących wtedy efektów. Było pełno wpadek i niedoróbek. W ANH miecze były zupełnie blade, widać było okablowanie biegnące do rękojeści miecza, skrzydła TIE-Fighterów były nieraz prześwitujące z powodu nienajlepiej nakładanych plansz tła ( w tym wypadku przestrzeni kosmicznej ), obce stwory kłuły po oczach swoją "pacynkowatością", a dźwięk nie pokrywał się zupełnie z ruchem obrazu. Wymieniać można bez końca. I to się działo nawet z Return of the Jedi, które było już z 1983 roku, i miało znacznie wyższy niż pierwotne Gwiezdne Wojny, budżet.


Czy to znaczy, że te filmy trzeba traktować gorzej? Oczywiście, że nie. Tylko cymbał by tak zrobił. A dlaczego? Bo każda kumata osoba wie, że jeśli porywa się na ocenę strony techniczno-artystycznej danego filmu ( a zwłaszcza z gatunków horror/fantasy/science-fiction ), to musi brać pod uwagę dwie podstawowe rzeczy: 1. budżet 2. rok na jaki przypadł czas kręcenia filmu.


Skoro już oceniamy OT, to trzeba wziąć te dwie rzeczy pod uwagę. Właśnie warunki w jakich były te epizody kręcone sprawiły, że dziś OT zwyczajnie trąci myszką. Dopiero kiedy OT poddano pierwszemu retuszowi w 1997 roku z powodu kinowej re-edycji, a później cyfrowej obróbce dźwięku i obrazu, gdzie zretuszowano pozostałe mankamenty obrazu i dźwięku ( na nowo nałożone obrazy kling mieczy świetlnych, podrasowane a miejscami robione od zera ujęcia, jak choćby planeta Bespin ), dopiero wtedy OT zbliżyło się do poziomu zdatnego do oglądania w czasach oczekiwań widzów XXI wieku.


Prequele. Tak się składa, że epizod I kręcono w 1997 roku. To było 22 lata temu! A już wtedy Lucas był jednym spośród reżyserów, którzy nie bali się eksperymentować i przecierać tą techniką szlaki razem z innym fanem tej technologii, Jamesem Cameronem. Dzisiejsza "cyfra" wygrywa oczywiście z tamtejszą, bo... dzielą je dwie dekady postępu technologicznego. A w świecie cyfryzacji dwie dekady to jak dwie epoki w geo-historii ziemi. Więc zanim zaczniesz porówywać to weź pod uwagę fakt, że OT odświeżono cyfrowo później, niż nakręcono ostatni epizod prequeli XD Fakt drugi jest taki, że dopiero cyfra umożliwiła Lucasowi pokazanie wszystkiego, czego chciał, jak planety-miasta Coruscant ( na "uboższą" wersję mógł sobie pozwolić jedynie dzięki malowanym na szkle plenerom, które "grały" wcześniej wspomnianą planetę Bespin...), mógł ukazać w końcu sekwencję która sama w sobie jest czystą zayebistością - wyścig pod-racer'ów na Tatooine, czy w końcu same... Wojny Klonów, które zostały ledwie mgliście wspomniane w Nowej Nadziei. Prequele miały też gorsze momenty w efektach jak np. ocean na Kamino. To też się zdarzało.


Co do fabuły, to jak na ironię, prequele mają znacznie bardziej wykombinowaną historię o intrydze Palpatine'a, niż opierająca się na prostych jak drut archetypach garściami czerpanych z baśni wszelakich jak stara trylogia XD Gorzej było w kwestii pisania dialogów i prowadzenia aktorów, ale sam pomysł na fabułę jest znacznie bardziej rozbudowany niż w OT i tryliard razy lepszy niż w sequelach które jako historia są jedynie kumulacją kuriozalnych akcji i najzwyklejszą w świecie drwiną z OT i Star Wars w ogóle.


Co do zachwytów nad sequelami, w zasadzie to nie ma tu czegokolwiek wartego zapamiętania, czegokolwiek co by się broniło w samodzielny sposób. To nic innego jak zlepek ogranych już motywów, a co do kwestii wizualnej... To też ssie. Każda trylogia była prekursorem i/albo kolejnym skokiem w "fantastycznym" skrzydle kina. Każdy epizod podnosił wyżej poprzeczkę, każdy pchał zarówno uniwersum jak i swój gatunek kina do przodu. To produkcje które od podstaw, od początku swojego istnienia stawiały na wizjonerstwo. A co mamy w sequelach od Di$ney'a? Pomijam już fabułę, która jak wiesz, dyma SW bez żenady. Dostajemy za to pierwszy epizod Star Wars, który wygląda.... jak produkcja z przełomu lat 80-ych - 90-ych co najwyżej. Wszystko jest tu tak koszmarnie niezgrabne, pudłowate, szaro-bure, toporne i klocowate, że rzygać się chce. Już na arkuszach koncept-artów wyglądało to bardziej obiecująco. Ale taki J.J.-bezguście-Abrams wybrał te najbardziej nudne, szare i ascetyczne, i nakręcił bida-epizod za dwieście baniek w dolarach. Pierdyliardy egzotycznych, niesamowitych planet, a zarówno VII jak i VIII to głównie zwykłe nudne, leśno-łąkowe planety które nie tylko że nie urywają du*py, ale nawet nie potrafią do niej doskoczyć i w nią widza pocałować. Co mnie zgięło w trakcie oglądania filmów w kinie to fakt, że nawet grupka gimbusów obok mnie która bawiła się telefonami, miała bardziej futurystycznie zaprojektowane smartfony niż to żałosne barachło jakiego używali bohaterowie GWIEZDNYCH WOJEN. Pierwsza trylogia, jaka stanęła w opozycji wobec naczelnej doktryny gwiezdnych wojen, tej dotyczącej sztuki wizualnej -twórz postęp!


