Tym właśnie, niedosłownym cytatem z Daina Żelaznej Stopy, chciałbym przywitać się ze wszystkimi narzekaczami, którzy uznają Hobbita: Bitwę Pięciu Armii za gniot niegodny oglądania i nie potrafią wysnuć konstruktywnej krytyki. Film ten (jak i każdy inny) należy poddać subiektywnej, jak i obiektywnej krytyce, ale musi być ona szczera i zawierać informacje jasne dla każdego, kto chce go zobaczyć.
Poniżej zmierzę się z napisaniem szczerej, odważnej i uczciwej recenzji. Zapraszam do zapoznania się z moją opinią.
Hobbit : Bitwa Pięciu Armii to zakończenie najnowszej trylogii Petera Jacksona, której akcja rozgrywa się w Śródziemiu. Powracamy więc razem do znanych już nam miejsc i postaci. Możemy dzięki temu wygodnie rozsiąść się w kinowych fotelach i swobodnie oddać oglądaniu... Czyżby?
Nie! Bowiem od samego początku akcja wciska widza w fotel, emocje rosną bardzo szybko, nie pozwalając niemal na chwilę oddechu. Czujemy ognisty oddech Smauga niszczącego miasto na jeziorze, a podmuch jego skrzydeł trzęsie kamerą, powodując u widza dosłownie przerażenie ogromem zniszczeń, jakich dokonał smok.
Wartko poprowadzona akcja pozwala nam powrócić do zdobytego przez drużynę Thorina Ereboru, mamy również możliwość spojrzenia na znajdującego się w nie lada tarapatach Gandalfa…
Nie chciałem w tej recenzji spojlerować Państwu wydarzeń, ale myślę, że bez tego nie możliwe będzie dokładna ocena filmu, a taką właśnie tylko i wyłącznie chcę wystawić Bitwie.
Muzyka.
Zacznę może od tego, na co większość zwraca uwagę na końcu - muzyka. Howard Shore i tym razem nie zawiódł. Jednakże wszystkie melodie, jakie mamy przyjemność posłuchać w trakcie seansu, są tylko tłem dla rozgrywającej się akcji. Nie ma tutaj zapadających w pamięć NOWYCH motywów muzycznych, takich jak te z Władcy Pierścieni, które każdy fan może zanucić w pamięci np. motyw Shire, Gondoru, Rohanu. Cała muzyka jest, jak już napisałem, ledwie tłem dla scen akcji, a tych we filmie jest co nie miara. Pokuszę się o podsumowanie, że w żadnym z Hobbitów, poza piosenką krasnoludów o Górach Mglistych nie pojawił się motyw muzyczny, który widzowie na długie lata zapamiętają po wyjściu z kina. Niestety, ale tym razem Howard Shore, chociaż wykonał kawał świetnej roboty, to nie przeskoczył poprzeczki, którą sam sobie ustawił pisząc muzykę do Władcy. Nie znaczy to, że była ona zła, po prostu zbyt wiele motywów muzycznych skopiowano z poprzedniej trylogii, a te, które były nowe nie miały tego czegoś, co posiadają tamte - nie niosą za sobą tych emocji, tych obrazów i wspomnień. Muzykę oceniam więc na 6/10.
Strona wizualna.
Strona wizualna filmu - tutaj nie można wiele zarzucić. Nie jest moim zdaniem szkoujące, że wiele scen jest prawie w zupełności wygenerowanych komputerowo. Jasnym jest, że bitwy tej rozmiarów, nie da się nakręcić przy pomocy nawet olbrzymiej liczby statystów. Nie robiłbym też twórcom zarzutów z powodu stworzenia postaci przy pomocy CGI. Początkowo czytałem recenzje odnośnie Daina, jakoby wyszedł słabo. Szczerze mówiąc - oglądałem film 2 razy i nie jestem w stanie odróżnić kiedy był na planie prawdziwy aktor, a kiedy jego komputerowa wersja. Dain był zrobiony znakomicie. Nie było też scen, w których jak gdzieś tu przeczytałem "chamsko wklejony jest bohater na sztucznym tle". Przynajmniej ja takich nie widziałem. Szedłem do kina z nastawieniem, że to widowisko musi być w dużej mierze wygenerowane w komputerach, ale wiedziałem, że nie będzie to słabe i nie myliłem się. Jeśli chodzi o stronę wizualną filmu i grafikę komputerową, oceniam je na 9/10.
