Co mnie w tym dokumencie najbardziej zszokowało, to nie bestialstwo ojca braci Menendezów, ale bezmiar niesprawiedliwości, tak zwanego wymiaru sprawiedliwości. Sąd nie dopuścił zeznań rodziny. Sąd całkowicie wykluczył wszystkie dowody, wskazujące na molestowanie i gwałty. Tutaj cytat: "bracia Menendez nie są skrzywdzonymi kobietami i nie będą sądzeni jak skrzywdzone kobiety". To jest dyskryminacja mężczyzn. To jest zaprzeczanie faktom, ze względu na płeć ofiar. A wszystko to, powodowane palącą potrzebą uspokojenia opinii publicznej wzburzonej sprawą... O.J. Simpsona. Potworne.
Będę trochę adwokatem diabła i pomijając ówczesne uprzedzenia i tabu co zbrodni seksualnych, zwłaszcza na mężczyznach, problem tej sprawy nie leży w sądzie, ale ogólnie w amerykańskim systemie sprawiedliwości.
Zadaniem ich sądu nie jest badanie sprawy, ale rozstrzygnięcie sporu. Prokurator i obrona stwierdzają swoją wersję wypadków a przysięgli muszą uwierzyć jednej ze stron. W takiej sytuacji obie strony muszą koloryzować bardzo, bo wtedy łatwiej jest przekonać do swojej racji nieproporcjonalnie przygotowanych do tego ludzi. A naturalnie w sytuacji sporu bardzo często prawda leży pośrodku.
Problem tej sytuacji polega na tym, że wyrok od początku nie mógł być sprawiedliwym. Gdyż nie było to zarówno morderstwo rabunkowe, jak i nie była to zbrodnia w afekcie. Trudno jest planowane morderstwo podciągnąć pod zbrodnie w afekcie, a jeszcze bardziej pod obronę konieczną. Moim zdaniem najprawdopodobniejsza wersja wydarzeń jest taka, że obaj bracia uznali, żeby uwolnić się od ojca muszą się go pozbyć. A jak ojca to i matki, jak sami powiedzieli. Wierzę, że się go bali, ale nie wierzę w to, że wierzyli, że zagraża im bezpośrednie niebezpieczeństwo. Powątpiewam też , że Lyle kłamie, że dowiedział się akurat właśnie wtedy, że jego brat był molestowany. Myślę, że to było faktycznie wymyślone pod afekt przez obronę. Prawdopodobnie to co ich popchnęło do morderstwa to faktycznie to, że Eryk nie mógł pójść na ten Stanford.
Po prostu oboje żyli w porąbanym domu i byli zapewne trochę opóźnieni w rozwoju emocjonalnym z tego powodu. Lyle wyraźnie przypomina ojca, więc biorąc to pod uwagę i fakt na to jak bezwzględni i pozbawieni wyobraźni potrafią być młodzi ludzie, wierzę, że on całkiem na zimno to zaplanował. Zwłaszcza, że faktycznie z punktu widzenia psychologicznego to była dla niego łatwiejsza opcja niż publiczne oskarżenie ojca. Najbardziej mi żal Kyle, bo on sam na pewno by tego tak nie zrobił. W Polsce sprawa by była łatwiejsza bo po prostu można by było im dać najniższą karę za zabójstwo czyli 10 lat.
Ta sprawa trochę mi przypomina Danuty Orzechowskiej, ale w tym wypadku uznano córkę za niepoczytalną i dostała 8 lat, choć opinia publiczna domagała się kary śmierci.
Planowane morderstwo można i powinno się , w przypadku znęcania się, zwłaszcza długoczasowego, kwalifikować jako popełniane w afekcie. Afekt są to tak duże emocje, że traci się zdolność panowania nad nimi za pomocą logicznego myślenia. Długotrwałe znęcanie się powoduje, że ofiara żyje w tak wielkim strachu i stresie ,że włączają się różnorodne strategie przetrwania, mechanizmy obronne, syndromy sztokholmskie, myślenie tunelowe, błędne przekonania , idealizacja oprawcy, że nie ma mowy o normalnym, logicznym myśleniu jakie jest dostępne dla człowieka zrelaksowanego. Sam sposób tego morderstwa, to, że Erik powiedział że widział dym, dwie godziny po zbrodni, świadczy o tym jak bardzo to było nieprzemyślane i chaotyczne. Tam nie było prawie żadnej strategii, a że kupili wcześniej broń , nie jest dla mnie żadnym dowodem, że działali z zimną premedytacją. Oni za wszelką cenę chcieli uwolnić się z tego koszmaru i wybrali drogę jaką wybrali. Jeśli młodszy brat miał myśli samobójcze na decyzję ojca o studiach w ich mieście i trwania w tej gehennie, czy to nie jest dowód na bycie w afekcie. W pewnym momencie człowiek tak bardzo się uwolnić, że jedyną drogą do wolności jest własna śmierć. I pewnie by tak zrobił, gdyby nie plan starszego brata. Więc dla mnie to jest afekt ludzi, którzy przeżyli piekło i którzy nie mieli gdzie się zwrócić, bo nikt im nie wierzył, każdy chciał miec święty spokój.
Gdyby tu chodziło tylko o Eryka można by byłoby faktycznie obronić tezę o zbrodni w afekcie biorąc pod uwagę jego wiek i fakt, że mieszkał przez całe życie ze swoim katem. Jednak w przypadku Lyle'a to już ciężko niestety to obronić. Gdyż miał on możliwość opuścić dom i był przez jakiś czas studentem. Dodajmy studentem w latach 80, więc nawet jego bogaty ojciec miał naprawdę ograniczoną kontrolę nad nim w tym okresie (nie to co dziś, gdy mamy komóreczki i inne gadżety).
Czy zbrodnia była chaotyczna? Była trochę dziecina, ale nie nazwałabym jej chaotyczną. Kupili broń i naboje na nie swoje nazwisko, kradnąc dowód koledze. Wiedzieli, by pozbierać łuski. Zorganizowali sobie alibi. Na pewno prokuratura miała dużo dowód łącznie z zeznaniem psychoterapeuty, który dowiedział się wszystkiego od Eryka. To oczywiste, że to było zaplanowane. To, że zbrodnia jest zrobiona po amatorsku nie znaczy, że nie jest planowana.
Niestety podjęli najgorszą z możliwych decyzji. I co warto zauważyć Lyle jej nie żałuję (jego słowa). Co tym bardziej wskazuje, że z jego strony to była świadoma decyzja zagrania va bank. A stawką było zachowanie wszystkiego (dobrego imienia rodziny, prestiżu, pieniędzy) przy pozbyciu się zboczonego tyrana i uzależnionej od niego matki. Myślę, że Lyle wiedział, że istnieją inne opcje (są też tego dowody jak list w więzieniu), po prostu nie chciał z nich skorzystać, bo na nich tracił z jego punktu widzenia.
Dlatego to było morderstwo, choć oczywista okoliczność łagodząca jest ta, że rodzice sami zgotowali sobie ten los, krzywdząc swoje dzieci.