Po trzech pełnych akcji blockbusterach wreszcie film przy tworzeniu którego brał udział ojciec naszego bohatera, autor komiksów - Mike Mignola.
Jest to zdecydowanie widoczne, zarówno w scenariuszu produkcji, jak i jej tonie i przynależności gatunkowej.
W końcu jest mrocznie i z przewagą grozy, w miejsce akcji!
Choć jest to horror raczej "miękki", czyli bez jumpscare'ów i trochę rozładowywany żartami (jednak nieporównywalnie mniejszą ich liczbą niż w poprzednich filmach), to klimat jest naprawdę doskonały, a kilka scen zapada w pamięć.
Hellboy w końcu nie ratuje świata (ileż można), zamiast tego stawką całego filmu jest życie jednego człowieka.
Produkcja jest zdecydowanie i pod każdym względem kameralna.
Czy jest to jej wada?
Moim zdaniem nie.
Po pierwsze, to też zdecydowany ukłon w stronę materiału źródłowego i ich twórcy Mikea Mignoli.
Po drugie, choć niewielki budżet jest widoczny, to również dzięki niemu zamiast scen akcji i walk rodem z MCU dostaliśmy przede wszystkim klimat, mrok, bodyhorrorowe sceny z metamorfozami wiedźm i wizje demonów oraz torturowanych przez wieczność potępionych dusz.
To właśnie najmocniejsze strony Wzgórz Nawiedzonych.
Klimat, mrok, kilka całkiem makabrycznych scen - nieporównywalnie mocniejszych niż to co serwowały dotychczasowe Hellboye.
Świetne wrażenie robi też miejsce akcji.
Odcięta od świata górzysta głusza, i zamieszkująca ją tajemnicza społeczność pozbawiona telefonów, telewizorów, jakiejkolwiek formy kontaktu ze współczesną codziennością, łącznie z przejezdnymi drogami.
Tytułowe wzgórza wydają się ponadto być w pewnym stopniu żywym organizmem. Mrocznym, zepsutym i złym - podobnie jak zamieszkujący je ludzie.
Czy to kultywowane przez społeczność obrzędy są przyczyną zła spowijającego okolicę? A może to spoczywa głęboko pod ziemią, w szybach zawalonej kopalni, a zarówno kultyści, jak i czczony przez nich "Crooked Man" zostali na przeklętą ziemię tylko przyciągnięci niczym opiłki żelaza do magnesu?
Najnowszy Hellboy z pewnością nie jest filmem idealnym.
Nie zobaczymy w nim tak wybitnej obsady jak zwłaszcza w odsłonie z 2019r. Również odtwórca głównej roli zdecydowanie nie ma marki nie tylko Rona Perlmana, ale i Davida Harboura (choć akurat jego interpretacja była dla mnie okropna).
Najbardziej znanym członkiem obsady jest tu znany z serialu Yellowstone Jefferson White (serialowy Jimmy).
Jednak mimo tego aktorsko film wcale nie wypada źle.
Mrok i kameralność będące dużymi atutami produkcji skrywają też malutki, zwłaszcza w porównaniu z poprzednikami, budżet jakim dysponowali twórcy.
Zdjęcia są chwilami zbyt ciemne, jednak zarówno operator, jak i ekipa postprodukcyjna zrobili naprawdę świetną robotę i niedostatki finansowe nie kłują aż tak mocno w oczy.
Oczywiście w porównaniu do poprzedników można mówić o biedzie produkcji, ale recenzenci piszący o realizacji na poziomie fanfilmików z YT, cosplayi i zaliczeń studentów filmówki jednak gruuubo przesadzają.
Sam tytułowy bohater również nie wygląda źle, moim zdaniem wręcz lepiej niż pokraczna wersja Harboura.
Jack Kesy nie ma charyzmy Perlmana, jego Hellboy jest mniej dowcipny i nieco bardziej płaski, jednak w zamian film w końcu pomija genezę bohatera oraz wątki miłosne.
Sam finał też mógłby być lepszy, sprawia wrażenie lekko niedopracowanego.
Hellboy: Wzgórza nawiedzonych nie jest wybitnym filmem. Obsada jest mało znana i nie gra oscarowych ról, a niedociągnięcia realizacyjne mimo wszystko są widoczne.
Czy jest najlepszym Hellboyem? To już kwestia gustu, fani efektownej akcji i znanych twarzy powiedzą zapewne, że najgorszym.
Jednak fani horrorów powinni być zachwyceni.
Bo najnowszy Hellboy w końcu jest tym czym zawsze były komiksy, czyli mrocznym horrorem.
I chociaż nie próbującym straszyć, to naprawdę klimatycznym i długimi chwilami niepokojącym.
Świetne wrażenie robi przede wszystkim sceneria produkcji, przeklęte miejsce odcięte od świata i zamieszkująca je tajemnicza społeczność kultystów. Kto z nas tego nie lubi?
Na uwagę zasługuje również bardzo przyjemna ścieżka dźwiękowa, mimo że wzorem kina azjatyckiego mogłoby być jej trochę mniej.
W końcu jednak nie są to fanfary i radosna muzyka kina nowej przygody znana z filmów del Toro, tylko jak najbardziej horrorowe dźwięki.
Polecam. Zdecydowanie warto wybrać się do kina!
Nie tylko, żeby dobrze się bawić, ale i dać szansę na kontynuowanie serii w bliskim nam klimacie.
Moja ocena: 7/10 jako film w ogóle.
8/10 jako część serii Hellboy.
Zapraszamy na horrorową grupę FB Horror Fanatics PL.
O horrorach ambitnie.
Recenzje, polecanki, legendy. Nie memy ;)