Scenariusz.
Niestety widać wyraźnie, że rozciągnięcie Hobbita na 3 części w pewnym stopniu odbiło się na scenariuszu, który momentami nie do końca zgrywa się sam ze sobą. Bohaterowie i armie pokonują olbrzymie odległości w nienaturalnie szybkim czasie - ma to na celu sprawić, by akcja nie traciła dynamiki, ale za razem odbiera realizm filmowym wydarzeniom. Niektóre postaci, jak Radagast czy Beorn pojawiają się ledwie na chwilę, powiedziałbym nawet, że w przypadku tego drugiego bohatera - na zbyt krótką chwilę, bo jeśli ktoś akurat schylił się po popcorn podczas seansu, to pojawienia się Beorna mógł w ogóle nie odnotować. Pojawienie się Robokołaków nawet poczciwy Dain komentuje określeniem : "Przesada". Mało przemyślana scena i rozumiem zarzuty wszystkich tych, którzy zastanawiają się, dlaczego orkowie dysponując taką bronią, nie użyli olbrzymich robali we walce. Takich momentów i scen we filmie jest trochę, ale nie na tyle dużo, by zaważyły one na ogólnej ocenie całości w jakiś przesadnie negatywny sposób.
Jeśli chodzi o dialogi, to przekrój jest spory, od doskonałych momentów, jak rozmowa Bilbo z Thorinem, aż do żałosnych, słabych i wywołujących „facepalm” słów Tauriel o bolącej miłości. Jestem fanem dzieł Jacksona, ale jak zobaczyłem Tauriel rozpaczającą nad ciałem Kiliego, to nawet moja dłoń wylądowała na czole. Być może dla kogoś jej słowa mogłyby być poruszające, ale dla mnie były to najsłabsze kwestie we filmie.
Wątek romantyczny w ogóle w Hobbicie jest okropną porażką i Jacksonowi powinno być wstyd z /powodu tego, że ów wątek w ogóle się w powieści pojawił. Ocena scenariusza: 7/10.
Bohaterowie.
We filmie błyszczy zdecydowanie Thorin. Każda scena z jego udziałem jest wspaniała. Cudownie odegrana smocza żądza złota, ukazująca niesamowitą i złą stronę kasnoludzkiego króla. Kolejną postacią, kradnącą serca widzów jest oczywiście Bilbo, który swą szczerością i poczciwością powoduje na twarzach oglądających mimowolne uśmiechy. Osobiście podobała mi się również Galadriela, uwielbiam każdą scenę z tą postacią. Wśród najlepszych postaci tego filmu nie sposób pominąć Thranduila, którego zły charakter zostaje w pewnym stopniu przełamany, a także Barda, który okazuje się wspaniałym przywódcą i bohaterem ludzi. Jako fan Gandalfa, jestem zachwycony każdą sceną z jego udziałem, chociaż akurat w Bitwie nie ma wiele do zagrania. Bardzo podobał mi się również Dain i to jaką postać z niego zrobili. Podobnie pozytywnie oceniam Sarumana i Elrodna, całe szczęście ich pojawienie się jest mniej epizodyczne niż Beorna lub Radagasta.
