To co lubiłem w SW to wątek walki syna z ojcem; ojca, który musi walczyć z własnymi demonami dla syna i dla ocalenia własnej duszy, co było wyjęte żywcem z greckich dramatów. Po obejrzeniu starej sagi można było puścić wodzę wyobraźni: jak Darth Vader stał się zły? Jak wyglądała matka Luke'a? Jak Imperator doszedł do władzy? Dodatkowo mroczny klimat z tylko lekką dawką humoru. To była dla mnie esencja tego filmu. Przez ostatnie lata ulegało to stopniowemu rozrzedzaniu aż doszło do momentu, w którym jesteśmy teraz. Nigdy bym nie pomyślał, że wyjdą Star Warsy a ja za bardzo nie będę chciał iść do kina. Gdyby nie znajomi to bym w ogóle nie poszedł. Teraz to jest tania rozrywka dla mniej wymagającego widza (bez urazy). Co gorsza w tym przypadku gdyby wyrzucić dwa wątki: Maula i tego, że druga grupa zbiera kasę na rebelię; to film mógł się rozegrać poza uniwersum Star Wars.