Tutaj nie ma postępu. Jest żałosne uwstecznienie uniwersum, powrót do etapu kiedy efekty były w epoce kamienia łupanego. I co gorsza, to nie kwestia "wymuszona" czasami w jakich film kręcono w przeciwieństwie do OT, gdzie stawiano tam na wizjonerstwo, tylko chvjowa fanaberia reżysera. Ten retro-syf to efekt zamierzony. To jak wywalenie tysiaka na parę turbo-zayebistych jeansów tylko po to, by je wyszorować piachem i ubazgrać błotem, żeby wyglądały na stare i znoszone.


Sequele przegrywają na każdym polu - fabuły i efektów. Bo chociaż obecni twórcy korzystają z bardzije nowoczesnego CGI niż Lucas na przełomie lat 90-ych i 2000-ych, to w przeciwieństwie do Abramsa, Lucas celował wizjonerstwem w przebicie sufitu, a Abrams z Johnsonem torpedują podłogę. Za gruby hajs. Z czasem wszystkie efekty - i praktyczne i cyfrowe - przegrają z bezlitosnym czasem. Za kilka lat i sequele będą wiały sztucznością. Właściwie, to już lekko "gniją". To, co pozostaje po latach, kiedy czar "nowości" pryska, zostaje coś innego. Wizjonerstwo, odwaga, pomysłowość. Czyli wkład własny w zarówno samego uniwersum, jak i całej fantastycznej kinematografii. Lucas to robił. OT to robiło. Prequele to robiły. Sequele wywaliły na to pytę i liczą tylko tłuściutkimi paluchami hajsy ( których coraz mniej jak widać po wkurvvie fanów XD ) i leje na sztukę.

użytkownik usunięty
sznapsiarz

Ja strony technicznej komentować nie chcę bo tak jak mówię nie jestem ekspertem a podpierać się opiniami ekspertów do których nic wnieść nie mogę chyba nie miałoby sensu. Aczkolwiek jedna kwestia bo przyczepiłeś się, że epizod 7 wygląda jak film z innej epoki pod względem technicznym. Tu akurat chylę czoła, ja gdybym kiedyś o tym nie przeczytał to bym sam nawet nie zauważył, że coś jest nie tak z tym jak to nakręcono.

Ale nie mogę się zgodzić z oceną tego rozwiązania - nazywasz to fanaberią niepotrzebną. Ja to widzę inaczej. Kiedyś nie było efektów specjalnych tylko praktyczne, kręcono na kamery z filmem a nie cyfrowe itp dużo innych elementów wyróżniało tamte czasy. Abrams mógł mieć efekty z kosmosu bo cena nie grała roli. Ale nie chciał filmu CGI chciał filma w duchu klasycznych i poszedł w makiety i takie tam. Nie żebym tego oczekiwał, ale traktuję to jako hołd do dawnych czasów i dawnych filmów.

Nie wiem czy mam prawo narzekać, że skopiowali fabułę a doceniać, że użyli podobnych technik w kręceniu, ale myślę, że mam bo to 2 różne rzeczy. Kopiowanie fabuły to plagiat i pójście na łatwiznę, kręcenie starymi technikami w tych czasach jest trudniejsze niż zrobienie wszystkiego w programach komputerowych więc tu kluczem nie była oszczędność czy ułatwienie a wizja stylu który chciało się osiągnąć. Więc za całokształt abrams idź do piekła. Ale za to, że tymi efektami itp chciałeś oddać hołd Georgowi i jego filmom - szacun choć ciutkę.