Porażką jest postać Alfrida, którego imię jest w tej produkcji najczęściej wymieniane przez innych bohaterów. Możecie nie zapamiętać po wyjściu z kina imion krasnoludów, czy czarodziejów, ale Alfrida nie zapomnicie na pewno. Ma zbyt wiele scen i poświęcono mu za dużo uwagi. Alfrid ma być elementem komicznym w historii, ale jest to komizm żałosny, zbędny, a poza tym postać jest wredna, beznadziejna – idealny cel, zdawać by się mogło, by pokazać młodym widzom, że zło zawsze zostaje ukarane. Ale nie, zamiast tego Alfrid ucieka z filmu z biustonoszem wypełnionym złotem.
Bardzo słabą grę aktorską prezentuje Evangeline Lilly grająca Tauriel. Moim zdaniem również Legolas w tym filmie nie błyszczy, a opinie ludzi o autoparodii tej postaci są sensowne i wg mnie śmiechy na sali, czy brawa kiedy biegł po spadających cegłach świadczą o tym, że Peter Jackson przesadził robiąc z Legolasa pół-boga w Hobbicie. Jego sceny nie są jednak dominujące i wcale nie rujnują ogólnego odbioru filmu jak przeczytałem w kilku innych recenzjach. Oglądając popisy Legolasa starsi widzowie uśmiechną się kilka razy, a młodsi na pewno będą zafascynowani jego zdolnościami.
Pomimo kilku słabych postaci grę aktorską i ogólne zaprezentowanie bohaterów oceniam we filmie na: 9/10.
Wątki, których nie było.
Przez 3 filmy dowiadujemy się wiele o Arcyklejnocie, o bogactwach Ereboru… A na koniec nie wiemy co się z tym wszystkim stało. Tak, nie wiemy. Film pomija rozwiązanie takich kwestii jak pogrzeb Thorina, rozwiązanie sporu o skarb krasnoludów. Jest to porażka na całej linii, mimo, że sceny te mają być w edycji rozszerzonej, to uważam, że widzowie zasługiwali na to, by wiedzieć co stało się z celem całej wyprawy krasnoludzkiej, kto został królem pod Górą i jak właściwie zakończył się spór o złoto. Niestety, odpowiedzi nie poznamy jeszcze przez niemal rok, aż do wyjścia edycji rozszerzonej. Jest to dla mnie równie nie wybaczalne, co wycięcie śmierci Sarumana z Powrotu Króla.
Za to twórcom należy się solidne wybuczenie!
Podsumowanie.
Film jest dobry. Jest arcydziełem wizualnym, ale nie jest nim jeśli bierzemy pod uwagę scenariusz. Sama bitwa chociaż długa, nie nudzi. Hobbit trzyma w napięciu do samego końca. Zaś koniec jest piękny, ponieważ reżyser w ciekawy sposób spaja ze sobą obie trylogie, umożliwiając od razu po seansie Hobbita obejrzenie Władcy Pierścieni.
Film jest stworzony dla szerokiej widowni, nie tylko dla fanów, dlatego pojawiają się takie postaci jak Alfrid, czy Tauriel, które nic nie wnoszą do historii, a ich wątki są ucięte i nie wyjaśnione do końca. To poucinanie wyraźnie czasami czuć i ono kłuje w oczy. Marnym pocieszeniem jest myśl, że błędy poprawi edycja rozszerzona. W kinie byłem 2 razy i wiem, co widziałem.
Feeria efektów specjalnych powoduje, że momentami Hobbit przypomina doskonałą grę komputerową.
Jeśli liczycie na wielkie wzruszenia i łzy, to raczej tego nie uświadczycie podczas seansu, ale jeśli spodziewacie się wielkiego widowiska, cudownych efektów specjalnych i powrotu do Śródziemia i ulubionych bohaterów – nie zawiedziecie się.
Bitwa Pięciu Armii wyszła spod ręki twórcy legendarnego Władcy Pierścieni i już samo to sprawia, że na film ten poszły miliony ludzi. Większość z nich wyszła z kina zadowolona, co oznacza, że mimo nieuniknionych błędów, 3 części Hobbita udało się przejść pozytywnie kinową weryfikację.
