z całą pewnością film nie zorbiłby na mnie tak dużego wrażenia, gdyby nie fenomanalne zakończenie. zazwyczaj to właśnie końcowa część filmu nie odpowiada mi albo troszkę, albo w ogóle, a tu proszę tak wspaniałe zakończenie, że aż brak mi słów.
Hm, co takiego cudownego jest w bezsensownej śmierci świetnego chłopaka? Jeżeli chodzi ci o to, że film nie kończy się banalnie - to ok, ale tak zachwycać sie czyjąś śmiercią? To trochę niesmaczne
że się wtrącę- niesmaczna może jest, ale jak już to Twa opinia- nie przenoś dzieła filmowego w świat dosłowności. Zakończenie jest wspaniałe, jest wymowne, jest wstrząsające i zamyka w sobie to co wiele filmów o Wietnamie i bezsensownej śmierci na przestrzeni kilku godzin. Nie chodzi o zachwycanie się czyjąś śmiercią, a umiejętność docenienia obrazu. Jakby każdy film miał w zamiarze służyć prostej poprawie nastroju to kino nie miałoby wiele ze sztuką wspólnego.
Ta śmierć nie jest bezsensowna. Ona ma własnie na celu pokazanie okrucieństwa wojny. To jakby symbol całego pokolenia - młodzi ludzie zostają wydarci z rodzinnego domu, aby walczyć na wojnie, która była przegrana od momentu jej rozpoczęcia. Mówisz fajny chłopak - o tak, pełen życia, wolny. I to jest wstrząsające, że to właśnie jemu Wietnam to życie odbiera. Piękny symbol.
aaa tam, ja jak zobaczyłam że Berger umarł to sie rozbeczałam. A taki sympatyczny cchłopak.... heh
Nie jestem zwolenniczką ideologii hippisowskiej, ale pacyfizm oczywiście popieram i z racji tego film podobał mi się. Nawet jeśli ktoś, jak ja, nie przepada za tego typu muzyką, to warto obejrzeć film dla samej końcówki. Wzruszająca, symboliczna wymowa.
Dosłownie, z ust mi wyjęte. Kiedy oglądałam Hair, cały czas miałam nadzieję, że jednak Berger jakoś uniknie Wietnamu. A kiedy zobaczyłam ten nagrobek, to byłam w takim szoku, że prawie się rozpłakałam. Berger jest tu symbolem takiego dobrego hippie, jest radosny, beztroski, a ginie naprawdę w głupi sposób, tylko dlatego, że kolejny raz okazał komuś swoje dobre serce ( a ludzie tak często patrzyli na niego jak na wariata). Do pewnego momentu film jest wręcz przesadnie polukrowany, ale myślę, że to celowy zabieg Formana - pokazać to słodkie, narkotykowe życie hippie, a potem nagle ta scena na cmentarzu, która jest jak kubeł zimnej wody, i z pewnością ma więcej niż jedno znaczenie - chociażby i takie, że cięzko być beztroskim człowiekiem, który nie uznaje ograniczeń w realizacji swoich marzeń, ponieważ za każdym razem znajdzie się coś lub ktoś, kto stanie mu na drodze.