Od siebie dodam, że nie mam nic wspólnego z komputerami (poza korzystaniem prywatnie) czy filmami (poza oglądaniem) - jestem historykiem. I troszkę boli mnie, że czasy tak bardzo się zmieniły. Nie będzie już nigdy filmu historycznego w starym stylu jak Gettysburg, czy Waterloo (albo nasz rodzinny Pan Wołodyjowski) gdzie wszystkie efekty były praktyczne a na ekranie jednocześnie pojawiały się tony umundurowanych i uzbrojonych statystów często w szykach bojowych odpowiednich dla epoki w scenografii odpowiedniej dla epoki (gettysburg nakręcono na terenie autentycznego pola bitwy które obecnie jest parkiem historycznym). Coś niesamowitego. Teraz gdy np krecono film o bitwie pod wiedniem ktorego w ramach buntu nie obejrzalem widzialem jeden kadr bodajze w trailerze gdzie tych samych 3 zolnierzy w identycznych pozach bylo umieszczonych w chyba 5 miejscach na ekranie w tle. Bo po co ubierac tysiac statystow i postawic na autentyzm jak mozna przygotowac 5 i kopiuj/wklej. Szlag mnie trafia. W tora tora! jest scena w ktorej rozbija sie samolot (nie bylo efektow specjalnych wszystko praktyczne) i wyglada jakby omal nie zginal jeden z zolnierzy. Bo scena wymknela sie spod kontroli i omal nie zginal jeden ze statystow. Nie mowie ze zycie statystow nie ma sensu i warto ich pozabijac dla filmu. Ale... jest w tym magia ktorej juz nigdy nie bedzie. Pojawia sie czasem film w ktorym efekty praktyczne uzupelniają efekty komputerowe (albo odwrotnie) i to cenie. Bo wiekszosc filmow akcji ostatnich lat... niby nie bajki ale co z tego skoro poza paroma scenami cala reszta to jedna wielka komputerowa animacja?

ocenił(a) film na 1

Wiesz, to jest tak, że dawniej practicale był używane tylko dlatego, że nie było innych rozwiązań technicznych. W kwestii pomysłowości i możliwości karton zawsze przegra z cyfrą. To jak wyścig kosmiczny z NASA mając samemu do dyspozycji rakietę z napędem wodnym z ciśnienia szlaucha ogrodowego. Jedyne co wchodzi tu w grę to gra na sentymentach i nic więcej. Abrams zrobił coś takiego, i to był jego błąd. Użył techniki kinowego kamienia łupanego, plenery wybrał maksymalnie nudne, przyziemne i jałowe, a reszta efektów wizualnych wrzucając w to kostiumy, narzędzia i całą resztę filmowego sprzętu bohaterów z konsolami pokładowymi włącznie, przerobił na retro-modłę. Film który wygląda "staro" już w chwili premiery długo efektu świeżości nie zachowa. Liczy się wyłącznie efekt końcowy. Co dają obydwie techniki. Finał jest taki, że karton przegrał wyścig zbrojeń. Jedyne, co go jeszcze trzyma przy życiu to fakt, że jeszcze chodzą do kina widzowie z pokolenia, dla którego dzieciństwo czy ogólnie młodość wciąż jeszcze stała pod znakiem filmowych niedziel na TVN-ie czy Polsacie z filmami familijno-przygodowymi jak Goonies, czy trylogia Indiany Jonesa. Te filmy są miłym reliktem przeszłości z naciskiem na słowo "relikt". Ten "myk" zagrania na nostalgii fanów, którzy jeszcze jako dzieci poszli ze swoimi rodzicami na ANH w 1977 roku, a teraz owi fani mogą zaprowadzić własne dzieci (wnuki?) do kina na nową trylogię, to jedyne dlaczego ten karton zaistniał ponownie w Star Wars. Odgórna decyzja marketingowa, i gest "odwrócenia się plecami" do prequelowej trylogii Lucasa jako gest "sztamy" z "prawilnymi" fanami którzy umarli w 1999 roku w kinie na widok Jar-Jara. Tyle.

użytkownik usunięty
sznapsiarz

To czy kręcenie filmów z efektami praktycznymi vs CGI to kwestia gustu. Ja uważam, że praktyczne mają więcej uroku. Każdy ma prawo do swojej opinii ale nikt nie ma prawa dowodzić, że jego jest właściwsza od cudzej. Ocena efektów w Force Awakens też kwestia gustu a powody dla których je zastosowano to kwestia interpetacji. Ty uważasz to za tani chwyt marketingowy, ja uważam, że w tych czasach efekty komputerowe są tańsze i prostsze niż praktyczne dlatego te drugie są mniej popularne i oznaczają dodatkowe koszty i wysiłek. Dlatego szanuję decyzję o nakręceniu ep.7 w taki a nie inny sposób, to mi nie przeszkadza. Przeszkadza mi cała reszta o czym szerzej wcześniej.

A czy CGI to przyszłość i efekty praktyczne powinny odejść w zapomnienie jako relikt. Efekty komputerowe są potrzebne, ale nie powinny być jedynym rozwiązaniem. Zaraz aktorzy będą zbędni bo postacie w filmach będzie można wygenerować. Mam dość scen w filmów które wyglądają jak cut scenki z gier. Tworzenie filmów to sztuka. Wiele rzeczy nie zastąpisz efektem komputerowym. Tak jak pisałem - kopiuj wklej paru ludzi nie zastąpi autentycznych postaci nawet jeśli to tylko statyści. Komputerowe eksplozje nie zastąpią praktycznych. W sensie nie będą od nich lepsze. Bo w praktyce często zastępują ale nie zawsze z dobrym skutkiem.

ocenił(a) film na 1

No to już kwestia nie do rozwiązania, ja zdecydowanie wolę efekty cyfrowe z wyżej opisanych przeze mnie powodów. Dla mnie ma to zwyczajnie wyższy potencjał i nieograniczone możliwości, no może poza tymi które kreślą już tylko granice wyobraźni samych artystów koncepcyjnych.


