Olbrzymie wrażenie robią rozmowy syna z ojcem, w których rodzic-pedofil opowiada mu o swoich czynach z bezwstydną wręcz terminologią.
Film jest obrzydliwy, ostry i bezkompromisowy, choć ciężko mi powiedzieć, iż jest zabawny (jak twierdzą niektórzy) - dla mnie był to film bardzo smutny i ciężki.
Wielkie brawa dla Todda Solondza, bo właściwie dokonał niemożliwego. Nie przypominam sobie drugiego twórcy, który przez ponad dwie godziny potrafiłby tak dziarsko ślizgać się po krawędzi dobrego smaku i z niej nie spaść boleśnie.
Dobre kina, ale zdecydowanie nie dla każdego.
Wątek doktorka rzeczywiście wgniata w fotel. Przyznam, ze nie zabłysnęłam i stosunkowo późno zorientowałam się o co chodzi i dostałam obuchem w łeb. (zapomniałam, ze w aucie na parkingu zabawiał się do dziecięcej gazetki, a ze środkiem nasennym myślałam, że chodziło o żonę i z nią wygibasy na śpiąco). Wątek wywołujący obrzydzenie, którego się nie chce, którego się człowieka nie spodziewa, a przez który film na długo zostanie w mojej pamięci.
Za znaczący wątek uważam też ten z Joy - jej koniec końców zrozumienie dla postulatów strajkujących pod szkołą. Kto się przejechał na wspaniałej lewicowej ideologii, wie o co chodzi.