Dla fanów – obowiązkowo do obejrzenia co najmniej 2 razy!
PS. Jeśli ktoś spodziewał się nadal, po 2 poprzednich częściach ekranizacji książki, to radzę zostać w domu i… czytać książkę! :)
Pewnie miał zamontowaną pod czołem żelazną blachę...
Swoją drogą lubię przywiatnie Balina z Dwalinem w pierwszym filmie w domu Bilba.
Nareszcie trafiłam na kogoś kto nie narzeka "jaki to ten film beznadziejny"! Dzięki wielkie za tę wypowiedź, w pełni się z nią zgadzam. Film jest bardzo dobry, widać że dużo serca i pracy w niego włożono, jednak nie jest pozbawiony wad. Po seansie miałam wrażenie, że czegoś mi brakowało. Mam tu oczywiście na myśli to, jak ostatecznie rozwiązali sprawę skarbu, pochówek Thorina i jego siostrzeńców - chociaż czytałam książkę i wiem jak to rozwiązano, to chętnie zobaczyłabym to na wielkim ekranie, wycinając za to sceny z Alfridem (chyba najbardziej nużący i nieciekawy watek w całej trylogii). Nie zmienia to jednak faktu, że film, podobnie jak pozostałe części Hobbita, podobał mi się i pewnie jeszcze nie raz go obejrzę. :)
Dzięki za pozytywny odzew i przeczytanie mojej - jednak dość długiej, bo wnikliwej opinii.
Jestem fanem Śródziemia, ale nie jestem ślepy - film miał wady, które jednak nie sprawiły, że nazwałem go gniotem. W swojej klasie jest arcydziełem i zapewne do niego również wrócę. Czekam już tylko na edycję rozszerzoną, bo zobaczyć to czego nie widziałem w kinie. :)
Oj tak, miło będzie obejrzeć edycję rozszerzoną. Swoją drogą ciekawe czy znajdzie się w niej więcej scen z Radagastem i Beornem, bo w filmie pojawili się na tak krótko, że równie dobrze mogłoby ich nie być. No i może rozwinięcie sceny z Shire, bo też za krótko było pokazane, stanowczo za krótko. :)
Beorn być ma ponoć w retrospekcji pokazany, jak go torturują. Mam nadzieje, że będzie scena w której Radagast da Gandalfowi swoją laskę, bo póki co to można wywnioskować, że mu ją Gandalf zaiwanił. ;)
Retrospekcje Beorna chętnie bym zobaczyła, bo to ciekawa postać, a w filmie potraktowana po macoszemu. Faktycznie, o lasce też nic nie było. :D
Gdybym miał oceniać wg swojego schematu byłoby to tak:
1. Film (cała seria) miał być moim utęsknionym powrotem do śródziemia: : 10/10 (pełna satysfakcja)
2. Liczyłem na porządną zapierającą dech w piersiach walkę ze smokiem i porządną długą bitwę z krwawą jatką: 9/10 (boska masakra i pożoga niesiona przez Smauga, choć niektóre stwory w armii orków to chyba z licencji Warhammer'a np. te podobne do ludzi olbrzymy, niech żyje Legolas, rzeźnik orków, skoro już tam zawędrował to chociaż uzasadnił swój profesjonalizm z Władcy)
3. Film (seria) musiała być mroczniejsza niż oryginalna bajka, Hobbit i Władca w oryginalnej formie są dla mnie nie dopasowane: 10/10 (no i jest poważniejsza :) )
4. Godziłem się z myślą że dla podniesienia efektywności widowiska w serii zmieniono fabułę : 5/10 (bij na grzybki Taurielo, wypchaj się tą swoja miłością, mniej mi szkodzi fakt, że jak każdy wie to Dain zabił Azoga w bitwie o Morię)
5. Zakończenie miało być pełne i satysfakcjonujące: 5/10 ( mi się wydaje jedynie przygnębiające)
6. Miałem mieć dobry moment po wyjściu z kina: 10/10 ( byłem na maratonie z premierą)
W większość zgadzam się z Twoją recenzją. Niestety zbyt wiele wyraźnych wad tego filmu odebrało mi przyjemność z oglądania reszty.