Nie lubię tej szorstkości, toporności, i martwych oczu "praktycznie" wykreowanych obcych istot itd. No ale to jedna rzecz. Druga za którą dissuję sequele to to, że dla mnie użycie practicali w epizodach od Myszki Miki jest tym samym krokiem strategicznym, co żałośnie określany "powrót do korzeni" w fabule, co mówiąc wprost nazywając rzeczy po imieniu było zerżnięciem bezpiecznie fabuły po najmniejszej linii oporu. Dla mnie te epizody miały za zadanie zagrać na nostalgii nie tylko na polu tzw. "fabuły" epizodu VII, ale i na polu wykonania technicznego.


Więc ci, którzy nie dali się podejść od strony historii, to często dali się schwytać w sieć nostalgii za wyglądem Starej Trylogii. A ja odrzucam i jedno i drugie.

użytkownik usunięty
sznapsiarz

Dobra Puenta jest i tak taka, że sequele ssą. Czy mają same wady czy zagubiły się wśród nich 2-3 zalety to kwestia mało ważna bo i tak nie zmienia faktu, że tej trylogii być nie powinno wcale, a już na bank nie w takiej formie. Epizod 9 powinien mieć hype na poziomie avengers endgame, powinniśmy właśnie gdybać czy rekord finansowy świata będzie pobity. A zastanawiamy się czy film będzie choć odrobinę lepszy od poprzednich tym samym zbliżając się choć troszkę do przeciętności i czy zwrócą się jego koszty:| Tak się kończy robienie kontynuacji jednej z największych sag w całej historii kina z nastawieniem "dobra zrobimy to na szybko i byle jak ludzie i tak pójdą na epizod 7 a potem też coś się na szybko wymyśli nie ma spiny"

ocenił(a) film na 1

I to boli. W zasadzie potencjał marki jest kosmiczny dosłownie i w przenośni, a sprowadza się do miernych autocytatów, i to w dodatku skrojonych na modłę XXI wieku gdzie wszystko w świecie kina musi przejść przez sito konsumpcjonizmu, prostototy by nie rzecz prostactwa, i poprawności politycznej, Dawniej było to świetne widowisko z odniesieniem do mitów i religii wielokulturowych, a sprowadziło się do mass-produkcji giganta który tylko liczy kabzę bez wizji na uniwersum. Trzecia trylogia nawet mogłaby powstać, ale to co się odyebayło w VII a tym samym zarysowało linię fabularną na VIII i IX woła o pomstę o nieba. Tak zarżnąć sagę to jest czyste skurvvysyństwo. A pocieszny klaun na smyczy Kennedy czyli Abrams paraduje z uśmieszkiem imbecyla i pali głupa że fajnie się kręci starłorsy haha. Żenada ;/

użytkownik usunięty
sznapsiarz

Tak z innej beczki na Youtubie jest kanał CinemaWins, podchodziłem do niego sceptycznie wolałem Cinemasins (teraz wiem, że to clickbait shit)
ale się przekonałem i nie żałuję. Pokazują pozytywne cechy/sceny filmów. Tych kochanych i tych nienawidzonych. Nie wiem czy to nie dzięki nim nie zacząłem patrzeć przychylniejszym okiem na prequele, wcześniej byłem dla nich surowszy (choć nigdy wrogi im). Dalej uważam, że choć mogą być jakie są fajnie by było zobaczyć je takimi jakie być powinny (epickie i trzymające w napięciu a nie usypiające i nużące^^).

W każdym razie Cinemawins pomogło mi odkryć tony nowych powodów dla których trylogia władcy pierścieni czy oryginalne Star Wars były tak zajerypiste. Pomogli mi spojrzeć przychylniej na prequele i chwała im za to wszystko.
Robili też odcinki o trylogii sequelowej (a spoza star wars z filmów których nienawidziłem m.in BVS, justice league, suicide squat) i.... nadal nienawidzę sequeli i filmów które zabiły DCEU. Można się silić by szukać w nich pozytywów, ale nie zmieni to faktu, że są tak głupie, że obrażają inteligencję widzów. DCEU aż tak się nie przejmuję, ma to na co zasłużyło ganianiem za modą i łażeniem na łatwiznę zamiast działaniem według planu i stawianiem na jakość. Ale DCEU nie psuje mi przyjemności z oglądania Dark Knight czy Batmana z bodaj 93 roku. Nie zepsuje mi też nowych filmów o ile będą. I może kiedyś uda się projekt zresetować i zacząć od 0 (tylko wtedy szkoda Wander Woman, troszkę też Kaala Drogo i Batflecka). Star Wars to całość. Sequele nie szkodzą same sobie. Rujnują sagę i odbierają radość z czekania na kolejne tytuły. Przez prequele ten cykl nie jest i może już nigdy nie będzie taki sam. Najlepsze co mogę zrobić to mówić sobie "the end" za każdym razem jak siądę do oglądania cyklu i skończę powrót jedi. Ale nie powinienem musieć udawać, że nic po nich nie ma. Nie powinno być niczego albo powinno być epickie.

