"Helikopter w ogniu" reżyserii Scotta oraz produkcji Bruckheimera był jednym z największych hitów 2001 roku. Opowiada on o jednej z misji szturmowych w Somalii, która szybko zamieniła się w misję ratunkową. Nazwisko reżysera oraz znakomita obsada może zwiastować co najmniej niezły film i taki też otrzymujemy. Jeśli chodzi o kwestie wizualne to "Black Hawk Down" rozwala. Akcji jest ogrom, ciągle coś się dzieje, wręcz istny overkill. O operatorze kamery, Sławomirze Idziaku, można by napisać osobny rozdział, bo jest niesamowity. Jego kamera jest wszędzie, ujęcia są niesamowite. Można się poczuć, jakbyśmy sami byli w środku bitwy lub niczym w jakimś shooterze FPP. Dochodzi do tego sprawna reżyseria, dynamiczny montaż oraz świetna muzyka Hansa Zimmera, który łączy arabskie motywy z ciężką gitarą. Aktorsko również jest nieźle, takie nazwiska jak McGregor, Hartnett czy Issack coś znaczą. Jednakże to co razi to brak jakiejś fabuły. "Helikopter w ogniu" to typowe kino akcji, którego nie ogląda się dla kapitalnej historii, tylko dla scen szturmu. Irytuje również nadmiar typowego dla Amerykanów patosu, niektóre sceny odnoszące się do rodziny żołnierzy powinno się usunąć. Mimo to obraz Scotta z 2001 roku warto obejrzeć, choćby dla wizualnej uczty dla oka. 7+/10