Mam nadzieję, że się zmuszę na powtórny seans, tym razem w oryginale (niestety pierwszy seans musiałem oglądać z dubbingiem) i za drugim razem film wywrze na mnie lepsze wrażenie. Chyba dobrym pomysłem byłoby wzięcie zatyczek do uszu i korzystanie z nich za każdym razem jak pojawia się Alfrid (uważam, że ta postać była bardzo udana, aż do śmierci smoka i króla, po tym każda scena z nim była żałosna).
Dubbing jest oczywiście porażką, ale jest robiony z myślą o dzieciach. Dla fana fantasy, czy kina w ogóle, dubbing we filmie jest nie do przyjęcia - co innego w bajce np. Shrek, czy inne Smurfy. ;) Dlatego o dubbingu nie wspominałem w ogóle.
W* filmie, a nie "we", błagam :'D Recenzja świetna i w większości się z nią zgadzam, ale to bardzo rażący błąd i odbiera przyjemność czytania. Pozdrawiam c;
Zacznę od tego, że choć film uważam za "Ujdzie" - nie nazwałabym go gniotem. Nie do końca jednak zgodzę się z tym, że twoja "recenzja" jest w miarę obiektywna, acz zapewne szczera. W kolejności, dla wygody - takiej, jaką ty nadałeś.
1. Muzyka. Poprawna. Poza "starymi" kawałkami nawiązującymi do Władcy - stanowi dobre tło, nie "przebija tego, co się dzieje na ekranie... Ale od kompozytora tej miary oczekiwałabym więcej. Oceniłabym na 5 lub 6 [czyli podobnie jak ty, no może ciut słabiej].
2. Strona wizualna. Nierówna. Genialnie zrobiony Smaug, średnio szeregi w bitwie, robakocośtam żywcem "zerżnięte z czerwi z Diuny. Przy takim budżecie - można chyba oczekiwać bardziej wyrównanej pracy? Przeładowanie efektami, poprawianie każdego kadru, jakby reżyser non - stop udowadniał samemu sobie [i widzom przy okazji], że umie robić CGI i "fotoszopa" - też nie pomogło. We Władcy Nowa Zelandia udowodniła, że świetnie sobie radzi grając Śródziemie bez "wspomagaczy więc po co? w związku z powyższym - dałabym góra 7/10
3. Scenariusz. Nie tyle mocno kuleje co leży na obu łopatkach! Bzdury, które Tolkienowi by do głowy nie przyszły, masa idiotycznych wątków służących wyłącznie rozwlekaniu akcji w czasie... Bitwa spartaczona z punktu widzenia strategicznego i logicznego. Podobnie nielogicznych scen jest w filmie cała masa - co znacząco wpływa na odbiór całości. Co do dialogów masz zupełną słuszność. Obok perełek [jak rozmowa Bilba z Thorinem o żołędziu] żenady kompletne jak smęcenie rudej... Jackson za karę powinien zostać skazany na rok wysłuchiwania non - stop tego kretyństwa... Cały wątek romantyczny rodem z "Trędowatej" - bez sensu i emocji, właśnie na poziomie "literatury kuchennej". Ogólna ocena scenariusza to najwyżej 3/10.