użytkownik usunięty

Przejrzałem na świeżo filmiki o których mówiłem i wszystko się potwierdza - oryginalna trylogia i LotR wydają się jeszcze lepsze niż przypuszczałem, Prequele nie wydają się wcale takie złe.

Ale sequele nadal gówno. Nie podoba mi się jak stronniczo i bezkrytycznie do nich podchodzi i mało obiektywnie disuje krytykę (np. Rey = merry sue) tam gdzie to łatwe (wychowała się jako sierota na pustynnej planecie oczywiście, że potrafi o siebie zadbać, obronić się przed byle opryszkiem i trochę na technologii którą rozbiera i sprzedaje) a udaje, że jej nie widzi tam gdzie to bardziej wymagające (to, że włada mocą i mieczem świetlnym jakby uczyła się całe życie a nie kilka godzin, to, że pilotuje falcona i obsługuje działa i umie go naprawić lepiej niż Han fken Solo!). Nie chcę autorów kanału cinemawins mieszać z błotem. Cały sens jego istnienia to doszukiwanie się pozytywów nawet tam gdzie ciężko je znaleźć i szanuję ich zaangażowanie, ale w tych konkretnych przykładach trochę mnie to wkurza. Nie tylko w tych - chwali jak potraktowano Luka, Leię, Hana, fabułę itd.

Żeby mieć pełny obraz pewnie warto obejrzeć i to i mniej przychylną krytyką. Recenzje Mr. Plinketa na red letter media pewnie wszyscy już znają (pięknie zaorał prequele, ale sequele chyba jeszcze lepiej). W red letter media jest też seria recenzyjna "half in the bag" akurat tutaj ich ocena sequeli mi się nie podoba (mądrzy ludzie, ale nie widzą wielu błędów). Ale jest jeden moment którego nie zauważyłem ja i pewnie większość ludzi nie zwróciła uwagi. Scena z Yodą w LJ. Cinema Wins skomentowała to pozytywnie w stylu "Yoda jak zawsze zgrywa żartownisia". Błąd. Jak słusznie zauważył Mike z RLM Yoda błaznował tylko przy pierwszym kontakcie z Lukiem. By przetestować jego reakcję gdy zobaczy, że to rozbrykana stara żaba to mistrz Jedi którego szukał. W każdej innej sytuacji Joda był dostojnym opanowanym trzeźwo myślącym mędrcem. W LJ Yoda nie zachowuje się jak Yoda tylko jak udawany Yoda który testował reakcję Luka. Innymi słowy Ruin wzorował swojego Yodę na tym jak zapamiętał go z oryginalnej trylogii najwyraźniej nie rozumiejąc sensu tamtej sceny.

Nie pierwszy raz Ruin udowadnia, że nie rozumie gwiezdnych wojen, ani logiki, ani fizyki, ani jak napisać wciągającą trzymającą się kupy opowieść.

I na koniec moje ulubione kanały marudzące jak bardzo coś ssie. Word of the Wolf (troszkę mniej intelektualny a bardziej impulsywny, przynajmniej moim zdaniem) a przede wszystkim Mauler. Obaj rozprawili się m.in. z sequelami. A Mauler rozbrajał każdy chyba z 5 godzin. Z 15 minut to o samych napisach początkowych z Force Awakens się pastwił, może dłużej. Pewnie niektórym nie chciałoby się tyle czasu czekać. Ja wiem, że Skywalker cośtam nie obejrzę, szkoda mi 90-120 minut na to, ale obejrzę 300 minut jak Mauler niszczy ten film krok po kroku udawadniając jak bardzo ssie. I to nie jest hejt. On robi to dokładnie, nie śpieszy sie by nikt nie zarzucił mu stronniczości - na wszystko ma argumenty. I co więcej nie żyje z deptania po dobrych filmach. Sequele niszczy bo ssą. Ale np. Infinity War chwalił dłużej niż film trwał też analizując scena po scenie udawadniając, że nie umknie mu żaden pozytyw filmu dobrego tak jak nie umknie mu żadna wada złego.

ocenił(a) film na 3

To dobrze że Yoda jest bardziej taki z OT a nie z prekłeli.

ocenił(a) film na 3
sznapsiarz

Więc zatem niestety nie. Lokacje klasyczne dają aktorom większe pole do popisu, bo mają oni do czego nawiązać. Dlatego Przebudzenie Mocy dobrze się ogląda a prekłele to kiszka jest.

