Wszyscy wiemy, że termin "hackers" oznacza w gwarze komputerowej inteligentnych cwaniaczków, co przy pomocy elektronicznego liczydła podłączonego do sieci wlezą w każdy najbardziej nawet tajny obszar cyfrowych danych i dokonają tam paru zmyślnych korekt, np. przelania na swoje konto paru milionów dolarów. Film Hackers zaczyna się od sceny procesu 8-letniego chłopca, który unieruchomił giełdę i banki, i stał się pierwszym historycznym hackerem. Kilkanaście lat później ta sama chłopaczyna - nieco już wyrośnięta - walczy o dobro świata nadal przy pomocy swojej liczmaszynki. Nasz bohater uczęszcza więc do szkoły, gdzie poznaje podobnych jak on, ale nie tak zdolnych hackerów. Ponieważ szkoła amerykańska zamiast rozumu używa wydruku komputerowego, chłopię owo umieszcza się w pożądanej przez siebie klasie. W tym celu wystarczy mu z domowego komputera włamać się do komputera szkolnego i po prostu wpisać swoje nazwisko do odpowiedniej klasy. Z takim samym skutkiem mógłby, gdyby chciał, wysłać dowolnego nauczyciela na orbitę w wahadłowcu, bo amerykańska wiara w słuszność decyzji komputera jest bezgraniczna.
Tymczasem nasza zabawowa, szkolna grupa hackerów odkrywa, że w pewnej wielkiej firmie działa hacker nad hackerami - zły, czarny hacker na usługach złej bankierki (bankierka - to kobieta-bankier tak jak szwagierka to kobieta-szwagier). Oważ dwuosobowa "banda dwojga" zapuszcza do światowej sieci wirusa da Vinci, który ma spowodować katastrofę wielu tankowców, a jednocześnie przelać na konto pary z trudem dającą się przeliczyć sumę pieniędzy. No, po prostu wredni!
Nasi młodzi hackerzy wspomagani przez wezwanych na pomoc hackerów z całego świata zrobią jednak wszystko, aby do tego nie dopuścić. Mój Boże, oby tylko im się udało. Reżyser filmu Jain Softley musiał chyba wcześniej robić teledyski, bo film jest tak realizowany i montowany, i dużo w nim niezłej muzyki techno, rave i innej elektroniki. Zadziwiło mnie tylko jedno. Dlaczego na jedną z młodych hackerek, w której kocha się główny bohater, reżyser wybrał aktorkę o urodzie zuluskiej bogini płodności - usta owej artystki mają szerokość opony Good Year - jeśli określenie "good" do takich ust może pasować. W połączeniu z wyłupiastymi oczami i fryzurą panienki a la leciwy Napoleon, daje to obraz powabnej wprawdzie niewiasty, ale jakby przygniecionej nieco komputerowym monstrum. Ostatnio dzięki polskiej hackerce, pracującej na mojej dzielnicowej poczcie, zamiast za swój telefon zapłaciłem za operację kiszki sąsiada. To chyba jednak wynikało bardziej z braków niż nadmiarów jej komputerowych umiejętności
Hitler
ten film jest fajny aje srtasznie krotki i czarnobiały i do dupy i holernir nudny
HAKERZY
Hakerzy, to dobra grupa, nie można ich porównywać do zbrodniarzy zabijających każdego. Haker wchodzi na serwer zeby się pobawić. jak bawią się ludzie chodzą na sparring a tam widzą KREW KREW I Bójki. zastanówmy się czy wolimy mięśniaka w rozkrzyczanej hali, czy informatyka w zaciszu domowym. człowiek wyżej nie ma pojęcia o hakerstwie uważa że błąd kasjerki to hacking. mówi nie prawdę. co jest lepsze strata 500000 zł, czy 555 plików w komputerze.
APELUJĘ NIE PORÓWNUJCIE HAKERA DO ZŁODZIEJA,ON NIE KRADNIE TYLKO USUWA