4. Bohaterowie. Główny bohater - hobbit Bilbo Baggins w sumie gdzieś tam się snuje przed kamerą nie wiadomo za bardzo po co. Freeman zagrał świetnie [powiedziałabym, że lepiej niż Wood Froda!], ale jego postać została totalnie zmarginalizowana. Thorin większość czasu paraduje z jedną nabzdyczoną miną jakby miał problemy z żołądkiem i uważa, że to "królewskość". No, niech mu będzie. Scena Smoczego Obłędu - gdyby była krótsza o połowę byłaby świetna, a tak nudzi. No, ale kilka razy drgnął mu kącik ust co zapewne miało symbolizować uśmiech, to i tak postęp w porównaniu z dwójką czy jedynką... Innych krasnoludów właściwie nie ma. Thranduil się broni - Lee Pace udowodnił, że nawet pomimo półcentymetrowej warstwy gipsu na całej twarzy potrafi coś wyrazić mimiką! Sukces! Bard - niech sobie żyje, zastrzeżeń nie mam, choć tą rolę mógł zagrać każdy ciut przystojniejszy aktor, o wybitności trudno mówić. Ale dał radę. Gandalf - świetny. Choć czas jest bezlitosny i widać, że od Władcy sporo wody upłynęło - starszy pan udowadnia, że nie metryka ma znaczenie a talent. Podobnie jak pominięty przez ciebie Saruman [ma 92 lata!]. Dain i Elrond - poprawni. Beorna trudno ocenić w te cztery sekundy. Radagastowi w takiej formie jak zaserwował nam PJ mówię NIE! To był Istari! Jeden z najmądrzejszych! Fakt, że kochał przyrodę i w związku z tym trzymał się na uboczu, z dala od polityki nie oznacza, że był półidiotą z głową upapraną ptasim gówienkiem! Alfrid - to kolejny beznadziejny wytwór wyobraźni PJ. Rozwlekając akcję cienkiej książeczki na trzy długie filmy trzeba było czymś zapchać dziury. No to lu. Po co fatygować się w wymyślenie czegoś sensownego? Wszak to taka "śmieszna" postać - tchórz, złodziej, lizus, zdrajca... Idealny pretekst do wplatania dowcipów dla opóźnionych w rozwoju gimnazjalistów... Doadałabym tu jszcze długotrwałe zaćmienie umysłowe Barda, który znając go, wiedząc jaki jest i nawet przyłapując na kłamstwach - powierza mu opiekę nad kobietami i dziećmi [między innymi własnymi!]. No czy on był normalny, ten cały Bard? Tauriel - beznadziejna. Mierniutka aktorka choć ładna kobieta. Do tego jedynym celem wplecenia jej do akcji jest jej latanie za kolejnymi spodniami - nie ma ani jednej sceny, w której funkcjonowałaby w oderwaniu od faceta. Żałosna. Legolas kiepski. Lubię Orlando Blooma, ale tu... Pomimo kilku świetnych i dobrych postaci - ogólnie oceniam zaprezentowanie bohaterów na 5/10.
Nierozwiązanie sprawy Arcyklejnotu, skarbów Ereboru, dziedzictwa korony rodu Durina - krecha jak stąd do Meksyku i na powrót. I nie przekonuje mnie, że w Edycji Rozszerzonej cośtamcośtam. Idąc do kina na film oczekuję KOMPLETNEGO dzieła, a nie trailera z informacją, że mogę sobie pełną wersję obejrzeć kiedyś gdzieś.