ocenił(a) film na 1
Smok_Eustachy

Jak zwykle Plinkett wchodzi za mocno. To nie jedyny czynnik który wpływa na swobodne śledzenie narracji. Zarówno w prequelach i sequelach mamy sceny kręcone w studiach i plenerach. To czy w danej scenie użyta jest technologia CGI czy lokacje zależy w większej mierze od tego o czym ona opowiada i na ile da się to przedstawić w realnym środowisku, kosztów produkcji itp - większość z tego już jest rozplanowana nim aktorzy wejdą na plan. A ich ogranicza tylko wyobraźnia. Rolą reżysera, ekipy jest im to ułatwić, wskazać kierunek, sztucznie wywoływać efekty atmosferyczne. W dzisiejszych czasach dostosowuje się narzędzia pod story, a nie story pod narzędzia. W Przebudzeniu Mocy Abrams intencjonalnie naszkicował zarys opowieści tak by pozostać w bezpiecznych ramach wizualnych i nie zrazić co poniektórych konserwatywnych fanów. Kosztem oryginalnej wizji plastycznej i nie tylko. Zresztą z najnowszej książki Boba Igera wiadomo, że tak ten film był projektowany od początku.

ocenił(a) film na 3
YodaRozpruwacz

Dobra. Żeby nie było że nie mówiłem. Ech dlatego właśnie Przebudzenie owej Mocy ogląda się lepiej niż wspomniane prekłele.
Raz że wyrafinowana praca kamery.

ocenił(a) film na 1
Smok_Eustachy

Dla mnie to jest kręcenie filmu z włączonym modem [efekciarstwo] w przeświadczeniu, że widz nie potrafiłby przesiedzieć chociaż jednej klasycznie nakręconej sceny. Skakanie po planach usiłujące wywołać iluzję dynamiki, męczenie widza kilkunastoma suspensami tam gdzie ich nie ma. Nie robi to większego wrażenia, kiedy nie idzie w parze z dobrze rozpisaną opowieścią i postaciami. Prequele i OT są nakręcone w tym samym stylu - Lucas inspirował się sztuką filmową tak starych twórców kina jak Akira Kurosawa, David Lean, John Ford. Mniej emancypowania teledyskowych ruchów kamery, z wyjątkiem skomplikowanych scen akcji, skupienie na kadrowaniu-kompozycji-skali.

ocenił(a) film na 1
Smok_Eustachy

Zatem tak. To frazes o polu do popisu i nawiązywania do lokacji. Aktor gra swoją rolę a lokacja jest dla widza i uniwersum, aktor nie gada co chwila "Ooo popaczcie, jaka piękna NAMACALNA jest ta koniczynka pod moim butem, oh ah!!"

Bullshit do sześcianu, to tylko ograniczanie całej egzotyki niekończącej się galaktyki do kilku hujowych nudnych ziemskich lokalizacji, jakie ja sam mogę sobie obejrzeć jadąc na wakacje w góry albo mazury ( jak mega nudny las na Starkiller base ) albo do SZkocji (jak szaro-bure nudne Anch-To) albo do Egiptu czy Tunezji ( pierydliardowa z rzędu pustynna planeta Tatooine - nazwę dobierz sobie sam).

Nie siej więc ziom propagandy Myszki Miki że wykorzystanie potencjału marki na ledwie śmiesznych 10% to dobra ścieżka. W ten sposób każda kolejna planeta w uniwersum będzie kopiuj-wklej kolejnym nudnym lasem, tylko raz wiosennym, a raz śnieżno-zimowym. Dla "uatrakcyjnienia" będize czasem wpadała kolejna pseudo-tattoinowa pustynna planeta, dla ściemy inaczej nazwana, ale dalej taka sama.

ocenił(a) film na 3
sznapsiarz

a dwa bardziej skomplikowane ewolucje, których nie da się zrobić nie wiedząc gdzie się jest i co się robi. Pozornie otwarty grinskrin powoduje mnożenie scen w których siedzom i gadajom a w tle za oknem wrzucają jakieś tło dla dynamiki.
Aktor nie ma gadać o koniczynce, jak wie że jest na koniczynce to mu łatwiej. Dodając irytującą manierę dowalania przez Lucasa mnóstwa zbędnych postaci rozpraszających i wkurzających widza mamy komplet nieudolności graficznokomputerowej.

użytkownik usunięty
Smok_Eustachy

nowy trailer ssie, ale może dlatego, że choćby nie wiadomo co wymyślili w moich oczach nic tego gówna nie uratuje. To nie jest epicki finał legendarnej sagi tylko desperackie ratowanie nieprzemyślanego projektu z gruzów będących dziełem rianadżonsona...

Nic mnie tak nie mierzi jak udawanie, że wszystko było zaplanowane przez impertatora (a tym samym twórców od samego początku).

użytkownik usunięty

Dodam coś jako ciekawostkę i ważny punkt w kontekście planu jaki twórcy mieli na kierunek tego cyklu (a raczej braku planu).

Na końcu Przebudzenia Mocy Rei odnajduje Luka. Pierwotnie miał medytować a nad jego głową miały krążyć głazy. Ruin poprosił Jar Jara żeby zmienił tą scenę pewnie nawet nie powiedział czemu. A czemu? Bo sugerowała, że Luke jest potężnym mistrzem Jedi bo tak go planował Jar Jar zaczynając pracę nad nową trylogią. Ale Ruin miał inny plan o kryptonimie "bezużyteczny stary piernik". I ten plan zakładał zrobienie z Luka pozbawionego mocy przegrywa, ale by go osiagnąć musiał wyżebrać zmianę końcówki przebudzenia.

Oto nowa trylogia w pigułce:
Pajac A schrzanił część pierwszą, ale chciał by Luke był ważną częścią w kolejnych zwłaszcza gdyby miał wrócić na trzecią
Pajac B schrzanił stokroć bardziej drugą zabijając kilka ważnych postaci z poprzedniej (nie pytając pajaca A czy ma wobec nich plany) a Luka niszcząc wizerunkowo a potem zabijając (wiedząc, że autor części pierwszej i trzeciej miał zupełnie odmienną jego wizję)
Pajac A wraca na część trzecią. Snoke nie żyje, Luke nie żyje, nie ma za bardzo z czego budować... fani podzieleni, ep. 8 i Solo pozostawiły po sobie spaloną ziemię i teraz za wszelką cenę szukają sztuczek by przyciągnąć widzów do kina (śmiech imeratora, Lando, Knights of Ren) ale ja i wszyscy inni zorientowani w temacie wiemy, że epizod 9 to nie planowane latami epickie zamknięcie legendarnego cyklu a ratowany na ostatnią chwilę przez bandę kretynów wyssany z tyłka scenariusz totalnej desperacji. Bo nikt nie pomyślał, żeby najpierw choć szkielet opowieści zrobić (taki jak ja zamieściłem na samym końcu pierwszego w tej dyskusji postu - wiem, że szału nie ma, ale do licha myślałem o tym 20 minut idąc któregoś dnia do pracy! Czekam na opinie czy brzmi w zarysie lepiej czy gorzej niż to co dostaliśmy). Dawali różnym debilom różne kawałki jednej historii i każdy tworzył nie konsultując się z drugim i mając gdzieś plany i oczekiwania drugiego (tu chyba winien bardziej ruin bo musiał wiedzieć, że swoim filmem sabotuje ostatnią część ale miał to w d... bo to nie problem jego tylko kolegi/konkurenta)

ocenił(a) film na 3

ale tzw. fanów to oni mają gdzieś

użytkownik usunięty

Nikt tu jeszcze nie kontestował tego co napisałem (o dziwo) ale w przeszłości (a nawet wczoraj tylko nie w tym miejscu) ludzie wielokrotnie wmawiali mi, że Star Wars od Disneya to wielki sukces który zarobił ponad 4 miliardy, zwłaszcza wpływami ostatniego jedi (który według mnie nie przyniósł zysków) i solo (który według mnie przyniósł straty jako pierwszy film w historii SW) lubią mi rzucać w oczy i nabijając się jak dużo kasy to "nic nie zarobienie" przyniosło.
Ludzie myślą, że kwota jaką film zarobił w kinach = zysk jaki film przyniósł twórcom.
To nie takie proste i zaraz to wyjaśnię.
Ale najpierw jedna informacja - prawa do marki kosztowały Disneya 4 miliardy dolarów (prawdopodobnie ok. paręset milionów więcej nawet) zatem SW disneya nie zacznie przynosić zysków dopóki zysk NETTO nie przekroczy 4 miliardów.
Po Last Jedi widziałem artykuły w necie, że 3 filmy a Disney zarobił już kasę którą wpakował w nabycie marki (4.3 miliarda z box office po Force awakens, rogue one, last jedi). BZDURY pisane przez ignorantów.

Po pierwsze filmy nie biorą się z powietrza. Każdy kosztuje. Koszt większości znamy (wszystkie omawiane tutaj SW od disneya były oficjalnie ogłoszone). Ale nawet to nie jest koniec wydatków - każdy film ma jakiś budżet na marketing. W przypadku największych (a takimi są filmy od disneya) środki na marketing to przynajmniej tyle samo co budżet na produkcję filmu (czasem nawet 150 czy 200 % budżetu na produkcje) a nie każdy zarobiony dolar trafia do twórców - zarabiają też m.in. kina więc około 50% wpływów z biletów trafia do twórców jako zysk. I dopiero po odjęciu tej pomniejszonej kwoty zysków od pełnej kwoty wydatków otrzymujecie ile naprawdę film zarobił.

Przykład? SW FA zarobiło 2,068,223,624 $, Last Jedi 1,332,539,889$, Rogue1 1,056,057,273 $, Solo 392,924,807$ łącznie w zaokrągleniu 4,8 miliarda zysku. Prawda? Nie:P pamiętajcie, że tylko połowa tej kwoty trafiła do Lucas Studios
a przecież
SW FA kosztowało 245,000,000$, LJ 317,000,000$, R1 200,000,000$, Solo 275,000,000 - to same budżety na produkcję, żeby uwzględnić marketing trzeba te kwoty podwoić.