Podsumowując: film przeciętny, pomimo zręcznego nawiązania do Władcy pod koniec. Luki scenariuszowe przeważają nad efektami, nawet tymi najlepszymi. Pocięcie akcji niestety wyraźnie odczuwalne, odbiera sens całości. Sporo postaci nie związanych wcale z główna historią służy tylko i wyłącznie przeciąganiu czasu i niczemu innemu. Feeria efektów [czasem świetnych, czasem przeciętnych] sprawia, że film ogląda się jak niezłą grę komputerową. Jeśli ktoś lubi przez tyle czasu gapić się na grafikę gry... ;) Jeśli liczycie na łzy wzruszenia podczas seansu - raczej nie macie szans. Jeśli spodziewacie się miłego, wciągającego filmu z sensowną akcją - także. Jeśli jednak macie ochotę na kilka godzin migających obrazków wygenerowanych komputerowo, pociętych na krótkie, czasem powiązane ze sobą sekwencje - polecam. Bitwa Pięciu [właściwie to czterech, ale niech będzie] Armii wyszła spod ręki twórcy Martwicy Mózgu. Już to samo sprawia, że można ocenić poziom - tyle, że przerysowania w dziele oryginalnym reżysera były zaplanowane i w obrębie gatunku stanowi swego rodzaju klasyk. W przypadku Hobbita się to nie sprawdza. Oczywiście pójdzie na ten film masa ludzi [sama poszłam!], tyle, że ogromna część z nich wyjdzie z kina rozczarowana bądź zażenowana tym, co można zrobić inspirując się twórczością Tolkiena [bo trudno tu mówić o adaptacji, nawet "film na motywach" to określenie mocno naciągane...].
Dla fanów Petera Jacksona - obowiązkowo, nawet kilkakrotnie. Dla fanów Tolkiena - do obejrzenia i zapomnienia, bez spięcia można poczekać, aż puszczą w TVN.
Podpisuję sie rękami i nogami.
Od siebie dodam jeszcze dwie rzeczy.
1. Reżyseria jakoś strasznie leżała. Bitwa była pokazana strasznie chaotycznie, zwłaszcza od momentu, gdy akcja przenosi się do tego centrum dowodzenia orków. Od wtedy reżysera nie interesuje co się dzieje w dolinie. i w sumie nie wiadomo jak to się potoczyło.
2. Przekombinowane modele postaci. Dziwaczne rzeczy Jackson powymyślał. Jak ten ork, co zabił Kilego. Jak rozumiem te kawały stali wżarte w ciało miały być zbroją, podczas gdy tak na dobrą sprawę powinny go wykończyć. Miało to być straszne, czy jak? Niepotrzebne przekombinowanie. Tak samo jak ten troll, którego Legolas użył do zwalenia wieży - miał kulisto zakończone protezy zamiast rąk i nóg. Jak udało mu sie utrzymywać równowagę i po co takie cudacwo było wprowadzać do filmu? Naprawdę, nie rozumiem.
No i znowu trzeba czekać na EE. Wycinać takie świetne sceny to już lekka przesada.
A mógłbyś sam się odpieprzyć i pozwolić innym ludziom wyrazić swoją opinię?
Na cholerę zaczynasz recenzję od narzucania innym co mają myśleć.
Ja rozpisałem bardzo konkretnie co mi się w filmie nie podobało i dlaczego dałem niską ocenę.
Dodam że 7/10 dla scenariusza to jest kpina, bo właśnie scenariusz kładzie cały film. Romans na poziomie Twilight, dialogi na poziomie The Room, bitwa na poziomie Maleficent. To właśnie w scenariuszu jest pies pogrzebany i ocenianie go jako bardzo dobry nie mieści się w głowie.
A co dopiero ocenienie go wyżej niż muzyki Howarda Shore, nawet jeśli odgrzewa kotlety z poprzednich częściach w nowej aranżacji, to nadal jest o dwie poprzeczki wyżej od beznadziejnego scenariusza.
Jako wybitny troll internetowy zapewne odnotowałeś kolego, że swoją opinię wyrażasz w każdym temacie.
Czy w tym było napisane, że Ci jej nie wolno wyrazić?
Czy ja tak napisałem?
Po co te słowa o odpieprzeniu się?
Ktoś Ci czegoś zabronił.
Film Ci się nie podoba. Ma prawo. Ok, to Twoje zdanie, masz do niego prawo. Ja Ci nie narzucam mojego zdania, ale też Cię nie obrażam, czego sobie nie życzę z Twojej strony.
Lepiej się wzajemnie szanować niż obrażać, co? :)
""Dzień dobry wszystkim! Czy moglibyście się odpieprzyć?!"