Zatem Force Awakens zarobiło 2,068,223,624/2= 1 034 111 812 a kosztowało 245 000 000x2= 490 000 000. Zatem czysty zysk tego filmu to 1 034 111 812 - 490 000 000 = 544 111 812. Trzeba przyznać, że to bardzo ładny wynik. I gdyby kolejne części trylogii przynosiły pryznajmniej tyle samo a offspiny tak połowę tego wynik ogólnie i tak byłby ciut poniżej oczekiwań disneya, ale raczej udany.
Sęk w tym, że Last jedi (wiem, że nie jadę po kolei ale chcę załatwić osobno trylogię i osobno offspiny) zarobił:
1,332,539,889/2 = 666 269 944,5$ przy kosztach 317mln x2 = 634 mln a zatem czysty zysk to 666 269 944,5 - 634 000 000 = 32 269 944,5. 30 baniek. Jedna z części trylogii star wars. Zakładając, że nie wydali na marketing grosza powyżej 100% budżetu na marketing. KATASTROFA

Rogue one które wyszło po FA zarobiło 1,056,057,273/2 = 528 028 636,5$ a kosztowało 200mln x2 = 400 mln (i przy offspinach podejrzewam, że budżet na marketing nie był zawyżany w odróżnieniu od części trylogii bo nie są aż tak ważne dla powodzenia całego projektu i znaczenia marki, ale to gdybanie). 528 028 636,5 - 400 000 000 = 128 028 636,5. Ok nie ma szału jakiegoś (bo pamiętajmy, że to offspin, ale jednocześnie opatrzony marką SW!) mimo to zysk o jakieś 100 baniek większy (jak się potem okazało) od tego co przyniósł last jedi...

Apropos last jedi. Disney próbował udawać, że ten film wcale nie zantagonizował fanów i, że wszystko jest ok tylko garstka trolli i hejterów robi dym z niczego. Przeczą temu wyniki sprzedaży filmu ruina jonsona. A popatrzcie jak finansowo wypadł solo który pojawił się w kinach już w trakcie gównoburzy rozpętanej przez disneya przeciw fanom krytykującym LJ
392,924,807 przychodu z całego świata. Dzielimy przez dwa i mamy 196 462 403,5. Koszt? 275mln x2 = 550 mln. 196 462 403,5 - 550 000 000 = -353 537 596,5 $. PONAD 350 MILIONÓW STRATY. FILM OPATRZONY LOGIEM STAR WARS. NAWET PREQUELE ZARABIAŁY!

Zatem ile naprawdę zarobiły gwiezdne wojny od disneya? (teraz pozaokrąglam bo ile można liczyć co do połówki dolara^^) 544 mln + 32 mln + 128 mln - 350 mln = 353 mln. Zatem połowę zysku netto przejadły straty z Solo. Zatam Disney nakręcił 4 filmy za ogromne pieniądze i zarobił z tego 350 baniek - co dla takiego studia jest wynikiem śmiesznym A pamiętajcie, że dla disneya marka nie zacznie zarabiać póki zyski - koszty nie przekroczą kwoty 4 miliardów. Więc dopiero jak disney zarobi jeszcze 3 650 000 000 (przypominam że chodzi o zyski netto a nie o kwotę jaką filmy uzbierają w kinach). Prędko to nie nastąpi zwłaszcza, że aby się udało potrzebne są 2 elementy: dobre filmy i fani chętni by je oglądać (by się udało wielu musiałoby oglądać każdy film po kilka razy co dla fanów SW nie jest niczym nowym). Sęk w tym, że disney a konkretnie katleen kennedy i ludzie którzy dla niej pracują (aktorzy, reżyserzy itp) ubliżali nam za to tylko, że nie podobały nam się ich filmy. Robili z nas rasistów, seksistów, bojących się kobiet frajerów. Nie wiem jak wy ale ja im tego nie daruję i póki disney nie wyrzuci z kanonu tej toksycznej trylogii i nie przeprosi nas za atak medialny na nas nie zamierzam dać im choćby złotówki!

użytkownik usunięty

Nikt nie kontestował tego co napisałeś ponieważ wszyscy normalni się stąd wynieśli bo mieli już po uszy tego jak ich traktujecie

Poza tym jeżeli naprawdę myślisz że Disney usunie z kanonu całą trylogię sequeli przez jakąś mniejszość (głośną ale wciąż mniejszość) to chyba ci kowadło na głowę spadło, możesz sobie nawet pojechać do Lucasfilm i to wykrzyczeć Kathleen Kennedy w twarz, to też nic nie da

użytkownik usunięty

masz się za normalnego? cóż wielu chorych tak ma, że są przekonani o swojej "normalności".

użytkownik usunięty

Ps: chrzanić tych którzy się z tobą zgodzili