Tym właśnie, niedosłownym cytatem z Daina Żelaznej Stopy, chciałbym przywitać się ze wszystkimi narzekaczami, którzy uznają Hobbita: Bitwę Pięciu Armii za gniot niegodny oglądania i nie potrafią wysnuć konstruktywnej krytyki."
Te recenzje są już męczące. Nie możesz po prostu wyrazić swojej opinii? Większość recenzji zaczyna się od najeżdżania na tych co skrytykowali film.
Nie wiem czemu nazywasz mnie trollem, a słowa o odpieprzeniu się - zacytowałem Daina tak samo jak i Ty.
"Lepiej się wzajemnie szanować niż obrażać, co? :)"
O tym właśnie pisałem.
Najlepsza recenzja BPA jaką czytałem,nie ma zbędnego słodzenia ale nie ma też przesadzonej krytyki.Ocena recenzji-10/10
Starałem się, więc dzięki za pozytywną opinię. Ale to opinia fana tak czy inaczej. ;)
Nie zgadzam się co do muzyki! "Feast of Starlight", "The Forest River (Extended Version)", "Beyond the Forest" ciągle nucę :P
Na początek - świetna, dobrze wyważona recenzja.
Na filmie byłam dwa razy i bardzo dobrze się bawiłam, szkoda tylko, że niekoniecznie w momentach zamierzonych przez twórców.
Denerwowało mnie to, że zakończono w pełni chyba jedynie wątek Legolasa (mimo tego, że czekałam na to, aby się okazało, że Bolg był jakoś związany ze śmiercią jego matki i musiałam przymknąć oko na to, iż w Filmziemiu czas leci inaczej i Aragorn może tu już być dorosły). Jako widz, nie wiem, co się stało z: arcyklejnotem (ostatnio miał go Bard), Królestwem pod Górą, klejnotami króla elfów, ludźmi z Miasta na Jeziorze, Alfridem (sądzę, że w EE zginie przez gorset napchany złotem, ale to powinno być pokazane w kinie, tak jak Ty piszesz), nawet podróż powrotna Bilba wydała mi się mocno pocięta. Irytowało mnie to, że rozciągnięto niektóre pojedynki a nie wyjaśniono tak ważnych rzeczy.
Atak Smauga na Esgaroth powinien być, moim zdaniem, w drugim filmie. Wtedy dwójka miałaby porządne zakończenie, a w trójce nie byłoby wrażenia dziwnego wskoczenia w środek akcji.
W filmie było wiele scen bez sensu, ale niektóre z nich były tak piękne (choćby wizualnie), że ich głupota nie była tak drażniąca. Na przykład, elfowie wyskakujący zza tarczy i włóczni krasnoludów powinni być natychmiast przez ciężkozbrojnych orków na owe włócznie wepchnięci, ale - jak to pięknie wyglądało :)
Zgadzam się, momentami epickość scen brała górę nad realizmem i logiką. Jednak to jest coś, czego wielu widzów oczekiwało i spodziewało się po tym filmie. :)
Aragorn w okresie Hobbita ma jeśli dobrze liczę 27 lat, można więc uznać, że jest dorosły, jak też możliwe jest iż jego imię było już w świecie znane.
W książce ma od 8 do 11 lat (na każdym forum piszą inaczej, a mi się nie chce w dodatkach do WP szukać). Po wyobrażeniu sobie, jak mógł w takim wieku zasłużyć na pseudonim "Obieżyświat", o którym słyszał nawet Thranduil, (o filmowym królu elfów było przecież wiadomo, iż ma w nosie świat poza własnym królestwem), uznaję jednak, że w filmach Drużyna nie wyruszyła z Rivendell po 77 latach od Bitwy Pięciu Armii (zgodnie z książką), tylko po latach 62-65. Wtedy Aragorn mógłby już wtedy być dorosły.